Minęły chyba ze dwie doby, jak nie pochyliłem się nad piekielnikiem rządzącym pięknym miasteczkiem, w którym jestem zameldowany. Przepraszam.
Wygrzewając stare kości w oddali od meldunku, wykorzystując przedjesienne upały, które zagnały w cień ze środowiskiem WiFi, wyleguję się w cieniu palm i klikam te oto słowa.
Wyluzowany, urlopowo zreklasowany, nietroszczący się o polityczne przeżycie, a więc: nic-nie-muszący - zezwalam sobie na ocenę człowieka, który administruje moim ukochanym miastem. Brzegiem mianowicie.
Sretum vel Toaletum, domyślnie: lizus administratora, zamachnął się bym zaprzestał pisaniny, wmawia mi paranoiczną nienawiść do wszystkiego, co mnie otacza. Cóż, to ględzenie tchórza, który swoje treści firmuje okołoodbytniczym nickiem. Kwitując: śmierdzący typek wychynął na moment z klozetowej muszli z ciężką klapą na łbie i w ramach Ice Bucket Chellenge doprasza się wylania na pustą łepetynę kubła Domestosa. Dopiero wtedy mendy skonają.
Ci, z którymi znamy się bliżej, z łatwością diagnozują moją kondycję psychofizyczną. Stwierdzenie: mam się dobrze - to półprawda. Mam się znakomicie! Na tyle wspaniale, że w słonecznych okularkach oglądam dalekie światy, popijam karaibskie drinki, a końca szczęśliwości nie widać.
???????? ???????????? - skwitowałaby po rosyjsku Lenka, serdeczna przyjaciółka z Kijowa.
Radość zwielokrotni się, kiedy kłamca administrujący miastem zlokalizowanym nad kapryśną Odrą, wyląduje na samorządowym aucie. Z czymś wtedy wreszcie się pożegnam. Utracę mianowicie sens pisania o lokalsach, którzy miasto i otaczające środowisko psują. Co w zamian? Bez żalu zajmę się kwiatkami, miłością oraz wschodami i zachodami słońca.
Dzisiaj mam w ofercie skan pisma porażającego. Materiał stary, ale jary, jak skwitowała wiewiórka, która owe cudactwo podrzuciła. To ?dokument" archiwalny, sprzed dwóch lat, zdzierający gacie człowiekowi, który pod połajanką złożył podpis wraz pieczęcią. Chamstwo pierwszej klasy.