piątek, 22 listopada 2024

leonard kaczanowskiRozmowa z Leonardem Kaczanowskim, polskim muzykiem i kompozytorem, od lat mieszkającym w Stanach Zjednoczonych, w Chicago

 

 

W Polsce, w młodości, będąc absolwentem katowickiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej, pracował w dawnym województwie tarnowskim, w domu kultury w Żabnie i w szkole muzycznej w Tarnowie. Opiekował się zespołami rockowymi: tarnowskim Ziyo oraz dąbrowskim Bardzo Orkiestra. Jako wokalista i muzyk współpracował m.in. z Krystyną Prońko i Marylą Rodowicz. Jest autorem wielu kompozycji muzycznych i aranżacji. Leonarda Kaczanowskiego namówiłem na krótką rozmowę oraz chwilę szczerości.


JÓZEF KOMAREWICZ: Jesteś aranżerem, kompozytorem, pianistą, wokalistą jazzowym, jednym słowem (tu użyję tytułu filmowego) ? "człowiekiem-orkiestrą". Skąd wzięła się twoja muzyczna pasja?


LEONARD KACZANOWSKI: ? Nie stało się to natychmiast. Zaczęło się w wieku, w którym to prawie siłą zaciągano mnie do pianina i ćwiczenia tych nieznośnych etiud... Tak właściwie to mogło się już nawet wtedy zacząć coś, co jest nazwane przez ciebie pasją. Początkowo moje granie nie było na tyle efektowne, abym je polubił, ale z czasem okazało się, że i mnie i innym się to zaczęło podobać. Pochodziłem z małego miasteczka na Opolszczyźnie i moja nauka gry na instrumencie szybko się skończyła z prozaicznego powodu, jakim był brak nauczycieli muzyki. Przeniosłem się do większego ośrodka, jakim było Opole. Byłem trochę starszym uczniem i nie przydzielono mnie na fortepian główny, ale przysposabiano na nauczyciela muzyki z głównym przedmiotem ? dyrygenturą. Mimo to ćwiczyłem na fortepianie po kilka godzin dziennie. To była już pasja... Cały tok nauczania odbyłem w tempie skróconym i zdałem do katowickiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej na Wydział Muzyki Rozrywkowej i Jazzu. Fiu, fiu... było to nie byle co, bo stałem się studentem sekcji aranżacji, jednym z dwunastu na roku. Tu trzeba było już komponować, aranżować, grać. Przypadek sprawił, że na jednym z międzynarodowych konkursów wokalistów zdobyłem drugą nagrodę i to przypieczętowało mój los. Stałem się muzykiem zawodowym i od tego czasu, z większą lub mniejszą pasją, wykonuję swoją powinność tu i tam.

 

Jakie okoliczności sprowadziły cię do dawnego województwa tarnowskiego? Z jakimi zespołami współpracowałeś?

? W miejscowości Otfinów koło Tarnowa mieszkała moja babcia. Bywałem tam zawsze w wakacje i tam też poznałem swoją przyszłą żonę. Po studiach pracowałem w domu kultury w Żabnie i w szkole muzycznej w Tarnowie. Wcześniej byłem trochę na kontraktach muzycznych na zachodzie Europy. Tam kupiłem parę instrumentów klawiszowych, które w jakiś sposób ułatwiały mi kontakt z zespołami, jakimi opiekowałem się będąc pracownikiem kultury. Któregoś dnia przyjechały chłopaki z zespołu Ziyo. Porozmawialiśmy o warunkach muzycznych i technicznych i o ewentualnej współpracy. Trzy zespoły miałem pod opieką, w tym właśnie i Ziyo. Nie pamiętam nazwy tego zespołu z Dąbrowy Tarnowskiej, chyba nazywał się... Bardzo Orkiestra.


Współpracowałeś z różnymi gwiazdami. Jak wspominasz współpracę przy nagraniach płyt z Krystyną Prońko, Marylą Rodowicz, Johnnym Walkerem czy Tomaszem Szwedem?

? Wspominam bardzo miło. We wszystkich tych nagraniach i studiach nagrań zawsze jest fajny klimat i gdy dany artysta jest zawodowo przygotowany do takich nagrań ? to pracuje się świetnie. Z Krystyną Prońko nagrałem zaledwie jedną piosenkę ? duet "W cieniu dobrego drzewa". Pod koniec lat 70. minionego stulecia bardzo często "latała" w radiu, wygrywając wszelkiej maści plebiscyty. Z Marylą Rodowicz nagrałem dwie płyty: "Marysia Biesiadna" i "Złota Maryla". Byłem wykonawcą i aranżerem chórków. Fajna praca, no i było jej sporo. Jak to u Maryli... Johnny Walker i Tomasz Szwed to już polskie country. Miła, muzyczna przygoda i bardzo mili ludzie. Chciałbym tu wspomnieć jeszcze o współpracy z zespołem Stalowy Bagaż i współpracy nagraniowej z Wojciechem Zielińskim. W obu ostatnich wypadkach nie doszło do sfinalizowania współpracy płytami (zabrakło pieniędzy), ale ślady tych nagrań pojawiają się na YouTube, gdy wpisze się tam moje nazwisko.


Skąd czerpiesz swoje inspiracje muzyczne?

? Źródeł jest sporo. Mam też bogate doświadczenie. Generalnie muszę mieć sporą rozpiętość wiedzy muzycznej, bo z różnych stron mam różne zlecenia muzyczne. Z jednej strony jest to muzyka do teatru, z drugiej muzyka do słuchania, z trzeciej ? muzyka do tańca, playbacki, oj, na jazzowej nawet nie kończąc. Słucham sporo, ale najwięcej muzyki poważnej. Jest to niekończące się źródło algorytmów elementów muzycznych.


Jaka jest twoja sytuacja artystyczna w Stanach Zjednoczonych?

- Niedobre pytanie. Prawie nie istnieję jako artysta w USA. Można powiedzieć, że zaistniałem w środowisku polonijnym, ale wiadomo, że jego potrzeby są skierowane raczej na podtrzymywanie polskich tradycji ludowych. Zapotrzebowanie na moje umiejętności jest małe, na szczęście dostaję też zlecenia z Polski.


Jesteś autorem ponad 780 aranżacji muzycznych oraz 100 kompozycji instrumentalnych. Jakie więc są twoje plany artystyczne?

? Masz stare dane. W tej chwili licznik moich prac aranżacyjnych jest o 100 punktów wyższy. A kompozycji też przybyło parę dziesiątków. Mam w planach archiwizację wszystkiego co muzycznie udało mi się zrobić przez całe życie. Jest tego trochę w pamięci, w nutach i w nagraniach. Chciałbym jeszcze pośpiewać trochę jazzu, ale i lżejszej muzyki. Gram, na szczęście, jeszcze na fortepianie. Moja żona śpiewa też muzykę niekomercyjną i przyszedł na to czas, abyśmy razem coś pomuzykowali. Mam małe studio w domu i chyba jeszcze coś w nim nagram. Może jeszcze się to komuś spodoba...

 

ROZMAWIAŁ: JÓZEF KOMAREWICZ

Wywiad ukazał się w Nowym Dzienniku - Polish Daily News

 

___________________________

Nota odredakcyjna

LEONARD KACZANOWSKI - grodkowianin urodzony w Nysie, swój ślad zaznaczył także w Brzegu. Jest absolwentem Liceum Pedagogicznego - znakomitej brzeskiej uczelni. Już jako uczeń wyróżniał się ogromnym talentem, nie tylko muzycznym, bo trzeba przypomnieć, że jest też świetnym rysownikiem i malarzem. Wszyscy, którzy Lolka znali, wróżyli mu wielką karierę. Pamiętamy jego występy solowe oraz te z największymi gwiazdami estrady polskiej, np. z Krystyną Prońko i Marylą Rodowicz. Niektórzy nawet wspominają pierwszy zespół muzyczny, ten z okresu licealnego, w którym Leonard Kaczanowski śpiewał i grał na instrumentach klawiszowych. Grupa nosiła dość zaskakującą nazwę: HEWIEMALOWIE (skrótowiec od imion). Artysta przez pewien okres był członkiem legendarnej grupy PIASTELSI z dawnego Klubu Odra, gdzie grał na organach. O tym zespole memuary snuje nasza kronikarka Zofia Mogilnicka, wieloletnia szefowa klubu i opiekunka młodych artystów. Lolek to człowiek ambitny, dlatego nikt się nie zdziwił, że po doświadczeniach z brzeskimi muzykami założył własną grupę, którą nazwał BLEJTRAMA (nazwa ?malarska"). Grupa Kaczanowskiego wyraźnie zawyżała artystyczny poziom słynnych "Gitariad" - imprez o wielkim rozmachu, organizowanych regularnie w brzeskim amfiteatrze. Były to swoiste pojedynki muzyczne wzbudzające wśród melomanów wielkie emocje. BLEJTRAMA konkurowała wtedy z PIASTELSAMI i AOJDAMI oraz innymi kapelami, których nazwy pokrył już kurz niepamięci.

 

Więcej o artyście: WIKIPEDIA

 

wywiady na pasku