Odczuwam wrażenie graniczące z pewnością, że pisanie felietonów na www.brzeg.com.pl ma sens. Ot, choćby o tyle, o ile w ogóle warto dzielić się z innymi swoimi opiniami, wątpliwościami czy przerażeniami
Tym felietonem dołączam do Leszka Tomczuka, stałego bywalca felietonowych zakamarków www.brzeg.com.pl . Sąsiedztwo zacne, toteż i poziom debiutanckiej adrenaliny odpowiedni. Choć, jako były zawodowy (no, bez przesady – półzawodowy) sportowiec zahartowany jestem w bojach i przyspieszone tętno nie wywołuje już ekstensywnej perspiracji i sensacji żołądkowych. Pragnę jedynie wyrazić nadzieję, że w wieku 30 lat nie jest za późno na felietonowy debiut na jednym z lokalnych portali. Po 17 latach gry w tenisa stołowego muszę przyznać, że pierwszy start w pingpongowych zawodach w 10. wiośnie życia to bajka z zupełnie innego świata...
W zeszłotygodniowym wstępniaku odpowiadając na hipotetyczne pytanie skierowane do samego siebie „Po co wracasz w to bagienko”? napisałem: „Bo lubię”. Miałem na myśli to, iż lubię pisać felietony. Pozwolę sobie podać trzy tego stanu rzeczy przyczyny:
Primo — przy pomocy felietonów autor z dużą siłą wdziera się w świadomość czytelników. Tym większą, gdy publikuje w medium elektronicznym, nie np. w dwutygodniku lokalnym, gdzie na publikację trzeba czekać właśnie dwa tygodnie, czasami dłużej. Na www.brzeg.com.pl dziś piszę felieton i o ile admin nie zejdzie śmiertelnie z wrażenia podczas pierwszego odczytu (pyszałek z autora!), to jest szansa, że w tym samym dniu kilku wiernych czytelników (liczę rodzinę) straci pięć minut cennego czasu by mnie poczytać. Wspominana siła, z którą felietonista atakuje odbiorców bierze się z tego, iż autor zawsze usiłuje przekonać czytelnika do tego, że jest właśnie tak, jak on pisze. Odbiorca wówczas jest wniebowzięty, że ktoś marnuje czas, by go do czegoś przekonać. I na tym właśnie, z perspektywy i autora, i czytelnika, polega popularność gatunku felietonowego.
Secundo — może się jednak zdarzyć, że któryś z czytelników nie będzie się z autorem zgadzał i dodatkowo zdecyduje się wysilić mózgownicę, by napisać tekst polemiczny, tudzież kąśliwy komentarz na forum. Można zatem skonstatować, że pisanie felietonów to wystawianie się na ocenę, innymi słowy dawanie gęby, nierzadko do obicia. Jest to jednak ryzyko wpisane w felietonową profesję, a warto je podejmować, bo dodatkowo ma charakter marketingowy. Wszak wszelakie dyskusje, polemiki, debaty czytelników z felietonistą znacznie zwiększają popularność medium, w którym felieton się ukazuje. O ile oczywiście nie są to osobiste połajanki, których czwarta czy piąta odsłona może czytelnika jedynie znużyć.
Tertio — to polemiki właśnie są miarą sukcesu autora, stanowią dowód na to, że treści zawarte w tekstach są ważne. Nikt przecież nie podejmowałby debaty z tekstami, w których kręgosłup stanowią komunały. Im więcej polemik, tym większa duma rozpiera autora we wszystkie strony świata. Szczególnie, jeśli za polemizowanie biorą się np. radni, lokalni intelektualiści, inni dziennikarze, to wtedy sukces pierwsza klasa.
Jak zatem wyżej wypunktowano, felietony to bardzo wdzięczna forma dziennikarska. I ci, którzy zgadzają się z treściami zawartymi w tekstach, i ci, którym jest do nich daleko jak Kaczyńskiemu do bycia prezydentem wszystkich Polaków, łechtają próżność autora, który czeka i na hymny pochwalne, i na ostre polemiki (patrz punkt drugi).
Dojść trzeba zatem do wniosku, że pisanie felietonów to nic innego jak próżnowanie w najlepsze. Wiadomo — co jakiś czas za darmo miejsce w jakimś-tam medium (a gdzieniegdzie nawet płacą!), okazja do wyrazistego zaprezentowania poglądów, ewentualne polemiki — wszystko to dla chwały (tudzież niechwały) nazwiska autora. Te czynniki powodują, że felietonista z natury rzeczy znajduje się wiele bliżej czytelnika, niż „zwykły" dziennikarz informacyjny. Nie znaczy to, że felietonista ma do spełnienia ważniejsze zadanie od żurnalisty informacyjnego (choć na pewno trudniejsze). Wręcz przeciwnie - chlebem dla komentatora jest przecież informacja, to z niej rodzi się felieton. Jednak o poczytności gazety, magazynu, lokalnej strony internetowej w dużej mierze decydują właśnie felietony.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedna sprawa. Otóż każdy felietonista ma w sobie naturalne pragnienie uznania przez otoczenie (tu: czytelników) swej indywidualności, co osobiście dla mnie, jako człowieka niedoskonałego, ma znaczenie pierwszorzędne. Owszem, felietonistyka to nic innego jak odpowiednio rozumiany publiczny ekshibicjonizm, ale właśnie szansa na prezentację poglądów, pierwszoosobowa narracja — te czynniki wprowadzają to tego gatunku dziennikarskiego (w wykonaniu najlepszych to już literatura) wspomniany indywidualizm.
Jeśli jeszcze przy tym autor ma szansę na rozmowę (w postaci wspomnianych polemik) z czytelnikami o problemach poruszanych w tekstach, to większego zadowolenia ze swej felietonowej pisaniny mieć nie może.
Uprawianie formy dziennikarskiej zwanej felietonem ma zatem sens. Co należało udowodnić.
A ja daję gębę na www.brzeg.com.pl i życzę kreatywności, wytrzymałości, odpowiedniej dawki złośliwości i ironii komentującym, o ile tacy się poszukają.