niedziela, 24 listopada 2024
adam_boberskiStowarzyszenie Żywych Poetów planowało na XX-lecie swego istnienia opublikować Żywiopedię - zbiorowe dzieło o charakterze encyklopedycznym, dokumentujące historię i poczynania tej „kulturalnej" grupy, i wszystko to, co było w jakiś sposób z nią związane i wywarło na nią wpływ, zachwyciło, wzburzyło, zniesmaczyło... Nic z tego nie wyszło. Może na XXV-lecie się uda, albo którekolwiek lecie, na świętego Adama któregoś roku. Oto kolejna próbka: jedno z haseł „pobocznych" - w celu popsucia sielankowego nastroju Najazdów Poetów na Zamek Piastów Śląskich w Brzegu, teraz, zawsze i na wieki.

Niesnaski między autorami a wydawcami, o jakich się czasem słyszało i słyszy, dawniej wydawały mi się nierealne, niepojęte. Jak to? Powinna być symbioza, sielanka. A nie jest tak pięknie. Dzisiaj to wiem. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Wiem już, że wydawca i autor to są „tacy przyjaciele, co się nie lubią". Zwłaszcza kiedy wydawca to parawydawca, niby-wydawca. Nazywający siebie wydawcą, ale świadczący tylko tak zwane usługi wydawnicze. Opublikuje wszystko, nawet tego nie czytając. Interesuje go tylko, żeby mu zapłacić, a skąd autor zdobędzie pieniądze, czy z własnej kieszeni, czy z dotacji, to już autora zmartwienie. Parawydawca żyje z tego haraczu, składanego w poważnej mierze przez debiutantów, zniecierpliwionych, spragnionych druku pierwszej własnej książki, wykończonych - jak to ktoś określił - „morderczą rundką po wydawnictwach", tych normalnych, nie parawydawnictwach. „To droga przez mękę", ostrzegano ich. Ale dlaczego biegnąca pionowo w górę, po śliskiej ścianie, bez punktów zaczepienia i oparcia? „Trzeba być cierpliwym", radzono. Ale cierpliwość jogina, każącego się zakopać na miesiąc w ziemi, nie była im dana.

Piszących są tabuny, ambicje literackie zżerają ludzi, więc jakoś parawydawnictwa nie zdychają, ledwo żyją, ale nie zdychają. Wydają mnóstwo śmieci, od czasu do czasu trafi się im, jak ślepej kurze ziarno, coś lepszego, ale nie chcą czy nie potrafią tego docenić, nie zadbają o promocję, usprawiedliwiając się, że nie mają na to kasy, ale tak naprawdę nie mają ochoty, co ich to obchodzi, ważne, że zainkasowali forsę, więc przepada dziełko, wydane w symbolicznym nakładzie (300 egzemplarzy), w śmieciowym potopie. Parawydawcy wszystkich swoich autorów mają za nic. Nawet otwarcie się do tego przyznają. I jeszcze próbują być dumni z tego, czego powinni się wstydzić. Jeden z parawydawców jako credo swego parawydawnictwa przytoczył myśl, podobno sformułowaną przez Flauberta, że książka jest wszystkim, a autor niczym. Dziwne to i podejrzane. Co wolno autorowi powiedzieć, to nie wolno wydawcy, jako wydawcy, nawet pomyśleć. Nie żal mi miernot w ten sposób potraktowanych. Oni i tak otrzymali więcej, niż na to zasłużyli. Ale żal tych nielicznych, którzy są coś warci. W przyszłości będą takie wydawnictwa omijali szerokim łukiem, ale stratę już ponieśli. Wydać książkę w parawydawnictwie to rozpocząć końcowe odliczanie przed wystrzeleniem jej w niebyt. Jeśli jest to książka coś warta - to naprawdę żal serce ściska.

Od jakiegoś czasu prześladuje mnie twarz jednego parawydawcy. Typ jak z obrazów Rembrandta. Szkoda, że Mistrz nie może go sportretować. Byłby to świetny portret. „Portret upadłego Wydawcy", starca z obwisłą wargą, obwisłą od edytorskiej zgryzoty, przeżuwania złej poezji, łajdactwa i wyrzutów sumienia. Nie jestem fizjonomistą i fizjonomiki nie poważam, ale w tym przypadku coś jakby jest na rzeczy. Prześladuje mnie ten nie namalowany portret, a wraz z nim - straszna perspektywa, do mnie, do nas się odnosząca. Bo przecież my, Stowarzyszenie Żywych Poetów, też jesteśmy wydawcami. Śmiejemy się z innych. A jeśli nam wargi wkrótce obwisać zaczną, i obwisać, i wydłużać się, i z upływem lat coraz bardziej obwisłe będą!? Pogodzić się z tym trzeba będzie? Co nam teraz czynić wypada? Co wydawać? Poddać się szatańskiej pokusie? Uzbroić się w cynizm i, zasięgnąwszy opinii u źródła, wybadawszy rynek, wydać, dokładnie według przepisu, wampiryczną powieść dla dziewcząt tudzież kobiet bardziej dojrzałych? Samemu ją napisać! Wreszcie zarobić, odbić się od dna, z obwisłą wargą, ale pełną kieszenią - zacząć żyć! Diabelska pokusa!

Adam Boberski

boberski na pasku