Podsłuchiwanie cudzych rozmów narusza kanony grzeczności. Bywają momenty, że człowiek musi, zwłaszcza gdy mimowolnie wpakował się w sytuację bez wyjścia.
Pobłądził w mrocznych korytarzach gmachu, któremu patronuje córka Uranosa i Gai - Temida. Czy ma zatykać uszy, kiedy - tuż obok - ktoś gawędzi? Chodzi o stojących na przeciwległych barykadach sądowej batalii ludzi, wdających się w pogawędkę. Nie podsłuchałem zwyczajnej rozmowy, to był raczej monolog.
Dżentelmen wystrojony w togę z aksamitnymi wypustkami koloru zielonego i żabot tej samej barwy, zwraca się do kolegi po fachu, którego żabot dla odmiany jest czerwony. Dzieli się życiową mądrością na temat zmory paraliżującej polski wymiar sprawiedliwości, czyli ?przewlekłości sądowej". Pan obrońca prawi oskarżycielsko: ślimaczenie się procesów bierze się z winy sądów.
W nieskończoność przedłużające się procesy to temat rzeka. Wspaniała inspiracja dla wszelkiej maści publicystów, którzy kochają rozwałkowywać zagwozdki prawnicze, inaczej mówiąc: których kręci tematyka kultury prawnej.
Podsłuchiwanie wiąże się z ryzykiem, że podsłuchujący wszystkiego nie wyłapie, stąd nie sposób przytoczyć, jak złote usta ?winę sądu" uzasadniły. Może to wina Tuska? Cóż, żeby rozwiać watpliwości, trzeba będzie sięgnąć po opiniotwórczy periodyk i poszukać w nim wywodu, który występuje w formie zwiewnego felietonu. Eksperckie dywagacje podane w sposób lekki, łatwy i przyjemny dobrze się czyta, a czytelnik przy okazji nabywa ogłady prawnej. Takich felietonów są głodni mieszkańcy całej Polski, nie wyłączając Godzikowic i wioseczki o uroczej nazwie Gać.
Ale wróćmy na sądową salę. Wszystko zagmatwało się już po rozpoczęciu wokandy, kiedy gwiazda palestry, robiąca furorę w kręgach brzeskiej władzy, zawnioskowała wykluczenie sądu z procesu, bo ten, w jej przekonaniu, nie ma doświadczenia w procedowaniu w tak skomplikowanych sprawach. I co? Wysoki sąd zarządza przerwę a następnie rozprawę odracza, wyznaczając kolejny termin. Tak właśnie rodzi się przewlekłość.
Zrobiło się ponuro, jak to zwykle w świątyni sprawiedliwości, dlatego przytoczę dowcip, który ukazuje wielkoduszność adwokatów.
Mecenas przyszedł na widzenie ze swoim klientem.
- Mam dwie informacje: dobrą i złą
- To zacznij pan od złej.
- Badania krwi wykazały, że był pan na miejscu morderstwa.
- A ta dobra wiadomość?
- Spadł panu poziom cholesterolu.
Proces z długą ławą oskarżonych i mnóstwem tomów, od wielu miesięcy nie może ruszyć z miejsca. Nie chodzi o zbrodnię morderstwa, jak w dowcipie, a o praktyki korupcyjne na szczeblu powiatowym. Logistyka sądowa to nie lada wyzwanie. Zgromadzenie w jednym miejscu i czasie kompletu oskarżonych (nikt nie jest aresztowany i dlatego to nie bułka z masełkiem), wezwanie chmary świadków, jest naprawdę wielkim problemem. Rosną sterty papieru: zwrotne potwierdzenia doręczeń, ekspertyzy, opinie, dowody, protokoły, notatki służbowe, akta puchną w tempie efektu jojo.
Kolejna rozprawa i znowu ślimaczenie, przewlekłość sądowa rozkręca się na dobre. Kto sypie piach w tryby machiny? Nikt, tym razem zawiniło liche zdrowie. Okazuje się, że skłonny do pogawędek mecenas nagle się pochorował i nie ma siły bronić głównego oskarżonego. L4 wpłynęło tuż przed wokandą!
Znamy różne epidemie. Obok świńskiej grypy, śmiertelne żniwo zbiera choroba wściekłych krów, o eboli strach w ogóle wspominać. Politycy z kolei mają swoją ?chorobę filipińską". Czas najwyższy by świat medycyny wprowadził do obiegu pojęcie ?choroby adwokackiej". Dolegliwość owa dopada znienacka, atakuje nawet najzdrowsze jednostki w momentach szczególnych, na przykład w gorący czas wyborów.
Na zakończenie jeszcze jeden dowcip, który nawiązuje do ?przewlekłości sądowej". Anegdota pięknie pokazuje, jak gorące serca kołaczą pod zielonymi żabotami.
Adwokat udziela rad początkującemu koledze: - Pamiętaj, żeby w sądzie przemawiać jak najdłużej. Im dłużej będziesz mówił, tym dłużej twój klient będzie na wolności.