Andrzej Czyczyło w moje życie wpisał się na początku drugiej połowy minionego wieku, na długo przed wynalezieniem pieluchy tetrowej. W tym miejscu podziw i przede wszystkim szczery szacun dla naszych Matul, za wypielęgnowanie nas bez tego epokowego wynalazku.
Skoro tak długo znam Czyczyłę powinienem o nim wszystko wiedzieć i tu - po tylu latach - po godzinach przegadanych w formule têtê-à-tête, albo przez telefon na korbkę, taki, którym dysponował na wsi jedynie sołtys i wpływowy proboszcz, a następnie przez te wszystkie smartfony z milionem wodotrysków, no więc po zmitrężeniu mnóstwa czasu, okazuje się, że Czyczyły nie znam!
My, którzy wraz z nim doskonaliliśmy się na dokształtach, niby wiedzieliśmy, że jest najzdolniejszym z nas wszystkich (najładniej rysował, tu wspominkowa dygresja: kiedy nudziliśmy się, jak mopsy na wykładach ekonomii politycznej socjalizmu, zaśmiewaliśmy się, oglądając pod ławką jego rysunki), nie mieliśmy wątpliwości, że to urodzony artysta, późniejszy scenograf teatralny, współtwórca nagradzanych spektakli i filmów, a przede wszystkim satyryk - niestrudzony komentator życia publicznego. Tyle ile dni w roku, tyle komentarzy Czyczyły można znaleźć w prasie codziennej.
No więc niby wszystko o Czyczyle wiemy, a tu BUM! Poseł opolski "Veto Albo Śmierć" zdjął łuskę z oczu!
Obnażył zdradziecką twarz (mordę?) człowieka, który w Nowej Trybunie Opolskiej, dzienniku odkupionym przez firmę benzyniarską od niemieckojęzycznego właściciela, pomieścił satyrę, jak w intro.
Splunął w twarz Pana!
Przede wszystkim zhańbił logo koncernu pachnącego petrodolarami, którymi teraz, ten zdradziecki komediant, zarabiający na chleb niepoważnymi kreskami, napycha sobie kabzę.
Po demaskacji długo nie mogłem się pozbierać. Na początek przestałem odbierać od Czyczyły telefony i doceniłem dodatnie plusy lockdownu: zdemaskowany szybko w Lublinie się nie pojawi, ani ja nie zabłądzę na odzyskane od Niemca strony, do naszego heimatu, czyli na umiłowaną Opolszczyznę.
Jak żyć, panie pośle? - zadręczam się.
Korzystając z okazji uprzejmie donoszę: Andrzej Czyczyło nie tylko orlenowskiego orła sponiewierał. Oto kolejna jego sprawka.
Orzeł Biały przez projektanta Czyczyłę zaklęty w spiżu. Piłkarskie trofeum, marzenie wszystkich miłośników futbolu. - Piłka kopana to sport narodowy - rozumiemy się, panie pośle, prawda?
Zacząłem od tetrowej pieluchy i zakończę w tym samym klimacie. Andrzeju Czyczyło! Kiedyśmy już obaj tetrycy, po coś ty mi to na stare lata zrobił? Daj spokój orłu i pozwól żyć politycznym orzełkom.