Uzyskując 0,3 proc. poparcia w wyborach na prezydenta Warszawy Wojciech Wierzejski w pięknym stylu udowodnił, że jest po prostu nikim. - Czy to tragedia? Bynajmniej. W zamian zyskał argumenty do nicnierobienia: - Jak mam teraz zmieniać Polskę, będę pauzował, nie miejcie pretensji, sami tak chcieliście?
dedykuję Krzysztofowi Puszczewiczowi
Mondry Blądyn (bez korekty), pryncypialny przeciwnik pederastów i dziennikarzy Gazety Wyborczej, przestał popisywać się przed kamerami. Zniknął z ekranów firmy zarządzanej przez Bronisława Wildsteina, nazywanej przez złośliwców telewizją reżimową, choć zgrabniejszy jest skrót TVPiS. A tak przy okazji: jeśli telewizja abonamentowa chce mieć rosnące słupki oglądalności powinna wyposażyć widzów w czasopodwajacze programowych atrakcji i w abonamentowstrzymywacze.
Jako łowca śmiesznostek nieobecność Wojciecha w telewizorze odczuwam boleśnie. Z dowcipniejszych ludzi został tam już tylko kabareciarz Grzegorz Halama, czyli pan Józek od kur. Przedsiębiorstwo rozrywkowe "WW" miało ogromny rozmach, szczególnie w zakresie autopromocji. Po spektakularnym jebudu rzecznik prasowy firmy i jednocześnie artysta ogłosił, że tyci wynik jest sygnałem od elektoratu, jak doskonałym jest posłem i że od teraz powinien skupić się na Sejmie a odpuścić rządzenie stolicą, tym bardziej, że w Warszawie przecież się nie urodził. Tak mówił!
Wierzejski pokazał jak można wybrnąć z tarapatów, wystarczy dobre samopoczucie i odrobina szaleństwa. Postanowiłem pójść tym tropem i podjąć pomocową akcję łagodzenia powyborczej traumy w przypadku kandydatów, którzy w Brzegu zdobyli po kilka głosów. Odgrzewam temat nie po to żeby bestwić się nad przegranymi, działam z dobroci serca. Po wyborach snop światła padł na zwycięzców a o zamykających tabele czerwonych latarniach wszyscy zapomnieli. Poza mną - oczywiście. Spokojnie - nie będzie nazwisk, nie o to chodzi by na mieście wołano: O, oo tamten zgarbiony, to bezgłośny Wacek, który chciał być radnym.
Na początek weźmy kandydatów z dorobkiem trzech głosów. - Trochę mało? Nieprawda - to świetny rezultat, dowód ogromnego poparcia w rodzinie o modelu 2+2 z babcią. Sygnał, że mamy do czynienia z człowiekiem prorodzinnym, otoczonym kochającymi osobami, wyznającym zasadę: grunt to rodzinka. Uciułał 3 głosy: od żony, od teściowej i od... siebie, czyli zwycięstwo! - A co z głosami dzieciaków uprawnionych do udziału w wyborach powszechnych? Teoretycznie ponad trzy murowane powinien jeszcze zdobyć dwa głosy lecz tak się nie stało. Bez paniki - to jeszcze nie szekspirowski dramat, gdzie intryga jest utkana z rodzinnej nienawiści zabarwionej purpurą krwi.
Brak poparcia ze strony dzieci być może jest zapowiedzią kłopotów wychowawczych, czyli mamy rodzicielski problem, ale i okazję do refleksji. Może syn wyznaje inne wartości i postawił na Samoobronę albo LPR? Ot, odmieniec. Może to skutek zatracenia rodzicielskiej czujności, złego towarzystwa, a może syn długo się moczył? Naprawdę warto rozmawiać, jak uczy redaktor Jan Pospieszalski, w cywilu muzyk-kontrabasista.
A córka, dlaczego i ona źle zagłosowała? Nie zadręczajmy się. Jest rozsądna i nie sposób wykluczyć, że działała z troski, postanowiła nas oszczędzić. Pełnienie służby publicznej wiąże się z ryzykiem krytyki i ktoś mógłby powiedzieć, że jej rodzic to darmozjad. Córuchna wie przecież kto poleguje z pilotem, ktoś taki na tych sesjach - podrzemując - niewiele uradzi. Niegłupia latorośl dobrze kombinuje: radny-śpioch to maksymalny obciach.
Mnóstwo wariacji mam na temat poparcia zerowego, bo i takie wyniki w Brzegu odnotowano. 0 (z łac. nullus - żaden) to coś bardzo plastycznego. Zero mogę rozwałkowywać bez końca, mimo braku matematycznych talentów, co przesądziło iż nie jestem politykiem, ani nie zrobiłem kariery w show biznesie. Czy w ogóle można uzasadnić, że NIC jest niezłym wynikiem? No pewnie!
Opcji jest niemało, na początek zera ujemne: 1) sam siebie nie lubi, gdyby zagłosował miałyby jeden głos; 2) nie uczestniczył w wyborach to i na siebie nie zagłosował; 3) uczestniczył, ale postawił na kogoś lepszego od siebie; 4) jest roztrzepany i zakreślił nie tę kratkę, którą należało.
I dla odmiany zera dodatnie. Zero przy kandydacie to znak nie byle jaki, oto dowód moralnej czystości. Kandydat, choć mógł, nikogo nie skorumpował, nie kupował głosów stawianiem wineczka spragnionemu elektoratowi. A więc zero to nie ZERO a carte blanche na przyszłość, ułatwienie startu do kariery. Niedługo kolejne wybory i wystarczy mówić: nie dostałem złamanego głosu, nie złamałem się, nikomu złamanemu życiowo nie postawiłem jabola. Wybierzesz mnie? - będę gwiazdą wśród uczciwych. Mogę służyć w CBA i mam nawet hasło: Po zlikwidowaniu WSI weźmiemy się za MIASTA.
O kandydatach, którzy zdobyli po 1 głosie nie chce mi się w ogóle gadać, bo to zadufane, egoistyczne single.
Właśnie pokazałem jak prosto przekuć klęskę w sukces. Znając zapędy partii panującej do majstrowania przy ordynacji wyborczej nie mogę wykluczyć, że moje dywagacje zostaną wykorzystane legislacyjnie. Łatwiej będzie ustalić zasady, by wybory wgrywali ci co mają wygrać a nie akurat ci, którzy zdobyli najwięcej głosów.