niedziela, 24 listopada 2024
gomelanNieposiadanie prawa jazdy, a już w szczególności ze względu na przesłanki do tego stanu doprowadzające, powoduje czasami, tudzież nierzadko, przesympatyczne sytuacje.






Owe sytuacje, będąc przesympatycznymi, jednocześnie wiodą człowieka na manowce kognitywistyki, co przez autora tekstu i, zapewniam, nie tylko, wielbione nieproporcjonalnie do zapotrzebowania na ów afekt jest.

Oto, jak się fakty mają, stosując Ziobrowską retorykę: wracaliśmy w niedzielę z agroturystyczno-muzealnego pobytu w jednej z miejscowości w naszym województwie. Trasa powrotu przewidywała jazdę pociągiem do Opola i stamtąd, po przesiadce, do Brzegu. Przychodzimy (niechaj mnie, filologowi, zmiana czasu na opowiastkowo teraźniejszy będzie wybaczona!) na wiejską stację kolejową, rzecz jasna z powodu 'reise fieber' 30 minut przed awizowanym w rozkładzie jazdy czasem odjazdu i dowiadujemy się, że "pociąg w dniu dzisiejszym jest odwołany." "Co robić"? - powstaje w naszych inteligenckich mózgach pytanie. Oto godzina 15.30, 45 km od Brzegu, niemal koniec świata, "pekaesów" żadnych w wakacyjną niedzielę, na stacji nie ma nikogo z obsługi (zresztą, dosłownie, budynek stacji zamknięty na jeden spust), kasa biletowa nieczynna z powodu urlopu do 18. sierpnia (a mowa o niedzieli, 17. tegoż miesiąca), jesteśmy, dosłownie i w przenośni, uziemieni. Postanawiamy, że poczekamy do 17.05 na kolejny pociąg do Opola.

lambi1 Religijni nie jesteśmy, więc nie modlimy się o to, by przeznaczony dekadę temu do kasacji pociąg jednak zahaczył o jakże urokliwą miejscami (w szczególności przyleśnymi) osadę ludzką. Ale, traktując budynek jako zabytek, kościół rzymskokatolicki w centrum metropolii idziemy zwiedzić, i - jakiż szok - też pozamykany, tym razem na sześć spustów. Myślimy, jako osoby, które od czwartej klasy podstawówki do czwartej ogólniaka odbyły dwa kursy pod nazwą „Historia Polski z elementami historii powszechnej” (a mnie dodatkowo mieszano w głowie szczegółową wiedzą z historii Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych na uniwerku, towarzyszka mej agroturystycznej przygody miała na starodawnej polskiej uczelni do czynienia z nieco inną rzeczywistością, nazwijmy dla dobra śledztwa, zapachową, chemia organiczna bowiem pachnie swoiście), że może w pobliżu, ze względu na przedwojenną przynależność państwową tych terenów, winien stać kościół protestancki, ale ostatecznie nie sprawdzamy, gdyż 'reise fieber' znacznie wzrasta posiłkowana wydarzeniami ostatnich 100 minut, zatem wracamy na modernie a tak samo, jak 70 lat temu wyglądającą stację. I szczęście - 17.05, Zug (ortografia zaodrzańska!) punktualnie przyjeżdża i odjeżdża. Szok. W Polsce na siódmorzędnej, popruskiej trasie pociąg trzyma rozkład? Oczywiście na 32-kilometrowym odcinku wyłapujemy 20-minutowe opóźnienie, bo to trasa jednotorowa (acz niezła widokowo) i na jednej ze stacji trzeba czekać na skład (ciufcia i dwa wagony) jadący w stronę Nysy, ale to szczególik przecież!

W zaistniałej sytuacji pytanie moje jest takie - nie miałem (czas przeszły opowiastkowy znowu!) zbytnio ochoty zaczepiać kogokolwiek na opolskiej i brzeskiej stacji - czy pasażer ma prawo domagać się odszkodowania od PKP za to, ze nie dojechał w miejsce przeznaczenia o wyznaczonej rozkładem porze z winy przewoźnika?

lambi2 Odpowiedź brzmi -  „No, ba”! Ale klient debeściackiego przewoźnika PKP musi udowodnić, że poniósł ogromną stratę z ww. powodu, co jest w praktyce średnio realne. Z tego najjaśniej wynika, że klient Polskich Kolei Partaczych, który zechce udowodnić, że doprawdy "coś stracił" na spóźnieniu się pociągu lub jego odwołaniu, musi uruchomić po swej stronie cały aparat prawniczy, a także wyzwolić jak najlepsze cechy swej osobowości – musi bowiem stosować stronniczy, rzecz jasna, regulamin PKP, wynająć dobrego a drogiego prawnika, stworzyć siatkę świadków i udowadniaczy, uzbroić się w cierpliwość, zachować olimpijski spokój w walce z deficytowym (ale nie w praktyki monopolistyczne) przewoźnikiem, itp. Oczywiście każdy rezygnuje na samym początku, gdyż jak wysokie może być odszkodowanie przy cenie biletu, jak w moim przypadku, między 20 a 30 zł. Zdaje się, że walczą tylko ci, którzy przy silnej osobowości mają jeszcze ogromną ilość czasu, a w dzisiejszych czasach statystyczny Polak nie ma go zbyt wiele. Choć może wystarczy jedynie chęć bycia męczennikiem…

Wskazane wyżej okoliczności czynią PKP przewoźnikiem faktycznie bezkarnym. A szkoda, bo firma ta w kreślonym powyższym tekstem kontekście (polszczyzna wysokich lotów!) rozbestwiła się, jej zarząd i pracownicy przyzwyczaili się do tego, ze spóźnienia i odwołania to codzienność. Ale tylko dlatego, ze my, klienci, im na to pozwalamy.

Zdaje się, ze 50 lat nie wystarczy, by tę mentalność zmienić. Jeśli w ciągu 19 lat "wolnej" Polski się nie udało, a PKP proponują usługi rodem z PRLu, to jak tu mieć nadzieję?

omelan na pasku