Publikujemy najnowszy felieton Janusza Sanockiego, który doskonale koresponduje z wywiadem udzielonym nam przez autora. Materiał "Zwycięstwo rozumu nad emocjami" dostępny na naszej witrynie w podmenu: Brzeżanie - Wywiady.
Amerykański prezydent Barack Obama zwizytował Warszawę. Polska jest - jak wiadomo - krajem przyjaznym wobec USA, lotnisko Okęcie - jest czynnym, zmodernizowanym niedawno portem lotniczym, na którym nie wydarzyła się żadna pomyłka czy katastrofa. A mimo tego amerykańskie służby zabezpieczające wizytę swojego prezydenta wzięły wszystko w swoje ręce. Już na tydzień przed przylotem Obamy, amerykańskie boeingi zaczęły do Warszawy zwozić sprzęt i ludzi. Lotnisko Okęcie zostało dokładnie sprawdzone, a w dniu lądowania amerykańskiego prezydenta całkowita kontrolę nad lotniskiem przejęła Secret Services. Lotnisko zostało otoczone przez uzbrojonych agentów amerykańskich, na wieży kontroli zasiedli amerykańscy kontrolerzy lotów, którzy sprowadzali prezydencki samolot do lądowania. Przestrzeń powietrzna w promieniu 40 kom została wyłączona z ruchu lotniczego z wyjątkiem Air Force One i eskortujących go F-16.
Amerykanie przewidzieli także warianty alternatywne na wypadek złej pogody.
Gdy Air Force One wylądował na Okęciu, natychmiast został otoczony przez agentów Secret Serwice i samolot pozostał na płycie lotniska do samego odlotu. W tym czasie nikt obcy nie miał nawet możliwości, aby zbliżyć się do maszyny. Załoga samolotu nie korzysta z pomocy obsługi naziemnej i nie tankuje miejscowego paliwa, a jedynie sprawdzone wcześniej paliwo amerykańskich latających cystern.
W trakcie wizyty Prezydent USA był wożony swoją, opancerzoną, specjalnie przygotowaną limuzyną, przez swoich kierowców, a agenci Secret Services będą sprawdzać przed przejazdem każdą ulicę, każde potencjalne miejsce zagrożenia.
To wszystko co robią Amerykanie w sprawie bezpieczeństwa swojego prezydenta, nie zostało wymyślone wczoraj. To jest cały system.
Tragicznie zakończona wizyta polskiego prezydenta w Smoleńsku w żaden sposób nie przypominała - pod względem bezpieczeństwa - tego co jest rutyną w praktyce USA. Na lotnisku nie było polskiej ochrony, nikt nie sprawdził tego lotniska wcześniej, nikt nie przygotował wariantu zapasowego, nikt nie patrzył rosyjskim kontrolerom na ręce, ani nie sprawdzał np. czy czasem się nie napili ?stolicznej".
Do dziś nie wiemy czy w Smoleńsku doszło do wypadku czy do zamachu, ale jeśli rzeczywiście był to zamach, to zamachowcy mieli dziecinnie łatwe zadanie. Po prostu Polacy w żaden sposób nie zabezpieczali swojego prezydenta.
Te dwa różne sposoby działania obrazują podejście do własnego państwa, ba obrazują stan naszego państwa. Czy państwo polskie istnieje realnie? Na pewno jest jakaś atrapa, jacyś ludzie udający polityków, jakieś terytorium, którego nikt dzisiaj nie chce zajmować siłą, bo gdyby chciał, to by zajął. Państwo, które tak nonszalancko nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa swojemu prezydentowi, nie jest tym bardziej w stanie zapewnić bezpieczeństwa szaremu obywatelowi. To oczywiste.
Oczywiście bezpośrednim zabezpieczeniem wizyty zajmował się rząd Donalda Tuska, ale prezydent powinien te działania nadzorować. Prezydent - zgodnie z Konstytucją - jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej, stoi na straży bezpieczeństwa państwa. Ma w tym celu cały szereg uprawnień. Śp. Lech Kaczyński był prezydentem od 2005 r. Przez dwa lata rządził wspólnie ze swoim bratem, który był premierem. Co wówczas stało na przeszkodzie by wprowadzić odpowiednie, ściśle określone procedury bezpieczeństwa? Co stało na przeszkodzie, by mając swojego szefa Biura Bezpieczeństwa nadzorować to, co robi rząd Tuska w sprawie wizyty? Co przeszkadzało wymagać od rządu i służb odpowiedniego zabezpieczenia.
Nie ma żadnych śladów, żeby śp. Lech Kaczyński podejmował takie kroki, a był do nich - trzeba to powiedzieć - zobowiązany.
Lech Kaczyński ma wiele zasług, był przyzwoitym człowiekiem, zginął tragicznie w Smoleńsku. Ale niestety to również jego zaniedbania jako prezydenta, były przyczyną braku zabezpieczenia lotu do Smoleńska. Nie tylko malowanego premiera Donalda Tuska.
?W przedszkolu naszym nie jest źle" - śpiewał przed laty Jacek Kaczmarski w piosence o przedszkolu, puentując ją że tylko wtedy ?kiedy się grzecznym jest."
No i otóż ja nie należę do ?grzecznych" i zawsze - choćby ze zwykłej przekory korci mnie, żeby spojrzeć na świat inaczej niż tego ode mnie żądają, zaglądnąć tam, gdzie wisi surowy zakaz zaglądania, czy pomyśleć tak, jak na pierwszy rzut oka wydaje się, że w ogóle myśleć się nie powinno.
Nic dziwnego, że za swoją ?krnąbrność" czasem dostaję ?po pupie!"
Takie właśnie motywacje kierowały mną w tzw. ?sprawie białoruskiej", kiedy w styczniu ub. roku ściągnąłem do Nysy białoruską (reżimową) telewizję, żeby opowiedzieć o tym jak nadużywa prawa miejscowa prokuratura i policja. Pomyślałem sobie że reżim najbardziej zaboli kiedy o przestrzeganiu praw człowieka pouczy go reżimowa telewizja z Białorusi, kraju w którym biedna i zaniedbana (pod względem prawnym) Polska zaprowadza demokrację.
Oczywiście opowiedziałem białoruskiej telewizji tylko prawdę o tym jak to prokuratura nyska szarpie niewinnych ludzi, którzy odważyli się poprzeć wniosek o referendum o odwołanie władz miejskich, pod pretekstem, że mąż podpisał za żonę albo odwrotnie. Mówiłem o policji, która złamała prawo próbując wyrzucić z domu 92 letniego staruszka - pana Dubrawskiego, a potem kiedyśmy go obronili stawiała nam fałszywe zarzuty, o dziennikarzu aresztowanym przez policję bezprawnie na 48 godzin. Wszystkie te rażące nadużycia władzy uszły ich sprawcom na sucho.
Ponieważ żadna polska telewizja nie zainteresowała się dlaczego winni nadużywania władzy w organach ścigania są bezkarni, postanowiłem wykorzystać do nagłośnienia sprawy Białorusinów. No i jak to mówi jeden z bohaterów ?Seksmisji" - ?Udało się jak cholera!"
Jednak nasz reżim przeżył bolesne upokorzenie i mści się na mnie do dziś. Sam minister Sikorski raczył był zabrać na mój temat głos, nawołując do ukarania mnie za ?karygodne wypowiedzi". Przy czym minister nie odniósł się (sprytnie) do tych faktów łamania praw człowieka w naszym kraju, które podałem, a wykorzystał fragmenty mojego reportażu z Białorusi, m.in. informacje o wzroście gospodarczym u naszego wschodniego sąsiada, o poprawiającej się sytuacji socjalnej ludności, o zakładach produkcyjnych pracujących pełną parą. Wg Sikorskiego są to wszystko informacje ?karygodne", mające rzekomo świadczyć o mojej aprobacie dla dyktatorskich metod tamtejszego ?reżimu".
Każdy myślący człowiek, rozumie że takie przedstawianie moich wypowiedzi jest zwykłym nadużyciem ze strony naszego ?reżimu", a już przedstawianie mnie - wieloletniego więźnia komuny, do dziś broniącego praw człowieka w Polsce, jako zwolennika jakiejkolwiek dyktatury, jest ze strony Sikorskiego po prostu podłością.
Po wypowiedzi Sikorskiego rozszumiały się na mój temat wszystkie reżimowe media, a przestraszone kierownictwo PiS wymierzyło mi (lekkiego) klapsa ogłaszając, że cofa mi rekomendację. Nie mam do nich nawet specjalnie pretensji, bo w całej nagonce propagandowej na PiS oni są już tak przestraszeni, że własnego cienia się boją i w kampanii wyborczej nie chcieli ciągle się tłumaczyć, że ?nie popierają Łukaszenki".
Natomiast źródłem całej tej akcji jest oczywiście polskie ministerstwo spraw zagranicznych, które pod rządami Sikorskiego realizuje w sprawie Białorusi, jakiś nieznany Polakom i na pewno nie leżący w naszym interesie plan. Dyktatorzy stają się bowiem niedobrzy dopiero wtedy, kiedy przestają przyznawać zachodnim ?obrońcom demokracji", gospodarcze koncesje.
Każdy kto o tych sprawach ośmiela się mieć inne zdanie niż nasza reżimowa propaganda, musi oczywiście zostać - dla przestrogi innych - ukarany. I tak mogę się cieszyć, że to było tak leciutko. I w pupę, a nie w łeb! Pamiętajcie - zanim napiszecie, że w jakimś kraju jest gospodarczy wzrost i porządek, zapytajcie ministra co na ten temat należy pisać! To jest właśnie wolność a la III RP!
Janusz Sanocki
www.nowinynyskie.com.pl