wtorek, 23 kwietnia 2024

a boberskiKolega namawia mnie, że muszę koniecznie, ale to koniecznie obejrzeć najnowszy film Quentina Tarantino pt. Django. Mówi, że genialny! Fenomenalny! Arcydzieło! Western, ale nie western. Zachwala i zachwala, opowiada i opowiada.

 

Gdyby mu pozwolić, opowiedziałby cały film ze szczegółami. W życiu nie widział tak doskonałego filmu, tak dowcipnego, nie słyszał tak świetnych dialogów. I koniecznie, koniecznie na dużym ekranie! Nie na płycie, nie w Internecie. Tylko na dużym ekranie! Chętnie w to wszystko wierzę, ale... Czy się odważę? Czy się odważę wybrać znów do multipleksu? Po tym, co mi się tam przydarzyło ostatnio? A było tak. 

 

Oglądam w multipleksie horror science fiction. Przedpołudniowy seans. Sala pusta. Cieszy mnie to - nikt mi nie będzie przeszkadzał. Nie daj Bóg trafić na przyjaciółki, które jakiś czas się nie widziały i przeplotkują nad twoim uchem cały seans. Film widowiskowy, przeważnie dość głośny, przesycony przeróżnymi dźwiękami, pełen szmerów, krzyków, wybuchów, wycia wichury, ryku silników statku kosmicznego, odgłosów kapiącej wody itp., jednym słowem, solidna robota dźwiękowca. Wśród licznych efektów akustycznych - jakiś cichy chrobot, chrzęst się wyodrębnia, nawet interesujący. Fajnie. Oglądam dalej. Znów ten chrzęst i chrobot, choć niegłośny, dziwnie wyraźny jest, wyraźny się staje, coraz wyraźniejszy, ponad swoją miarę, narasta, choć nie głośnieje, choć tak cichy, dominować zaczyna, to w moim uchu się on tak wyostrza i uwagę przykuwa. Ale co najbardziej niepokoi, nie potrafię tego odgłosu nigdzie na ekranie zlokalizować, odnieść do któregoś elementu obrazu, zidentyfikować, a pora byłaby najwyższa po upływie iluś tam minut filmu. Co go wydaje? Gdzie jego źródło? Co tak cicho a natarczywie chrzęści i chrobocze w tym filmie? Dźwiękowiec się pomylił i zarejestrował na ścieżce dźwiękowej oderwany od obrazu dźwięk znikąd? Usterka w aparaturze projekcyjnej? Po chwili dociera do mnie, że źródło znajduje się gdzie indziej, poza filmem, poza projektorem i całym kinowym nagłośnieniem. Wyostrzam słuch, nakierowuję małżowiny uszne i lokalizuję to źródło. Siedzi kilka rzędów za mną. Nie jestem sam na sali. Kilka rzędów za mną siedzi facet i raczy się popcornem.

 

O, kurwa! Jak ja nie znoszę popcornu w kinie! Tego zapachu prażonej kukurydzy w kinie! Tych odgłosów paszczowych podczas pożerania popcornu, rozlegających się w nieodpowiednim miejscu i czasie, bo na zaciemnionej kinowej sali, która powinna być palarnią iluzji (jak to wspaniale określił Igor Newerly, wspominając swe dziecięce, pierwsze kinowe wtajemniczenia, jeszcze z czasów kina niemego), a nie popcornowym barem w oparach popcornowego odorku! Niech sobie ten durny popcorn będzie na świecie, ale nie w kinie! Multipleksy to wspaniały wynalazek, ratunek dla kina, ale niech będzie bez popcornu! Kawa, słodycze, napoje - tak! Popcorn - won! Strzelającą kukurydzę wypierdolić, multipleksy zostawić!

 

I co to za oglądanie teraz, kiedy ja słyszę przede wszystkim ten popcorn chrzęszczący i chroboczący w paszczy widza, który specjalnie tutaj przyszedł, żeby się tego specjału nażreć, napaść jak krowa na łące, za moimi plecami, mnie na złość! I jeszcze ta pusta sala, która tak mnie z początku ucieszyła. Gdyby było więcej osób, w tym przypadku im więcej, tym lepiej, jakoś by to przytłumili. A tak, ponieważ jest tak pusto, jak w pudle rezonansowym, to w tej pustocie popcornowy chrzęst i chrobot tak rezonuje i niesie się, że chyba zaraz zwariuję. Chyba zatkam zaraz uszy, no tak, ale wtedy nie będę słyszał, co na ekranie. No to wyjdę, oddam bilet, zażądam zwrotu kasy i przy okazji powiem, co myślę o popcornie w kinie. Nie, nie mam odwagi, a poza tym to nie jest najlepszy pomysł, nie w moim interesie. Ponieważ bardzo chciałem ten film obejrzeć, a potem coś o nim napisać. Więc co, przyjść później, na inny seans, dziś, jutro, kiedy? Co mi to da? A kto mi zagwarantuje, że znów nie trafię na amatora popcornu? Więc co robić? Zwrócić uwagę gościowi? Ale prawo jest po jego stronie. W jaki sposób tę uwagę zwrócić, jeśli już? Ciekawe, czy spec od asertywności miałby na to jakąś radę. Poprosić faceta, żeby spożywał ciszej? A jeśli on ciszej nie potrafi? A jeśli ciszej się nie da? Żeby zaprzestał konsumpcji? Nie mam prawa mu zakazać. Dźwięków w filmie multum, a ten jeden spoza filmu przebija je wszystkie. Nawet jeśli tamte go w danym momencie zagłuszają, on jest, bowiem gryzienie i przeżuwanie nie ustaje, przyczajony czeka tylko na moment cichszy, aby wychynąć i wwiercić się w moje uszy owadzim popcornowym chrzęstem i chrobotem.

 

Przez cały film trwa pożeranie popcornu (kubełek wypasiony, starczy do napisów końcowych), a wraz z nim pożeranie mojego filmu, tak, mojego, bo kupiłem na niego bilet, i pożeranie mojej przyjemności oglądania. Widzę nagłówki w prasowych kronikach kryminalnych i sycę się nimi w morderczym gniewie: Bójka w kiniePobiło się dwóch widzówWidz poturbował widza z powodu popcornuPopcorn przyczyną rozróbyPoszło o popcornHorror w kiniePopcornowy horror itp. Wyobraźnia mi dopisuje. Tymczasem wiercę się tylko w fotelu, posapuję, gniewnie patrzę w lewo, patrzę w prawo, prosto, za siebie już nie, tylko wychodzę z siebie, ale siedzę. Jakby nigdy nic. Jakby zawsze coś.

 
Wybrać się czy się nie wybrać znów do multipleksu? Oto jest pytanie!
 
 
Adam Boberski
 
 

boberski na pasku