Listopad to czas szczególny. Pierwsze dni przynoszą nostalgię, która szybko przemija ustępując miejsca stadnemu zadeptywaniu cmentarzy. Rozpoczyna się rozgrzewka przed tromtadracją i patriotycznymi zapasami, jakie Polacy stoczą w 11. dniu miesiąca.
W tle odchodzi nachalny marketing, startujący w sklepach wielkopowierzchniowych w świetle dogasających zniczy. Oto znak, że niedługo mikołajki i Narodzenie Pańskie.
Politycy w takich klimatach czują się jak karpie w wodzie, choć nie - to niezbyt szczęśliwe porównanie, wszak karpiowate wkrótce polegną w dorocznej hekatombie. Przywódcy nie zamierzają tak skończyć i dlatego starają się w dwójnasób. Organizują nam raj na Ziemi i nie zapominają o drugim świecie, chcą byśmy i tam byli szczęśliwi.
Oczywiście nie będę przynudzać o wybrańcach z wysokiej półki. Od problematyki krajowej mamy Łukasza Warzechę, bliźniaków jednojajowych: Michała i Jacka Karnowskich oraz dokazującego w lokalnej propagandówce czynownika z Pawłowa (łatwo pomylić z ?odruchem warunkowym? Pawłowa). Tematyką globalną w tej gazecinie zajmuje się ktoś jeszcze. Człowiek przebrany za felietonistę, pałętający się po sądach i wpraszający się do cudzych mieszkań, gościu o aparycji Pinokia, który zewsząd żąda przeprosin.
Od jakiegoś czasu usiłuję spotkać burmistrza Brzegu, którego nie widziałem szmat czasu i już zapomniałem jak wygląda. Nie chcę wierzyć, że tak, jak na podrzuconej mi fotce. Z pewnością pstryknął ktoś mało życzliwy, a snując teorie spiskowe - niewykluczone, że opozycja ma speca, który z Photoshopem wyczynia cuda.
Najlepiej byłoby zobaczyć gospodarza spieszonego, kiedy dostojnie spaceruje i pochyla się nad zwietrzałą urodą brzeskich pałacyków, przystaje z zadumą w zaułkach, które już wkrótce (jeśli radni nie staną okoniem) odzyskają utracony blask. Marné szansé, jak mawiają Francuzi. Nie te czasy. Na piechotę po mieście zasuwali włodarze w latach słusznie minionych i wścibiali swoje trzy grosze w organizm miasta. Współczesny bonza, nawet ten gromadzki, jest podwożony-odwożony-przywożony i nie musi potykać się na koszmarnych trotuarach. Po to obalono komunę by najwyższym czynnikom odebrać czarne wołgi.
Postanowiłem bywać w Sali Stropowej, licząc na łatwe ?upolowanie" aktualnego wizerunku burmistrza. Niestety rozczarowanie, na sesjach rady miejskiej występuje rzadziej, aniżeli trufla w lasach Prowansji.
Fotograficznego modela w ratuszu nie znalazłem, więc pomyślałem: wysłucham chociaż w radiu, w cyklicznej audycji Beaty Granatowskiej ?Bez ogródek". Dobry trop! Obyło się bez angażowania świni wytresowanej w szukaniu trufli. W radiu jest regularnie, jakby na wzór Marka Niedźwieckiego nie wierzył w życie pozaradiowe. Magia tego medium opiera się na fonii i jest pozbawiona wizji. Wizje mądre i głupie mogą za to wygłaszać zaproszeni do studia politycy.
W sobotę 2 listopada na opolskiej antenie zaprezentował naprawdę mocne treści. To Dzień Zaduszny i dyskutowano o nekropoliach. Burmistrz znowu wieszczył, że w Brzegu - mieście kompaktowym - zabraknie miejsc do grzebania zmarłych. Już za 2 lata! Dyplomatycznie przemilczał oczywistą winę radnych opozycyjnych. Jacka Niesłuchowskiego, Grzegorzów: Surdyki i Chrzanowskiego i z ramienia powiatu - Krzysztofa Puszczewicza. I wiadomo kogo jeszcze - Andrzejów: Pulita i Ogonka. Doprawdy nietrudno zgadnąć, kto za plagi brzeskie odpowiada.
Wojciech Huczyński lansuje czarną wizję wbrew optymizmowi, jaki zasiał ex burmistrz Marek Sidor, obecny szef komunalki. Onże niedawno obiecał grzebalny spokój przez kolejne 20 lat - CZYTAJ. Który z panów mija się z prawdą?
Nie próbuję wróżyć, kto wcieli się w rolę tatusia Brzegu jesienią 2014 (może wybierzemy jakąś matkę?). Obecny nie gwarantuje spokoju nawet po śmierci. Straszy na tyle skutecznie, że powoli rozglądam się za przekazaniem swoich resztek w ramach ?Programu Świadomej Donacji Zwłok" studentom medycyny, którzy zajmą się (byłym) mną w Katedrze i Zakładzie Anatomii Prawidłowej.
Póki jeszcze wierzę w życie pozaradiowe, stronę o donacji dodałem do ulubionych.