wtorek, 14 maja 2024
leszektomczukRząd sam się wypielęgnuje – możnaby szydzić. Jak to się dzieje, że słynący z ceremonialnego obcałowywania kobiecych dłoni premier nie może sobie poradzić z pięknym okupantem?




Kobiety można zamordować z łatwością, nie pałką, nie sztyletem a... miłością, której w człowieku promującym się, jako „samo dobro” musi być w bród. Bo przecież dla kobiet mężczyźni zleźli z drzew... – dopowiem filozoficznie.

Postępowania z siostrami pan premier uczyć się nie musi, wszak obok ma osobistą pielęgniarkę, osobę weń zapatrzoną, czyli Jolantę Szczypińską, której swego czasu ofiarował trzewiczki, kiedy ta postanowiła na bosaka (!) wspierać w konspirze przyszłego szefa rządu. Wymarzonego rządu – należy uzupełnić. Tak, tak – to jeden z dowodów męczeństwa posłanki Szczypińskiej, kobiety przebogatej wewnętrznie, skromnej i oryginalnie pięknej. Sam bym tego nie wykombinował, o wszystkim, czyli o jej bojowym szlaku ku wolności, dowiedziałem się z wywiadów pomieszczanych w prasie kolorowej i śliskiej w dotyku. Teraz obuta Szczypińska butnie, raz po raz, pokrzykuje na koleżanki-okupantki, bo jako kobieta wrażliwa wie, jak łatwo zranić mężczyznę, istotę wymagającą pielęgnacji.

Na pytanie, czy martwi mnie widok namiotów przed siedzibą rządu - moja odpowiedź brzmi: NIE. Choć to dramat i katastrofa i to nie tylko protestujących, ale i strony przeciwnej, tkwiącej w tępym uporze, którego fundamentem jest podejrzliwość i – powiedzmy to otwarcie – pogarda dla niesubordynowanych. W pielęgniarskim buncie jest jednak coś ludycznego, to rodzaj festynu.

Porównując brzeskie elity śmiem twierdzić, że podobna okupacja u nas nie ma sensu. Na wszystkich szczeblach mamy ludzi umiarkowanych i rozważnych, dalekich od rewolucyjnego zapału, którzy do zaognienia relacji: rządzący – pospólstwo, nigdy by nie doprowadzili. Nie ten poziom. Gdzie nie spojrzę - lewica, prawica albo centrum - wszędzie spokój. Politycznej wojny w Brzegu brak. I bardzo dobrze. Mała Ojczyzna rządzi się swoimi prawami. Tu się liczy, czy ktoś jest mądry, czy głupi, chory czy zdrowy, albo przystojny czy garbaty. Białe - białe znaczy a czarne - czarne. Półcienie toleruje się, owszem, w poezji na lekcjach języka polskiego.
protest
Jestem przekonany, że zawirowania w Radzie Miasta to merytoryczna kosmetyka, rzecz - w ciągle doskonalącej się samorządności - zwyczajna. Wyboli się, zabliźni i wszyscyśmy, jak te siostry, solidarnie zabierzemy się do roboty. Do „czynienia dobra” (cytat z Jarosława K.), które jest udziałem i Leppera i Giertycha i Gosiewskiego – braci, póki co, na szczycie.

Dla mnie Mała Ojczyzna to nieustający festyn, trochę ludowy, zawsze swojski klimacik prowincjonalny, kojący duszę i gwarantujący bezpieczeństwo. Wokół sami ziomkowie, obowiązkowo wzajemnie życzliwi. Ale jeżeli festyn to musi być rozrywka. A jeżeli rozrywka to jakaś kapela, orkiestra dęta, tańce, piweczko i smaczne kiełbaski etc. Zaraz ktoś mi zarzuci, że odgrzewam starocie, czasy, kiedy w Brzegu i w sąsiednich przysiółkach, prężnie działały i koncertowały przeróżne bandy (nie mylić ze zbójectwem)

Idea małych ojczyzn pięknie realizuje się u naszych sąsiadów – w Republice Czeskiej i w Niemczech. Kto choć raz odwiedził Bawarię mógł rozerwać się na rozlicznych festach, gdzie popisują się lokalne orkiestry: strażackie, parafialne, szkolne, rodzinne i wojskowe. Nic, tylko tańczyć i chmielowym napitkiem się raczyć. - Gdzież te czasy (chyba to epoka schyłkowego Gomułki?), kiedy wraz z nastaniem ciepłych dni wsie i miasta powiatu brzeskiego rozbrzmiewały muzyką od serca? – łkam wspominkowo. I nie ważne, że browarek był ciepły i na Obrońców Stalingradu warzony. A już zupełnie bez znaczenia, że trochę fałszowały rozstrojone trąby.

Czy jesteśmy w stanie stworzyć klimat ludowego festynu? Zaczyn jakiś jest. Przecież wciąż potrafimy się organizować, wzorem siostry spod rządowych gmachów. Problem w tym, że nikt nie chce grać do tańca. Dookoła sami dyrygenci. Najgorzej, że batutę dzierży wiecznie obrażony, niziutki maestro z drewnianym uchem. Mazurek Dąbrowskiego w jego wykonaniu to artystyczna żenada, tego nie da się zagłuszyć...

Postscriptum: Trochę pomilczę bo wyjeżdżam na Ukrainę, „wybadam”, czy nasz sąsiad (też) cierpi na przestrach przed EURO 2012.

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku