Razu pewnego, w malowniczej Dolince nad rzeczką Modrą, pewien miś zapragnął władzy i strasznie chciał rządzić. Został więc nasz miś - burmisiem, wygrywając wybory bezpośrednio z Czerwonym Kapturkiem płci męskiej. I skoro tak strasznie chciał rządzić - rządził STRASZNIE.
Taki oto mógłby być początek jakiejś bajki, drodzy czytelnicy. Ale czy naprawdę bajki? Bo jeśli tak, to znaczy, że... żyjemy w STRASZNEJ bajce.
Ale niechaj opowieść snuje się dalej.
Z czasem burmisiowi to STRASZNE rządzenie tak przypadło do gustu, że postanowił spijać miodzio swojego stanowiska przez następne kadencje. Stwierdził, że będzie burmisiem ile się da - z wygody, przyzwyczajenia i z predyspozycji żołądkowych chociażby.
Tak oto mijały dni, miesiące, lata. Minęła pierwsza kadencja. W przeszłość odeszła kadencja druga. A obecnie nieubłaganie do końca zmierza kadencja trzecia.
W międzyczasie, ku uciesze elfów, nad płynącą przez Dolinkę rzeczką, nieopodal krzaczków powstała Szara Przystań - swoją nazwę biorąc od koloru materiału z jakiego została zbudowana. Także na miejscu starej wybudowana została nowa wielofunkcyjna budowla do ćwiczenia zespołowej (związanej z kopaniem) albo niezespołowej dyscypliny - burmiś STRASZNIE kocha ład i porządek. Dlatego hojnie za to zapłacił. Chodziło przy okazji o to, żeby Dolinka miała swoje stadium, czy też stadiun, czy cuś takiego - i to z metą. Co prawda, szpiegi z krainy Deszczowców sabotowały prace, doprowadzając do tego, że po deszczu miejscami tam woda stoi odłogiem. Ale burmiś się tym nie przejął. I miał rację - wszak złoto, którym sypnął na ten cel Bobiemu Budowniczemu zza rzeczki nie pochodziło z jego własnego skarbca. Podobnie jak złoto, za które miał powstać Zajazd "Pod rozbrykaną kotwicą". Miał on stanąć nieopodal amfiteatralnych zwłok, zwanych ruinami. Wspomnieć tutaj należy, że to ruiny po budowli, która pamięta jeszcze ubiegły wiek. Nocami straszą tam Pyjoki - upiory, które wypijają niekoniecznie krew. Zaiste STRASZNE to miejsce - kurhan dawnej świetności. Dlatego burmiś od lat boi się cokolwiek tam ruszać. Ale wróćmy do budowy Zajazdu. Tutaj akurat nie popisał się wspomniany już Bob Budowniczy zza rzeczki. Skądinąd bliski kamrat burmisia. To dlatego zadośćuczynienia za ten Zajazd od Boba nie mogło wydrzeć nawet rajcowe bractwo Alibaby i 20 Ratuszowników. Bractwo to od dłuższego czasu próbuje znaleźć i otworzyć jakiś Złoty Sezam dla Dolinki.
Ale nic to kochani czytelnicy - "show must go on" - jak mówią mądre słowa w pieśni barda o imieniu Kłin, spoza Dolinki.
Tak czy inaczej - czas płynie nieubłaganie. Powolnymi krokami zbliżają się kolejne wybory.
Po Dolince rozeszła się wieść, jakoby po cichu ogłoszono polowanie na czarownice. W spokojnej Dolince nigdy nie było czarownic. Ale ktoś pomyślał, że czas najwyższy, aby pojawiły się takowe. Szczególnie wśród konkurentów burmisia w wyborach. Podobno duży udział w tym polowaniu ma "Głos Na Świeczniku" - jeden z periodyków Dolinki. Periodyk to wielkonakładowy, gdyż skoligacony jest z nim niejaki Jaś - nadworny żurnalista burmisia. Z Jasiem natomiast skoligacona jest Małgosia. Przy okazji wyszedł na jaw historyczny skandal. Otóż, bracia Grimm kłamali - Jaś i Małgosia to wcale nie rodzeństwo (chociażby przyrodnie). To małżeństwo. Tak wszem i wobec ogłosił burmiś. Chyba oficjalnie. A on wie najlepiej. Wokół tego skandalu krążą też szepty, że burmiś ma aspiracje zostania ojcem chrzestnym. Ale czy na poziomie rodzinnych interesów, czyli capo di tutti capi, czy też na poziomie boskim, znaczy się Godfather - tutaj szepty są podzielone. No, w tym pierwszym przypadku ojciec chrzestny rezyduje na wyspie Sycylianów albo w Nowym Orku, gdzie są duże tradycje tego STRASZNEGO zaszczytu. Ale u nas w dolince? Ojciec? Raczej - tatko chrzestny. Mniejsza o to.
Podczas, gdy polowanie na czarownice jest w toku, burmiś STRASZNIE myśli o następnej kadencji. Chce ją zdobyć niczym niewiastę. Na jawie uśmiecha się do niej przymilnie i zalotnie, kombinując, jak mieszkańców poprosić o jej rękę. W snach już czuje tę słodycz pocałunku kolejnej kadencji w postaci spijanego miodzia w przyszłości. Jednak świadom jest zagrożeń. Wie, że oprócz czarownic, niebezpieczeństwo może nadejść z innej strony. Mianowicie od rajcowego bractwa Alibaby i 20 Ratuszowników. Któryś z nich może mu odbić kadencję. Uwieść ją z bezwstydną chucią. "To STRASZNE" - myśli burmiś - "nie można do tego dopuścić". Święcie przekonany jest, że to jemu naturalną koleją rzeczy należy się miodzio, a nie jakimś Ratuszownikom. Szczególnie dwóm Brzydkim Kaczątkom, które najbardziej dokazują w ratuszu. Oni zawsze coś knuli. Mieli pretensje, że nie liczy się z ich zdaniem, że traktuje ich olewaniem na sucho swą ignorancją o znacznej tuszy, że trwoni dolinkowe złoto na kaprysy swoje i Boba Budowniczego zza rzeczki, że zaniedbuje Kopciuszków - mieszkańców Dolinki, i w końcu, że chodniki są krzywe, a drogi dziurawe. "Przecież chodniki są proste, tylko mieszkańcy chodzą krzywo" - myśli z wyrzutem burmiś. - "A drogi? Mniej jeździć powozami z zaprzężonymi końmi mechanicznymi, to mniej będzie dziur" - dodaje w myślach. - "Trzeba STRASZNIE znać umiar i STRASZNIE umieć i chcieć oszczędzać. Tylko skoro ja - burmiś, nie mogę ich tego nauczyć swoim przykładem, to niech tylko do siebie mają pretensję". Jednak pewności siebie dodaje burmisiowi fakt, że skoro trzy razy zdobył kadencję, to za czwartym podejściem nie powinno być wielkich mecyi. STRASZNIE boli go tylko to, że on, miś - burmiś, który tyle zrobił dla Dolinki, ma tylu nieprzychylnych wokół siebie. "A może dla poprawienia humoru sprawię sobie jaki motur?" - myśli burmiś z łezką w oczku.
Tak oto STRASZNA atmosfera powoli zagęszcza się wokół tuszy władcy Dolinki. Co jeszcze STRASZNEGO poczyni burmiś? Co poczyni rajcowe bractwo Alibaby i 20 Ratuszowników? Jaki STRASZNY udział w tym wszystkim zapisze Jaś i Małgosia (ponoć oboje mają już na sumieniu jakąś babkę o imieniu Jaga)? I w końcu - co na to wszystko Kopciuszkowie, czyli mieszkańcy Dolinki? Komu oddadzą rękę kolejnej kadencji? To wszystko dopiero odkryją mroczne annały przyszłości.
Tymczasem w Dolince, olewając wszystko, Czerwony Kapturek niósł babci pół litra i ogórek... ale to już inna historia
W czasie, gdy w malowniczej Dolince mają miejsca takie STRASZNIE dziwne rzeczy, całym państewkiem targają STRASZNE burze mózgów. W trakcie nich Kaczor Donald walczy niejako samym ze sobą. Bo każde z tych obu jestestw w jednym bagnistym ciele politycznym państewka chce STRASZNIE rządzić. Mają jednak przeciwstawne interesa (nie tylko przyrodzone gdy tak stoją na przeciw siebie). Przez to wszystko nad państewko nadciągają coraz ciemniejsze chmury, a burze mózgów coraz częściej ciskają piorunami wywoływanymi przez sejmowych czarodziejów - niejednokrotnie trafiając w mieszkańców państewka. Ale to temat na inną STRASZNĄ opowieść.
W powyższej opowieści jakiekolwiek zbieżności zdarzeń z rzeczywistymi są STRASZNIE przypadkowe i wymyślone przez jakąś historyczną obiekcję. W końcu żadna Dolinka nad rzeczką Modrą z taką władzą nie mogłoby normalnie istnieć. Bo to tylko taka STRASZNA bajka.