Nie da się ukryć, że zwycięstwo w batalii o organizację euroczempionatu w kopanej jest surpryzą godną Hitchcockowskiego suspensu. I doprawdy za nic mam fakt, iż mój pecetowy spellcheck trzy słowa z powyższego zdania uznał za nieistniejące w języku polskim
Nie da się ukryć, że zwycięstwo w batalii o organizację euroczempionatu w kopanej jest surpryzą godną Hitchcockowskiego suspensu. I doprawdy za nic mam fakt, iż mój pecetowy spellcheck trzy słowa z powyższego zdania uznał za nieistniejące w języku polskim
Lokalny felietonista, po niezasłużonym a dobrze wykorzystanym odpoczynku od felietonowego bajdurzenia chce mieć w ramach swego powrotu wejście smoka, lub co najmniej wyjście Jurka, z zachowaniem odpowiednich proporcji, rzecz jasna. Wyżej podpisany drogę do osiągnięcia tego celu widzi w umyślnym nagięciu zasad semantyki ojczystego języka. A że to droga najmniejszego oporu, to inna sprawa…
Ukochana przez autora niniejszego tekstu prowincjonalna rzeczywistość nadodrzańskiego grodu każe wrócić doń z językonieznawczej wycieczki do shaolińskich klasztorów i warszawskich salonów przy Wiejskiej. Szczere przywiązanie do małej ojczyzny to jeden z powodów celnego (mam nadzieję) rozumowania lokalnych wydarzeń postrzeganych z perspektywy terenów zalewowych Odry.
Z tego poziomu trudno przejść obojętnie obok faktu, iż od stycznia w Parku Miejskim im. Juliusa Peppela, zwanym przez brzeżan Parkiem Wolności, nie zostały usunięte skutki huraganu, który wówczas nawiedził Polskę. Odpowiedzialny za ten ponadstuletni kawałek zieleni Urząd Miejski dumnie wywiesił pomarańczowy transparent, w którym poinformował mieszkańców zarządzanego przez siebie miasta, iż przebywanie na terenie parku jest zabronione.
Czyli polskiej tradycji stało się zadość – pół roku po wyborach samorządowych nie trzeba już się zbytnio przejmować wyborcami. Ci zrobili swoje, mogą teraz przez trzy najbliższe lata doświadczyć realnej obojętności władzy na to, co się w mieście dzieje. Dopiero na pół roku przed kolejnymi wyborami władza ponownie zacznie się umizgiwać do ziomków, pokaże na wyborczych plakatach, co nowego zbudowała i co starego wyremontowała, i będzie git, głosy zapewnione. Rzecz jasna, każdy ma prawo chwalić się swoimi sukcesami podczas kampanii wyborczej, mnie jednak chodzi o to, by szacunek włodarza dla wyborcy był taki sam przez całą kadencję, nie tylko na pięć minut przed gwizdkiem…
Wojciech Huczyński w czasie zeszłorocznej kampanii szczycił się wybudowaniem ronda, sali sportowej dla jednej ze szkół i wyprowadzeniem miasta z długów. Rozumiem zatem, że rzeczony burmistrz uważa się za sprawnego gospodarza, dobrego menadżera, a zapewne jest jeszcze lepszym pijarowcem. Dlaczego zatem ten sam Wojciech Huczyński nie uporał się do tej pory z problemem posprzątania wyrwanych z korzeniami drzew i porozrzucanych po parkowych alejkach gałęzi? Wszak nie jest to zadanie trudniejsze i wymagające bardziej skomplikowanych procedur niż oddłużenie miasta, a przynajmniej tak to wygląda z perspektywy lokalnego felietonisty.
Czy zatem gdyby huragan Kyrill pojawił się, powiedzmy, na trzy tygodnie przed wyborami, w środku kampanii wyborczej, Wojciech Huczyński zorganizowałby sprzątanie Parku Wolności już na drugi dzień, żeby jeszcze przed wyborczą niedzielą zdążyć pochwalić się, jakiż to sprawny burmistrz? Śmiem twierdzić, że tak właśnie by było.
Park Miejski im. J. Peppela jest ważnym miejscem wiosennych i letnich wypraw brzeżan. Spacerujemy tam wszyscy by na chwilę zbliżyć się do natury i oddalić od zgiełku codziennego życia. Na tym właśnie polega świetność Parku Wolności – jego położenie na obrzeżach miasta jest chyba najbardziej przyciągającym doń czynnikiem.
Tym mocniej dziwię się władzy miejskiej, która po macoszemu, jak na razie, traktuje problem posprzątania parku po styczniowej wichurze, a jednocześnie zabrania brzeżanom wstępu na jego teren ze względu na niebezpieczeństwo spowodowane połamanymi drzewami i gałęziami. A przecież od stycznia do marca nie było temperatur rzędu -20 stopni, by ekipy nie mogły wejść do parku i pozbierać gałęzi i konarów, które, być może, da się jakoś jeszcze wykorzystać. Ba, chyba -5 stopni ani razu chyba nie było w tym okresie. Więc niech władza nie usprawiedliwia się porą roku.
I my, Polacy, mamy współorganizować tak wielką imprezę, jak Mistrzostwa Europy w piłce nożnej? Toż nie potrafimy poradzić sobie z uprzątnięciem parku z gałęzi i powyrywanych drzew, zabraniamy z tego powodu wchodzenia do najpopularniejszego parku w mieście, to mamy ogarnąć organizacyjnie mistrzostwa?
Chyba dobrze, że odpowiedzialny za to zaniechanie człowiek nie aspiruje do składu komitetu organizacyjnego…
Przypuszczam, że założyciel parku, Julius Peppel nie tak wyobrażał sobie dbanie o niego przez swoich następców (był także burmistrzem Brzegu) po stu latach istnienia. I nie sądzę, by w najgorszych przypuszczeniach był w stanie przewidzieć, że za sto lat Urząd Miejski zabroni mieszkańcom spacerowania po parku ze względu na ociąganie się z pracami porządkowymi.
No tak, ale on był Niemcem, my jesteśmy Polakami, 45 lat niedemokratycznych rządów przyzwyczaiło nas do tego, ze władza ma nas gdzieś…