Historia tej sprawy mogłaby być komiczną bajką z
morałem dla dzieci, gdyby nie to, że nie jest ona wymyśloną humoreską, lecz
wydarzyła się naprawdę, a jej bohaterem nie jest zabawny „Stefek Burczymucha"
lecz sam Starosta Powiatu Brzeskiego Maciej Stefański.
To miał być wielki proces - brzeska „Norymberga" w opolskim
sądzie. Najważniejszy być może w życiu starosty powiatu brzeskiego Macieja
Stefańskiego. Dnia 29 lipca o godz. 13.00 miała odbyć się pierwsza rozprawa w procesie,
który według p. Stefańskiego miał mnie zmieść z powierzchni życia publicznego. Do
„Norymbergii" jednak nie doszło i to bynajmniej nie z powodu braku głównego
oskarżonego, czyli Janusza Jakubowa, ale wręcz przeciwnie.
Jedną z pierwszych jego czynności jako Starosty Powiatu
Brzeskiego było przysłanie mi za pośrednictwem adw. Joanny Pawłowskiej-Kelm
pisma z żądaniem opublikowania w ciągu 10 dni przeprosin za obraźliwe
wypowiedzi pod jego adresem w trakcie kampanii wyborczej i wpłacenie wysokiej
kwoty pieniędzy na cel charytatywny. W przeciwnym razie zapowiedziano
wniesienie pozwu o naruszenie dóbr osobistych Macieja Stefańskiego. Nie
przedstawiono zresztą żadnych informacji, których konkretnie wypowiedzi miałyby
dotyczyć te przeprosiny. Cała ta sprawa widziała mi się jako swego rodzaju
rewanż za wszystkie porażki, jakie swego czasu Maciej Stefański doznał z mego
powodu w okresie, gdy sprawował funkcję burmistrza. Szczególnie za
uniemożliwienie mianowania żony dyrektorem gimnazjum i związane z tym
ujawnienie sfałszowania opinii prawnej Urzędu Marszałkowskiego, który rzekomo
miał tę nominacje zaakceptować. Ponieważ do pogróżek ze strony Stefańskiego już
zdążyłem się przyzwyczaić, a wszystkie procesy, jakie mi wytoczył w ciągu
ostatnich 10 lat, przegrał z kretesem łącznie z wytoczonym w trybie wyborczym w
2006 r., postanowiłem list ten zignorować i spokojnie oczekiwać zapowiedzianego
procesu.
Mijało jednak wiele dziesiątków dni, a do procesu nie
dochodziło. Po wyborach w 2006 r. przestałem pełnić funkcję radnego i być tzw.
osobą publiczną, a do bieżącej polityki nabrałem znacznego dystansu. Byłem więc
bardzo zdziwiony, gdy we wrześniu 2007 r. Starosta Stefański zaatakował mnie
publicznie w swoim wywiadzie udzielonym „Panoramie Powiatu Brzeskiego" zarzucając
mi „kłamstwo i hipokryzję", przede wszystkim za to, że w czasie kampanii
wyborczej przypomniałem opisaną swego czasu w „NTO" sprawę nadużyć w szkole
podstawowej w Bąkowicach. Poinformował przy tym, że w udostępnionej mu w
Archiwum IPN teczce personalnej znalazł bezsporne dowody, że przywłaszczenie
pieniędzy w szkole w Bąkowicach było esbecką prowokacją wobec jego osoby. Oświadczył
też, że już założył sprawę przeciw mojej osobie i proces ten doprowadzi do
definitywnego wyeliminowania mnie ż życia społecznego naszego miasta i powiatu.
Muszę przyznać, że to oświadczenie przyjąłem poważnie. Nie
przywiązywałem nigdy wagi do jego deklaracji, ale wiedziałem że jeśli grozi, to
raczej nie żartuje. Dlatego nie odpowiadałem na te publiczne brednie mając
nadzieję, że rychły proces i tak wszystko wyjaśni. I znów się zawiodłem, gdyż
minął okrągły rok, a ja nie otrzymałem żadnego wezwania do sądu. Mając dość już
tych wyskoków Stefańskiego, w prywatnym liście zwróciłem mu uwagę na brednie i
ewidentne kłamstwa w jego wypowiedziach i z kolei ja zagroziłem że jeśli ich nie sprostuje, to rzeczywiście
doczeka się procesu, ale już z mego powództwa. Kilka dni później otrzymałem od
Pełnomocnika Starosty list informujący, że pozew na pewno zostanie wniesiony,
tylko żebym przesłał do jej kancelarii adwokackiej dokumenty związane z
poprzednimi procesami, jakie miałem z Maciejem Stefańskim. Lektura tego pisma
wprawiła mnie w osłupienie, gdyż pierwszy raz spotkałem się z przypadkiem, by
osoba zagrożona procesem i „wyeliminowaniem" z życia społecznego miałaby udzielać
pomocy tym, którzy chcą tej eliminacji dokonać. Zwróciłem więc Pani Mecenas
uwagę na niestosowność tej propozycji i poprosiłem, by nie przysyłała więcej do
mnie listów z tak absurdalnymi żądaniami.
Koniec końców pozwu sądowego od Macieja Stefańskiego znowu się
nie doczekałem. Ponieważ w pażdzierniku 2009 r. minął prawny termin dochodzenia
z jego strony roszczeń wobec mnie, wywnioskowałem, że Starosta Stefański i jego
Pełnomocniczka bawili się w zastraszanie mojej osoby. Zmęczony już trzyletnim
oczekiwaniem na zapowiadany kilkakrotnie proces, w marcu 2010 r. sam wystąpiłem
z pozwem wobec Macieja Stefańskiego o naruszenie we wspomnianym wywiadzie moich
dóbr osobistych, posługiwanie się kłamstwami a nade wszystko straszenie
procesem sądowym. Zażądałem nie tylko przeprosin i wpłacenia kwoty pieniężnej
ale też opublikowania w prasie lokalnej treści teczki personalnej Stefańskiego
znajdującej się w Archiwum IPN, w której rzekomo znalazł koronny dowód
posługiwania się przeze mnie kłamstwami.
W imieniu Macieja Stefańskiego odpowiedziała jego
Pełnomocniczka - oczywiście pozwem wobec mnie. Zażądała ode mnie potwierdzenia
uczciwości Macieja Stefańskiego, jak też i tego, że był prześladowany przez
organy bezpieczeństwa PRL. Odrzuciła jednak stanowczo możliwość upublicznienia
treści teczki Stefańskiego, które w sposób ostateczny mogłyby rozwiązać
wątpliwości dotyczące jego przeszłości. Najciekawsze zaś jest to, że z zarzutu
kłamstwa o procesie, który już mi rzekomo wytoczył Maciej Stefański tłumaczył
się błędami redakcyjnymi, niemal dokładnie tak, jak wówczas, gdy przyłapałem go
na sfałszowaniu opinii prawnej Urzędu Marszałkowskiego w Opolu w sprawie
nominacji jego żony na stanowisko dyrektora gimnazjum. W tamtej sprawie były to
również „przejęzyczenia". Jest to widać jego ulubiona metoda tłumaczenia się z
fałszów i krętactw, których dopuszcza się na drodze swej politycznej kariery.
Odpowiedź na mój pozew była „świetna", tylko tyle że nie
było komu ją odczytać, gdyż ani Starosta Stefański, ani jego adwokat na
rozprawę w oznaczonym dniu 29 lipca się nie stawili. Maciej Stefański
usprawiedliwił się przedstawiając kartę urlopową i oświadczenie, że musiał
wyjechać na dawno planowany urlop za granicę. To jednak nie przeszkodziło mu
już następnego dnia 30 lipca pojawić się w Brzegu na fecie z okazji święta Policji.
Zaś jego Pełnomocniczka przysłała faksem zaświadczenie, że niemal w przeddzień
rozprawy „zasłabła" i zdrowie nie pozwoliło jej dojechać do sądu w Opolu. Ten
zbieg okoliczności aż nadto wymownie świadczy, że ci co wcześniej zapowiadali proces
teraz, kiedy nadszedł jego termin najzwyczajniej w świecie zrejterowali i nie
odważyli się stanąć do konfrontacji. Nie wchodząc w szczegóły niedyspozycji
Pani Mecenas, stwierdzić należy, że sprawie dotyczącej honoru mężczyzna nie
powinien robić uników z wyjazdami, urlopami lecz stanąć oko w oko z prawdą o
sobie. Maciejowi Stefańskiemu nie brakowało odwagi, gdy pozywał do sądu
studenta, czy chorą rencistkę, a w tej sprawie jakoś mu nogi „odmówiły posłuszeństwa".
Niebawem nadejdzie następny termin rozprawy. Apeluję więc do
Macieja Stefańskiego, by nie stosował uników,
nie wymyślał sobie wyjazdów za granicę, bo postępowanie takie osobie publicznej
nie przystoi. Proszę również, by nie trudził swoimi sprawami kobietę, która
wskutek niedyspozycji mogłaby znów go zawieść. Jeśli rzeczywiście ceni sobie
prawdę i sprawiedliwość, niech samodzielnie broni swego honoru. Cóż bowiem wart
jest honor, który do swej obrony potrzebuje wykwalifikowanego prawnika? Prawdziwego
mężczyznę poznać po tym, że jest zawsze gotowy do obrony słusznej sprawy a dobrego
polityka - że nie ucieka przed odpowiedzialnością za swe słowa i czyny. Ci
których nie stać na to, nie będą nigdy ani jednym ani drugim.
Janusz Jakubów
Od redakcji: powyższy
materiał publikujemy w dziale „wolna trybuna", redakcja nie ponosi
odpowiedzialności za sformułowania i oceny wyrażone przez autora.
LT