Michał Marciniak-Kożuchowski ocenia nowy herbu Brzegu i dzieli się uwagami z zakresu heraldyki samorządowej.
Przed właściwą rozmową, tytułem wstępu, kilka dygresji.
Lokalni zbawiciele nie ustają w uszczęśliwianiu brzeżan. Ostatnio zafundowali nam nowy herb. Ale spokojnie, nie będzie wskazywania osób, którym mielibyśmy imiennie podziękować, a najbardziej zasłużonym wręczyć po słodkiej bombonierce.
Brzeski wynalazek heraldyczny podoba się nielicznym, większość nie zarejestrowała, że coś w ogóle się wydarzyło. Z kolei aktywni internauci poddali herb druzgocącej krytyce. Tylko niektórzy ważni brzeżanie okazują zażenowanie, że umoczyli w tak nieestetycznej sprawie. Jeszcze inni dziwią się, że owo paskudztwo może kogoś razić. Rozbrajający są radni z przewodniczącym na czele, bo nie raczyli zatopić się w szczegółach, można by rzec: klepnęli uchwałę dla klepnięcia, taka ich samorządowa niedola. Ot, brzeska norma, po skosie, byleby z kapelusza. Nagle okazało się, że miastu potrzebna jest nowa symbolika. "Podmianę" przeprowadzono po wielkiemu cichu, bez informowania społeczeństwa, że ktoś przy herbie majstruje. Bez fałszywej skromności uważam się za Wielkiego Zdegustowanego. Totumfaccy Wojciecha Huczyńskiego już mnie obszczekali, co tym bardziej nobilituje. Nad uchwalonym nieszczęściem poznęcałem się w felietonie "Pijaczyna z Wiatraczkowa". Pięknie o brzeskim herbie napisał nasz autor Paweł Pawlita w tekście "Zakotwiczeni na wieki".
Do tematu wracam, bo wszystkich dopadła amnezja, przeoczyliśmy mianowicie, że w Brzegu mieszka i tworzy człowiek, który, jak mało kto w Polsce, wyznaje się na heraldyce, a szerzej: specjalizuje się w weksylologii. To Michał Marciniak-Kożuchowski, artysta plastyk, magister sztuki, członek Związku Polskich Artystów Plastyków i Polskiego Towarzystwa Heraldycznego, rzeczoznawca powołany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, uhonorowany m.in. prestiżowym Medalem 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego. W dorobku artystycznym mający ponad 300 zrealizowanych projektów herbów w całym kraju!
LESZEK TOMCZUK: Widział pan obowiązujący herb Brzegu?
MICHAŁ MARCINIAK-KOŻUCHOWSKI: Nie miałem przyjemności. Wraz z małżonką realizujemy większy projekt w sąsiednim województwie i z reguły przebywamy poza miastem.
Oto efekt...
/po dłuższym milczeniu/ O, nie! To nieporozumienie. Poprzedni herb nie był idealny, a ten jest fatalny i dla mnie nie do przyjęcia, choćby ze względu na kształt tarczy. Kiedy udzielam wywiadów, tradycyjnie już podkreślam: Boże, chroń nas przed heraldykami /śmiech/. W polskiej heraldyce samorządowej dostrzegam pewien absurd, dążenie do tarczy półokrągłej u dołu. Na Boga! Brzeg nie musi czerpać z tradycji wielkopolskiej. Mieszkamy przecież na Śląsku i to nasza historia. W moich projektach wykorzystuję kształty tarcz późnogotyckich, czyli ostro zwieńczonych dołem. To wywodzi się z tradycji śląskiej i jest dla nas niezmiernie ważne. My z umiłowaniem przekreślamy historyczne wartości.
Zachodziła potrzeba zmiany?
W poprzednim herbie występuje kotwica typowo pruska i można było wrócić do początków...
Właśnie tym próbuje się uzasadniać sens, wzorowano się na najstarszej pieczęci.
Owszem, można doszukiwać się starej pieczęci, ale to nie jest kształt wywodzący się z tradycji śląskiej. Dysponuję najstarszymi wzorami, gdzie kształt tarczy jest jednak odmienny.
Czy próbowano z panem konsultować zmianę symboliki?
Niestety, nie... A kto jest autorem?
Pracownik Biura Promocji, Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta - dr Andrzej Peszko.
Nazwisko przemknęło mi przy okazji oglądania pewnego albumu, gdzie ten pan wyraził się, że zaaranżowałem pomieszczenia Ratusza, a to istotna nieścisłość. Prawda jest taka, że jestem autorem całościowego projektu, co zostało obarczone trzynastoletnim trudem. Chętnie panu doktorowi przedstawię argumenty.
Powinniśmy zostać z tym herbem?
Nie i to zdecydowanie! Musimy być niewolnikami śląskiej tradycji, co akcentuję z całą mocą.
Padają argumenty, że herb zatwierdziła Komisja Heraldyczna w Warszawie...
Powtórzę: Boże, chroń nas przed heraldykami, którzy bezwstydnie czerpią z cudzych pomysłów, głównie z wzorów niemieckich, idąc po najlżejszej linii oporu, zżynają z opracowania "Das grosse Buch der Wappenkunst" Waltera Leonharda.
Ile projekt może kosztować?
W granicach 15 tys. zł. Z tym, że na komplet symboliki samorządowej, obok herbu, składają się: flagi, chorągwie, pieczęcie, medale i sztandary. Zajmuje się tym specjalna nauka - weksylologia. Prócz walorów historycznych herb musi być dziełem sztuki heraldycznej. Obowiązuje nas wykładnia prof. dr. hab. Zenona Piecha - kierownika Zakładu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego (źródło: "Współczesna heraldyka samorządowa i jej problemy" - I Krakowskie Kolokwium Heraldyczne).
Rekapitulując, czy brzeskiej symbolice wyrządzono krzywdę?
Niewątpliwie tak. Obecny herb nie jest twórczym dziełem sztuki heraldycznej. Jeśli nawet nawiązuje do najstarszej pieczęci, to nie oznacza, że jest trafiony. Nie widać w nim dziejów Brzegu i ewolucji samego herbu. Zapomniano, że herb pozostaje swoistym skrótem historycznym. Niby wywiedziony ze starej pieczęci, ale to żaden stempel, to "toporny tłok".
Dziękuję za rozmowę.