czwartek, 21 listopada 2024
aboberskiW XX wieku narodziło się wiele „nowych wiar". Jedną z nich jest wiara w kosmitów. Jej apostoł, Däniken, który w tym miesiącu zawitał do Wrocławia i był honorowym gościem Polconu 2012, od kilku dziesięcioleci zbija majątek na fabrykowaniu teorii o kosmicznym rodowodzie ziemskiej cywilizacji, o zaszczepieniu jej na naszym globie przez przybyszów z gwiazd.


Doszukuje się dowodów ich aktywnej obecności w pradawnych mitach, eposach i świętych księgach, odmawiając naszym przodkom zdolności do fantazjowania i twórczych, objaśniających świat za pomocą mitu wzlotów wyobraźni - w czasach, kiedy trzeba było umieć, będąc pozbawionym innych narzędzi poznawczych, i z pustego nalać. Unicestwia w swych książkach geniusz, doświadczenie, fachowość (dwa tysiące lat albo i dłużej!) starożytnych budowniczych piramid. Fascynującą historię cywilizacji usiłuje za wszelką cenę przerobić w żałosną brednię w stylu Z Archiwum X, zdolną oczarować jedynie gówniarzy w różnym wieku. Jest jednym z tych, którzy szukają rzeczy niezwykłych tam, gdzie ich nie ma, a nie widzą ich tam, gdzie są; ślepi na rzeczywistą „fantastyczność" i bogactwo świata, który w ich wydaniu jest płaski, jednowymiarowy, tandetny, nieciekawy, choć w intencjach ich ma być właśnie ciekawszy, fajniejszy, bardziej tajemniczy i niezwykły. Nie obchodzi ich to na przykład, jak wiele czynników ma wpływ na los ludzi i narodów. Wolą, aby tym losem rządzili kosmici, albo inna abrakadabra, jak w popularnej dziś astrologii, gdzie „uczonym" bełkotem dowodzi się, że układ planet i zodiakalnych gwiazd w momencie narodzin człowieka determinuje jego późniejsze losy i stanowi podstawę „naukowych" horoskopów przewidujących z zegarmistrzowską dokładnością, co się wydarzy w życiu X-a czy Y-a w dowolnie wybranym dniu w przyszłości. Mało tego. Mnożą się orientacje i stronnictwa ufomaniackie. Na przykład pogląd - kolejny wariant osławionej spiskowej teorii dziejów, jakoby przybysze z odległych planet nas od lat obserwowali, porywali, poddawali eksperymentom, nawiązywali stosunki dyplomatyczne z rządami wielkich mocarstw, w tajemnicy przed opinią publiczną oczywiście, inwigilowali elity polityczne, ośrodki decyzyjne i wpływali na bieg wydarzeń; oraz że szybki rozwój w ostatnich latach informatyki i innych dziedzin zawdzięczamy współpracy z chcącymi podnieść nasz poziom cywilizacyjny doradcami z kosmosu lub też rewolucyjne technologie, w tym wojskowe, szczególnie lotnicze, pochodzą z odzysku, czerpane przez naukowców z wraków statków kosmicznych obcych, które uległy awarii i rozbiły się na Ziemi. Modny jest melanż parapsychologii, kolejnej pseudoreligii, z ufologią, zaprawiony hinduizmem, który płodzi kuriozalne opowieści wtajemniczonych o kontaktach pozazmysłowych z obcymi i relacje z podróży mentalnych na inne planety. Co ciekawe, różne opcje ufologiczne wzajemnie się wykluczają, przeczą sobie, co stanowi wystarczający dowód, że wszystkie są podszytą idiotyzmem niedorzecznością.


erichvondaniken.com
Foto: źródło - erichvondaniken.com
 
Nauki Dänikena nie poszły w las. Przeciwnie, dänikenowskim tropem, niestety, poszli twórcy filmu Prometeusz, będącego prequelem Obcego Ridleya Scotta. W tym filmie, a dokładniej: w jego przedakcji, kosmici, których ulubionym zajęciem była inżynieria genetyczna, w nosie mając ewolucję i dziadka Darwina, stworzyli sobie człowieka, ot tak, od razu, i sprezentowali mu nawet swoje DNA. Owi kosmici to bogowie występujący w różnych religiach, którzy „ulepiwszy" człowieka przez pewien czas kierowali jego rozwojem, pozwalając sobie oddawać cześć boską. Ich dziełem jest również dobrze nam znana z serii kultowych filmów bestia, co ma kwas zamiast krwi i w wysoce nieefektywny, ale makabrycznie efektowny, horrorowaty sposób się rozmnaża. Tym pasożytniczym gatunkiem „Inżynierowie" chcą się teraz posłużyć jako bronią biologiczną, aby zgładzić inny powołany przez siebie do istnienia gatunek - ludzi. Porażka tej superprodukcji, wyreżyserowanej również przez Ridleya Scotta, który po latach powrócił do gwiazd, pokazuje to, o czym wszyscy wiemy: że cuda nie zdarzają się często, a niektóre zdarzają się tylko raz. Jaki cud mam w tym wypadku na myśli? Otóż mam na myśli nakręcenie wybitnego filmu o potworku z kosmosu. Pytanie: czy to jest w ogóle możliwe? Jest możliwe, ponieważ raz się udało. Było to w 1979 roku. I był to właśnie wspomniany wyżej zasłużenie kultowy i poważany Alien (w polskiej wersji Obcy - ósmy pasażer Nostromo). W pierwszym Obcym cudownym zbiegiem okoliczności, na pewno nie przewidzianym przez reżysera i kogokolwiek z ekipy filmowców, i przerastającym najśmielsze ich marzenia, wszystko niemal się udało, wypaliło, zagrały, zatrybiły wszystkie elementy, każdy na swoim odcinku spisał się na medal, choć najwięcej film zawdzięcza na pewno legendarnemu specjaliście od sennych koszmarnych wizji, twórcy scenografii i samego potwora, szwajcarskiemu malarzowi-surrealiście Hansowi Gigerowi, i tym razem z faktu, że film to dzieło zbiorowe (co ma swoje wady i zalety), wynikły same korzyści.
 

Nietrudno było przewidzieć, że taki cud z przypadku raczej się nie powtórzy. Arcydzieło w kategorii „horroru o potworku z kosmosu", czyli w założeniu i w praktyce horroru klasy B, jest zjawiskiem skazanym na taką rzadkość występowania, taką ekskluzywność, jak inteligencja rozumna we wszechświecie albo jak bycie równocześnie pięknym, mądrym i bogatym. Ekskluzywna incydentalność życia jest dobrą ilustracją tej i innych wyjątkowości bliskich absolutnej niemocy realizacyjnej: wystarczy pomyśleć, ile warunków musi być spełnionych, aby życie się narodziło w formie jednokomórkowej, a ile - aby wyewoluowało do postaci inteligencji rozumnej. Czy wszechświatowi starczyło stochastycznej potencji, która nie jest wszakże omnipotencją, aby tego po raz wtóry dokonać, aby te dwa gigantyczne skoki wykonać: od materii nieożywionej do pierwszej bakterii i od tego prymitywnego żyjątka do wielokomórkowego bystrzaka, który sam siebie nazwał homo sapiens, czy też raczej ta statystyczna brzemienność powiła jedną jedyną we wszechświecie inteligencję rozumną, i gdzieś tam jeszcze, niewykluczone, parę bakterii zmajstrowała, bez świetlanych perspektyw, które może jeszcze dychają, a może już są, zdmuchnięte z ewolucyjnej ścieżki na samym starcie, skamieliną, i może jeszcze na jednej najwyżej planecie kwitnie życie zwierzęce i roślinne, ale wcale nie jest pewne, a raczej jest mało prawdopodobne, że zakwitnie tam kiedykolwiek rozumem, i dlatego braci w rozumie możemy wyczekiwać bez końca i nigdy się nie doczekać, albo rozminąwszy się z nimi o kilka miliardów lat, żadnego mądrego przesłania od nich nie otrzymać ani posłuchania u nich nie uzyskać?
 

Prawdopodobieństwo prawdopodobieństwem, ale o tym, że drugi raz ta sztuka z ambitnym horrorem o bestii z kosmosu podczas realizacji Prometeusza się nie powtórzy, przesądziło, z góry przesądziło to, że scenarzystą filmu został współtwórca okropnego, tasiemcowego, wielosezonowego serialu Lost, z którego ja nie byłem w stanie obejrzeć do końca ani jednego odcinka, takie to wydawało mi się wszystko w tym scenariuszu nudne, nie trzymające - za przeproszeniem - kupy, silące się na tajemniczość, a całkowicie z tajemniczości wyjałowione.
 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
 
ZAPROSZENIA

A tak przy okazji, Stowarzyszenie Żywych Poetów zaprasza na kolejny agon dialogowy z cyklu SIC ET NON pod hasłem: „Trzech pasażerów Nostromo - Czy Science Fiction to literackie getto?" (1 września, sobota, godz. 17.OO, kawiarnia Ambrozja). W roli trzech pasażerów i gospodarzy prowadzących spotkanie wystąpią: Radosław Wiśniewski, Krystian Ławreniuk i Adam Boberski, a gościem będzie Michał Cetnarowski, prozaik kojarzony z nurtem szeroko rozumianej literatury fantastycznej (taki był jego debiutancki tom opowiadań pt. Labirynty), a którego druga książka, jak słyszałem, ma być opublikowana na jesieni, i ma to być powieść spoza kręgu fantastyki. Mam przeczucie, że ten brzeżanin, „czwarty muszkieter", w dziedzinie literatury osiągnie z nas wszystkich najwięcej, czego mu nie bez zazdrości życzymy.

Tego samego dnia, ale w Herbaciarni, o godz. 19.00, odbędzie się spotkanie z poetką i tłumaczką, rodem ze stolicy polskiej świszcząco-szeleszczące mowy, Szczebrzeszyna, Anetą Kamińską, promujące Cząstki pomarańczy - antologię nowej poezji ukraińskiej w jej przekładzie. Panią Anetę redakcja „Red.-a" czule wspomina, ponieważ „Red." „ukraiński" jej właśnie najwięcej zawdzięcza. Spotkanie poprowadzi wybitny moderator Radosław Wiśniewski.
 
Adam Boberski
 
 

boberski na pasku