piątek, 19 kwietnia 2024

l.tomczukNie byłoby tego felietonu, gdyby w organie Huczyńskiego nie wymieniono mojego imienia na pierwszej stronicy w jajcarskiej produkcji zatytułowanej "Wszyscy kochajmy się!".

 

Kundlowi sąsiada, który heroicznie poszarpał nogawkę listonosza ślubowałem, że tygodnikiem sponsorowanym przez lokalnych bonzów zajmować się nie będę. Niedotrzymanie obietnicy wpisuje się w ludzką ułomność, dlatego znowu bieda-gazetę potarmoszę. Ale zacznę od pochwał. Za co? Tym razem obeszło się bez przekręcania nazwisk osób, którym zaordynowano walentynkową miłość. Naśmiewanie się z nazwisk to wielki wkład chłopaków z dworca, specjalizujących się w ubogacaniu polszczyzny.

Pierwszostronicowy skecz z założenia miał być pierwszorzędny, czyli dowcipny, i dla niektórych taki pewnie jest. Jestem zwolennikiem żartowania, nawet w stylu Rolanda Topora, którego twórczość była przepełniona groteską i czarnym humorem, częstokroć ocierającym się o makabreskę. Inkryminowany tygodnik robi za makabreskę absolutną! Tydzień w tydzień wymachuje toporem (Roland pardonnez-moi) mordując sens dziennikarstwa, które przecież jest rodzajem sztuki.

Ale nie czarujmy się. Od patentowanego lenia trudno oczekiwać rewelacji, toż to amator uprawiający dziennikarską sztukę z pozycji wioskowego cwaniaka, tupeciarza zaprawionego w "kuciu aferek". Taki tam sztuka-kowal, bezwstydnie żerujący na naszych podatkach.

To coś, czego tytuł wymieniłem w pierwszym zdaniu, wymodzono z okazji walentynek i owo "święto" napisano z błędem ortograficznym parokrotnie! Trudno zatem się dziwić, że pod panoramicznym skeczem podpisał się... NIKT. Czyżby wstydził się kardynalnych błędów? Niby figuruje "Święty Walenty", ale z pewnością nie jest to ktoś rozkochany w polszczyźnie. Nie mamy do czynienia z Walentym, prędzej z kimś ortograficznie - żeby było do rymu - walniętym.

Łamy dworskiej gazety oswoiły nas z dziadostwem ponad miarę. To tam "króluje" Zygmunt Stary, a teraz sieje miłość pismak skrywający się pod imieniem świętego. Poniewiera biskupem Terni, któremu po raz kolejny ścina się głowę, tym razem w ramach prześladowań języka polskiego.

Opowiadając kawały przy kuflu winniśmy się troszczyć o poprawność językową, a co dopiero na papierze rozrzucanym w Pradolinie Odry w 10 600 egz. Kto wie, może i taki nakład się drukuje, jeśli redakcyjna stopka nie jest załgana w równym stopniu, co szef "Media-Bud(y)". Skoro liczba jest prawdziwa, tym bardziej zobowiązuje to do staranności wydawniczej. Należy się cieszyć, że czytelnictwo w gronie młodych zamiera. Dzieci nie przesiąkną niechlujstwem językowym serwowanym za podatki rodziców.

Na koniec wspomnę antyreklamę Pasażu Słowackiego sprzed tygodnia, którą mogliśmy się nasycić w tłusty czwartek. W dzień, który dla gierojów z Pl. Dworcowego 3 jest "Tłustym Czwartkiem", bo piszą go z wielkiej litery! Zapytam krótko: co za geniusz zajmuje się u nich korektą?!

walniety1

walniety2

Domyślam się że reklamodawca nie zapłacił za gniota nafaszerowanego błędami (obobiekt, telefoni, świerzutkie) i z okazji walentynek otrzymał gorące serducho gratis, tym razem bezbłędne. Ale, ale... Dalej siedzi byczysko! Heloł!!! Zamiast po prostu mamy "poprostu", tak po prostu.

Szanowny reklamodawco! Ten błąd jest wystarczającym pretekstem do uniknięcia zapłaty za wyjątkowo paskudną usługę.

Szanujmy się... "wszyscy kochajmy się" i nie kalajmy wieszcza Słowackiego.

 

tomczuk na pasku