Jeszcze troszkę i dożyjemy trzeciej rocznicy tej szczęśliwej chwili, gdy w wyniku gigantycznej manipulacji medialno-biznesowej, rządy w naszym kraju objął premier powszechnie miłujący nie tylko pokój,
oczywiście za wyjątkiem chwil, gdy po odkryciu jakiejś afery hazardowej lub stoczniowej z udziałem ministrów własnego rządu wypowiada wojnę parlamentarnej opozycji, ale także każdego mieszkańca kraju, każdego razem i z osobna.
Niestety ta miłość w ostatnich dniach przekłada się na szybkie podróże po kraju z jednego do kolejnego miejsca, gdzie brunatna deszczówka przerywa wały powodziowe, nieostrzeżeni w porę mieszkańcy tracą swój dobytek porywany przez rwącą wodę, a ci najbardziej nieszczęśliwi także życie.
Gdy patrzę na tegoroczną majową powódź, o której zresztą sam premier mówi, że na taką skalę w dorzeczu Wisły jeszcze jej nie było, a potwierdzają to zapisane informacje, które dla stacji pomiarowej w Krakowie Bielanach notowały dotychczas najwyższy poziom wody na 907 cm, a w dniu 18 maja tego roku ten stan to ponad 950 cm, to widzę dość oczywiste analogie do powodzi z roku 1997.
Tak jak wtedy powódź zapoczątkowały ulewne deszcze przyniesione tak zwanym atmosferycznym niżem genueńskim podczas weekendu. Tak samo jak wtedy, władze państwa reagowały na te zjawiska z opóźnieniem. Tak samo jak wtedy mieszkańcy byli zaskakiwani wodą wlewającą się na ich podwórka i szybko docierającą do mieszkań, mimo wcześniejszych zapewnień, jak w północno-zachodniej części Opola, że nic im nie zagraża. Już podczas tamtej powodzi samorządowcy domagali się od ówczesnego lewicowego rządu Włodzimierza Cimoszewicza ogłoszenia stanu klęski żywiołowej, choć jak wówczas się okazało w prawie istniał tylko stan wyjątkowy lub wojenny.
Tak pisałem o tym w popełnionej po powodzi w 1998 roku książeczce „Jak pękały wały?”: „Jeżeli więc przyjęto jakąś strategię, to musiała ona polegać na zwiększaniu w górnym biegu Odry i jej dopływów tak zwanej „retencji dolinowej”. Oznacza to wypełnianie wodą wszystkich możliwych przyległych do koryta rzeki dolin. By zaś ich napełnianie stało się możliwie szybkie, trzeba szeroko otwierać zabezpieczające te doliny umocnienia w formie wałów przeciwpowodziowych. Oczywistą jest rzeczą, że wobec braku prawnej podstawy do prowadzenia takich działań, jaką dawałby stan wyjątkowy (jak bowiem okazało się po wniosku wojewody opolskiego, tzw. „stan klęski żywiołowej” nie miał oparcia w istniejącym prawie), działania tego typu musiałyby być przez ich wykonawców prowadzone w sposób niejawny.”
Od 1997 roku jednak stan prawa uległ zmianie. Wbrew też twierdzeniom wielu ludzi, którzy dzisiaj mówią, że od tego czasu nie zrobiono nic, by powtórce powodzi zapobiec, powiedzieć trzeba jasno, że jednak wiele rzeczy wykonanych zostało. W skali kraju patrząc, to system radarów meteorologicznych, które ostrzegają o nadchodzących zjawiskach pogodowych. To także system automatycznych stacji mierzących wysokość wody i jej przepływ w wielu newralgicznych punktach rzek, co umożliwia sporządzanie dość precyzyjnych prognoz wzrostu stanu wody i terminu, kiedy ten stan w danym punkcie się pojawi. Wyniki publikowane są na stronie internetowej Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej www.pogodynka.pl .
Wykonano także szereg prac hydrotechnicznych na rzekach, jak chociażby modernizacja opolskiego węzła wodnego, czy też zakończenie budowy jazu w nieodległych Lipkach. Modernizowano także systemy obwałowań rzek, czego przykładem jest modernizacja prawobrzeżnego wału Odry od Starych Kolni po Szydłowice z usunięciem „wąskiego gardła” przepływu w okolicy Kościerzyc. Zmianie uległo także prawo. W 2002 roku sejm uchwalił ustawę o stanie klęski żywiołowej, a w 2007 ustawę o zarządzaniu kryzysowym. Premier broni się przed wprowadzeniem stanu klęski żywiołowej, mimo tego, że ustawa o stanie klęski żywiołowej w art. 4 i 5 stanowi:
Art. 4.
1. Stan klęski żywiołowej może być wprowadzony na obszarze, na którym wystąpiła klęska żywiołowa, a także na obszarze, na którym wystąpiły lub mogą wystąpić skutki tej klęski.
2. Stan klęski żywiołowej wprowadza się na czas oznaczony, niezbędny dla zapobieżenia skutkom klęski żywiołowej lub ich usunięcia, nie dłuższy niż 30 dni.
Art. 5.
1. Rada Ministrów, w drodze rozporządzenia, może wprowadzić stan klęski żywiołowej z własnej inicjatywy lub na wniosek właściwego wojewody.
Trudno spodziewać się, że o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej wystąpią wojewodowie, bo wobec publicznego stanowiska premiera w tej sprawie zapłaciliby za to prawdopodobnie własnymi stołkami. Tłumaczenie premiera, że wprowadzenie stanu klęski żywiołowej ograniczy tylko prawa obywatelskie i nie da ani złotówki na walkę z powodzią każe jednak zapytać: to na jaką cholerę to prawo naprzód rząd opracował, później sejm i senat uchwalił, a ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał. Czyżby miało być zastosowane dopiero wtedy, gdy wszyscy mieszkańcy Polski spłyną z wodami powodziowymi do Bałtyku, czy też staną się lodowymi soplami wskutek syberyjskiej zimy albo też murzynami wskutek pozbawienia ochrony warstwy ozonowej w atmosferze. Wygląda jednak na to, że przeszkodą są zaplanowane na 20 czerwca wybory prezydenckie i tu o dziwo, opozycja w postaci PiS i SLD nie domaga się od premiera wprowadzenia stanu klęski żywiołowej.
Premier mówi, że do usunięcia skutków powodzi wystarczy mu ustawa o zarządzaniu kryzysowym. Tyle, że dotyczy ona jednak innej nieco materii i nie daje władzy uprawnień i możliwości, jakie zapisane są w ustawie o stanie klęski żywiołowej. Daje jednak rzecz inną. Mianowicie pieniądze na realizację zadań z zakresu zarządzania kryzysowego, które dla burmistrza brzmią zgodnie z art. 19 ust. 2 pkt 1 następująco:
„2. Do zadań wójta, burmistrza, prezydenta miasta w sprawach zarządzania kryzysowego należy:
1) kierowanie monitorowaniem, planowaniem, reagowaniem i usuwaniem skutków zagrożeń na terenie gminy;”. Pieniądze na to zapisane są w art. 26 ust. 4 ustawy następująco:
„4. W budżecie jednostki samorządu terytorialnego tworzy się rezerwę celową na realizację zadań własnych z zakresu zarządzania kryzysowego w wysokości nie mniejszej niż 0,5% wydatków budżetu jednostki samorządu terytorialnego, pomniejszonych o wydatki inwestycyjne, wydatki na wynagrodzenia i pochodne oraz wydatki na obsługę długu.”
W budżecie Brzegu na rok 2010 zapis tej rezerwy wygląda następująco:
„Zarządzanie kryzysowe 15.000 zł”.
Przy tej skali powodzi, z jaką mamy do czynienia, to kwota symboliczna, nieprawdaż? Tu muszę dodać, że oprócz tej rezerwy dodatkowe 15.000 zł zapisane jest wprost jako wydatek budżetowy, więc faktycznie burmistrz dysponuje kwotą 30.000 zł na zarządzanie kryzysowe. Ale pytanie brzmi, czy ta kwota zgodna jest z przytoczonym wyżej przepisem? Przeprowadzone wyliczenia na podstawie załącznika „Wydatki” do uchwały budżetowej wskazują, że ta kwota powinna wynosić co najmniej: 214.743,41 zł. Rodzi się więc oczywiste pytanie, dlaczego autor projektu budżetu, jakim jest burmistrz, „zgubił” 199.743,41 zł. Pytanie nie tylko zresztą do burmistrza, ale i Składu Orzekającego Regionalnej Izby Obrachunkowej w Opolu, która w opinii o projekcie budżetu Brzegu na rok 2010 nie dostrzegła tej niezgodności z ustawowym zapisem.
Można zastanowić się, jak wyglądałaby majowa powódź w Brzegu, gdyby burmistrz mógł dysponować tą „zgubioną” kwotą i obowiązywałby „stan klęski żywiołowej”, umożliwiający skuteczne działania poprzez prawo do wkraczania na prywatne nieruchomości lub nakaz określonego działania ich właścicieli i posiadaczy. Problem w mieście to zalewanie ulicy Oławskiej, gdzie na zapleczu budynków po prawej stronie od przepompowni ścieków do ostatniego zabudowania jest około 800 m, oraz wyspy pomiędzy Odrą a kanałem żeglownym. Sądzę, że około dwóch kilometrów wałów powinno powstrzymać od zalania te dwa obszary. W zamian mamy brak konieczności ewakuacji z tych dwóch terenów, normalne funkcjonowanie zakładów pracy na nich położonych i utrzymanie ciągłości ruchu drogowego na drodze krajowej 39 do Namysłowa.
Pozwoliłem sobie wyliczyć wartość materiałów potrzebnych do zbudowania dwóch kilometrów wałów. Wał o wysokości około 1,3 m, który w przekroju poprzecznym jest trapezem równoramiennym o dolnej podstawie 2,4 m i górnej 1,4 m. Jego konstrukcja składa się z rdzenia w postaci trapezu równoramiennego 1x0.5x0.5 m z tłucznia bazaltowego niesortowanego 0 – 63 mm, drugiej warstwy z tłucznia bazaltowego niesortowanego 0 – 31,5 mm, która tworzy trapez równoramienny o wymiarach 2x1x1 m, podsypki piaskowej o grubości 10 cm, na której ułożona jest folia o grubości 0,3 mm i obłożony na koronie, stoku od strony wody i na 2 m u podstawy jedną warstwą worków z piaskiem. Wartość materiałów na taki wał to około 232 tys. zł.
Jak widać suma jest zbliżona do tego, co w budżecie miasta powinno być zgodnie z ustawą o zarządzaniu kryzysowym zapisane jako rezerwa celowa. Nie piszę tego po to, by stawiać tu zarzuty burmistrzowi, gdyż i tak jeśli nie jest ogłoszony stan klęski żywiołowej, to nie może ani zmobilizować ludzi i sprzętu by takie umocnienie wykonać, ani nie może wkroczyć na prywatne tereny, przez które obwałowanie musiałoby być poprowadzone. Ale zrozumieć nie mogę, dlaczego dopuszczono do wlania się wody na Plac Młynów. Tam wystarczy niecałe 10 metrów wału pomiędzy budynkiem biurowym a młynem i z 30 do 40 metrów na chodniku od strony młynówki. Ewentualne wybijanie z kanalizacji można usuwać pompą szlamową, jaką posiada miejska spółka PWiK. To można zrobić bez stanu klęski żywiołowej.
I na koniec tylko drobna uwaga o piarowskim (a właściwie propagandowym) wymiarze tej powodzi. Już chyba w niedzielę 17 maja w TVP INFO, gdy rozgrywała się tragedia na Górnym Śląsku i w Małopolsce, nasz burmistrz w stroju obrony cywilnej wypowiadał się o obronie przed spodziewaną wodą ulicy Oławskiej. Nie śledziłem ile jeszcze razy na szklany ekran tej lub innej stacji się dostał. Za to usłyszałem go znów o godzinie 18.00 w niedzielę 23 maja w PR 1 Polskiego Radia, gdy mówił, że za wcześnie na oszacowanie popowodziowych strat w Brzegu. Spinając to jednym zdaniem, można napisać: przygotowywał się, walczył, poległ i tak osłabiony jest, że strat policzyć nie może. Cudu nie było, żywiołowa klęska jest.
Andrzej Ogonek