sobota, 23 listopada 2024

ogonekandrzejSfera spraw społecznych, jakimi zajmować ma się gmina to bardzo szeroki obszar aktywności samorządu





Żeby to sobie uświadomić można wprost przytoczyć z ustawy o samorządzie gminnym zapisy art. 7 – tu wybrane te, które spraw społecznych dotyczą:
 5) ochrony zdrowia,

 6) pomocy społecznej, w tym ośrodków i zakładów opiekuńczych,

 8) edukacji publicznej,

 9) kultury, w tym bibliotek gminnych i innych instytucji kultury oraz ochrony
 zabytków i opieki nad zabytkami,

10) kultury fizycznej i turystyki, w tym terenów rekreacyjnych i urządzeń sportowych,

12) zieleni gminnej i zadrzewień,

13) cmentarzy gminnych,

14) porządku publicznego i bezpieczeństwa obywateli oraz ochrony przeciwpożarowej i przeciwpowodziowej, w tym wyposażenia i utrzymania gminnego
 magazynu przeciwpowodziowego,

16) polityki prorodzinnej, w tym zapewnienia kobietom w ciąży opieki socjalnej, medycznej i prawnej,

17) wspierania i upowszechniania idei samorządowej, w tym tworzenia warunków do działania i rozwoju jednostek pomocniczych i wdrażania programów pobudzania aktywności obywatelskiej,

18) promocji gminy,

19) współpracy i działalności na rzecz organizacji pozarządowych oraz podmiotów wymienionych w art. 3 ust. 3 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. Nr 96, poz. 873, z
 późn. zm.1)),

20) współpracy ze społecznościami lokalnymi i regionalnymi innych państw.

Jak widać z powyższego, gmina odpowiada praktycznie za wszystkie obszary życia społecznego, choć inne ustawy, określające podział kompetencji pomiędzy szczeblami samorządów i administracją państwową, która obecnie kończy się na poziomie województwa, a kiedyś sięgała do poziomu obecnych powiatów poprzez urzędy rejonowe, przenoszą odpowiedzialność za wykonanie tych zadań na inne szczeble samorządu.

Typowym przykładem jest zdrowie, gdzie gmina praktycznie mimo szumnego zapisu „ochrony zdrowia” obecnie praktycznie nie ma wielkiego zakresu działania poza żłobkiem, który wciąż zgodnie z prawem jest zakładem opieki zdrowotnej, co powoduje nie tylko problem wtedy, gdy chce się utworzyć żłobek, ale także wtedy gdy określa się odpłatność za korzystanie z jego usług i wtedy, gdy szukając chociażby oszczędności próbowałoby się połączyć żłobek z leżącym tuż obok przedszkolem. Te restrykcyjne przepisy powodują właśnie, że koszty prowadzenia żłobka przez gminę są bardzo wysokie a udział rodziców w nich dość symboliczny. Te właśnie fakty spowodowały na początku pierwszej kadencji burmistrza Wojciecha Huczyńskiego pomysł zlikwidowania żłobka przy ulicy Kamiennej, gdyż wówczas istniał nadmiar miejsc w żłobkach i koszt utrzymania dwóch żłobków w sytuacji wysokiego zadłużenia miasta był zbyt wysoki. Nie będę ukrywał, że też za tym rozwiązaniem głosowałem.

Dzisiaj mówi się o koncepcji rozbudowy miejskiego żłobka by zwiększyć liczbę miejsc, ale „wicie, rozumicie” kasy brakuje, choć przez lata od likwidacji żłobka na Kamiennej miasto zaoszczędziło pewnie ponad 6 milionów złotych. Klamrą, spinającą tą sprawę jest osoba Renaty Myślińskiej, byłej dyrektor żłobka na Kamiennej, później dyrektora Dziennego Domu Pomocy Społecznej na Piastowskiej - „żłobka” dla starszych – ostatnio z hukiem pozbawioną tego stanowiska, a następnie w wyniku konkursu objętego przez siostrę jednego z miejskich radnych.

Skoro zaś przy pomocy społecznej jesteśmy, to tu odnotować trzeba podobną historię, gdy w wyniku nazwijmy to może zbyt optymistycznego realizowania programu wsparcia podopiecznych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w ramach wspieranego przez Unię Europejską projektu „Twój krok do lepszego jutra”, jego dotychczasowa szefowa na bruku się znalazła, a nowy szef przyhołubił sobie niegdysiejszą skarbnik miasta Dorotę Solińską, pewnie po to, by pesymistyczniej do „lepszego jutra” podchodzić.

Dzieci, gdy z pieluch wyrosną wchodzą w wiek przedszkolny i tu odnotować trzeba, że Brzeg w tym względzie w krajowej czołówce się znajduje zarówno pod względem procentu dzieci do przedszkoli uczęszczających jak i bardzo wysokich wydatków z kasy miasta na utrzymanie jednego dziecka w przedszkolu. I tutaj jak w żłobku udział rodziców w kosztach pobytu dziecka w przedszkolu jest nazwijmy to mierny. Te wysokie koszty były przyczyną podjęcia w pierwszej kadencji burmistrza próby likwidacji jednego przedszkola, która wskutek oporu rodziców i znacznej części radnych miejskich nie powiodła się. Tu znów, żeby nie było niedomówień, byłem za likwidacją przedszkola. Mimo tego wzrost liczby dzieci w wieku przedszkolnym, a także zaserwowany przez władze obowiązek przedszkolny od 5 roku życia z równoczesnym „miękkim” obowiązkiem szkolnym dla sześciolatków spowodowały, że według wiceburmistrza Stanisława Kowalczyka brak jest w przedszkolach obecnie 54 miejsc. Ta sytuacja spowodowała też „wojnę” z ościennymi gminami, czego przejawem była wydana w lutym dyrektorkom przedszkoli przez burmistrza dyspozycja pozbycia się od 1 marca z przedszkoli dzieci z tych gmin.

Największą ofiarą tego wojennego zamieszania stał się chyba radny Jan Pikor, który jak wynika z wypowiedzi burmistrza na problem braku miejsc w przedszkolach uwagę burmistrza skierował, następnie jego „rugi przedszkolne” kontestował, a nawet podobno próbował, choć nie bardzo wiem czym, na szefową od miejskiej oświaty naciskać, by jakieś miejsce dla wyrugowanego dziecka z gminy Skarbimierz w miejskim przedszkolu odzyskać, czym zasłużył sobie na miano „radnego załatwiacza”. Gdy jednak w notatkę służbową szefowej od oświaty spojrzeć, okaże się, że radny pozwolił sobie na krytyczne oceny zarówno decyzji burmistrza w sprawie „rugów przedszkolnych” jak i nadzoru szefowej nad dyrektorkami przedszkoli, czyli „słusznie” na miano „załatwiacza” zasłużył. Ta sprawa pokazuje też na ciekawy sposób działania podległych burmistrzowi urzędników, którzy po wysłuchaniu jakichś krytycznych uwag, od razu „notatką służbową” burmistrzowi się skarżą. A ten z tym do PPB leci, wywiadu udziela, nazwiska radnego nie ujawniając.

Następnie radny bez skazy w tej sprawie interpelację składa, odpowiedzi się domaga, i gdy już „przygnieciony” burmistrz odważy się nazwisko ujawnić, sam do PPB bieży, by miastu i światu tę prawdę objawić. Nie będę spekulował, jak by to wyglądało, gdyby „radnym załatwiaczem” był kolega z tego samego klubu radnych. Co ciekawe burmistrz odpowiadając na interpelację radnego zapomniał był podać nazwiska innych radnych, publicznie przez niego w wywiadzie oskarżanych o znacznie cięższe przewiny, bo to próbę jakiegoś machlowania z fakturami VAT i żądanie jakichś kierowniczo dyrektorskich stanowisk dla siebie i syna. Z pomocą w „przygniataniu” burmistrza pospieszył na ostatniej sesji radnemu bez skazy jego klubowy kolega, więc kolejnych rewelacji tylko czekać.

Niby tu trochę od tematu odbiegłem, choć gdy spojrzeć na sprawę dosadnie, to chyba jednak nie, bo w końcu zaczynane od żłobka wychowywanie poprzez przedszkolne i następny szkolny czas często z kluczem od mieszkania na szyi prowadzi „dorosłych” i rządzących do czysto dziecinnych zachowań, rodem z piaskownicy. I na tym ten kawałek zakończę, na następny za tydzień zapraszam.

Andrzej Ogonek

ogonek na pasku