Rozmawiamy z Piotrem Dudkinem - najsłynniejszym brzeskim globtroterem, który był już w 90 krajach świata i wciąż myśli o podróży życia. Dzisiaj zakończenie
Leszek Tomczuk: W pierwszej części rozmawialiśmy o bezpieczeństwie podczas wędrówek po świecie. Powiedziałeś, że nawet w Jemenie - kraju terrorystów - nic złego nie doświadczyłeś...
Piotr Dudkin: Najbardziej dramatyczne chwile przeżyłem w ubiegłym roku wraz z towarzyszką podróży w Johannesburgu, kiedy wracaliśmy z Madagaskaru. W biały dzień napadło nas czterech osobników z Zimbabwe, którzy grożąc nożami odebrali saszetki z pieniędzmi i paszportami. Potem jakimś cudem dokumenty odzyskaliśmy, bo ktoś je po prostu zaniósł na policję.
Byliście odważni, biali ludzie raczej nie pokazują się na ulicach tej metropolii...
Tak, to był nasz błąd! W tamtym rejonie białych na ulicy w ogóle się nie widuje. Naszą czujność uśpiło to, że w drodze na Madagaskar, właśnie w Johannesburgu, mieliśmy przesiadkę i dwudziestogodzinne oczekiwanie na samolot. Wtedy swobodnie chodziliśmy po mieście, nawet w nocy i nic złego nas nie spotkało. Cóż, nosił wilk razy kilka... /śmiech/
Równie niebezpieczną sytuację przeżyłem w Etiopii w drodze nad jezioro Turkana. W autobusie przypałętał się nieproszony ?anioł stróż", który na siłę postanowił pomagać mi w podróży. Niczego nie załatwił, ale ?za usługę" zażądał pieniędzy. Po odmowie zatrzymał autobus i wygrażając maczugą domagał się 20$. Groźny konflikt załagodziła miejscowa pielęgniarka znająca ociupinę język angielski. Dała mu jakieś drobne, które potem jej zwróciłem.
Czy twój obraz świata pokrywa się z relacjami serwowanymi przez środki masowego przekazu?
Posłużę się najświeższym przykładem. Zorganizowaliśmy wyjazd do Egiptu w czasie ostatniej rewolucji, kiedy wszyscy stamtąd uciekali. Potrafię filtrować informacje podawane przez radio i telewizję, gdzie 90% przekazu nie odpowiada rzeczywistości. Moja 40 osobowa grupa czuła się w Egipcie bardzo dobrze i było zupełnie bezpiecznie. Oczywiście nie pcham się na fronty wojenne i unikam punktów zapalnych. Zawsze kieruję się rozsądkiem. Przecież w niektórych miejscach Polski, zwłaszcza w kurortach, jest bardziej niebezpiecznie. W Egipcie i Tunezji turystę bardzo szanują bo to dla nich żyła złota. Znasz Rosję i przecież wiesz, że i tam jest bezpiecznie jeśli sam sobie nie poszukasz guza.
Czy jest jakieś miejsce w świecie do którego nie chciałbyś pojechać?
Niechętnie wybieram się do krajów europejskich, gdzie wszystko zabetonowane i podzielone. Nie cierpię powtarzalności, dla mnie to nuda i nawet męczarnia. Czuję się źle w miejscach, gdzie panuje przepych i bogactwo. Zamiast wielkiej cywilizacji wolę prymitywne plemiona. Płacenie za kawę 5 euro uważam nieporozumienie, bo w krajach w których bywam to są wielkie pieniądze.
Jakim najdziwniejszym pojazdem podróżowałeś?
W Wenezueli jechałem czymś, co przypominało samochód z tym, że wehikuł zamiast podłogi miał jakieś listwy. Drzwi zamykały się kopnięciem i oczywiście brakowało przedniej szyby. Pojazd uruchamiało się poprzez złączenie przewodów. Czymś ciekawym przewiozłem się też na Madagaskarze. Za cenę niższą od taksówki usługi zaoferował młody chłopak, który przyjechał po nas i już na starcie zabrakło mu paliwa. Poprosił o dolara i pieszo pobiegł ?zatankować". Zjawił się po chwili z butelką paliwa i ruszyliśmy. Ale nie w obranym kierunku, a do jego rodziny, której zawieźliśmy zaliczkę za niewykonaną jeszcze usługę. Po drodze wytłumaczył nam, że krewni od wczoraj nic nie jedli. By kontynuować podróż musieliśmy oczywiście pojazd zatankować i w końcu wystartowaliśmy. Wszystko połączone było sznurkami, ale jakimś cudem działało. Jeśli dodasz do tego brak dróg możesz sobie wyobrazić, jak nasza podróż wyglądała. Po drodze trzeba być przygotowanym na różne niespodzianki w postaci uzbrojonych kontroli ludzi i pojazdów, kontrolujący oczywiście oczekują na ?prezenty". Mogą to być zwykłe długopisy a nawet cukierki. Wtedy droga wolna, pojazd nagle okazuje się ?sprawny technicznie" i można kontynuować podróż.
W podroży trzeba coś jeść. Jaki jest twój niezapomniany smak, co i gdzie jadłeś, że wciąż o tym myślisz?
Nigdy nie korzystam z restauracji i jadam to, co sprzedają miejscowi na ulicy. Najczulej wspominam pierożki w Chinach w prowincji Jun-ang oraz w samym Pekinie. Zawiniątka gotowane na parze w bambusowych koszyczkach. Ryżowa mąka, ociupina mięsa, kapusta i miejscowe przyprawy, których w Polsce nie znajdziesz. Z owoców nigdy nie zapomnę pomarańczowych bananów i ananasów w Tajlandii. Marzenie! Czegoś takiego w Europie po prostu nie ma, bo chodzi mi o owoce świeże, ledwo co zerwane z drzewa. Jestem może dziwakiem, ale owoce południowe jadam tylko w miejscach, gdzie one rosną. Kupowanie towarów bananopodobnych, jakie zalegają w naszym supermarketach uważam za stratę pieniędzy. My też mamy swoje owocowe skarby, tylko nie potrafimy tego docenić. Chcę też jeszcze wspomnieć chleb z Erytrei. To jedyny kraj, gdzie chleba nie kupisz, bo wypiekają ?na zapisy", tylko tyle, ile jest ludności. I może dlatego jest taki smaczny? /śmiech/
Skoro jesteśmy w Erytrei - taka ciekawostka: stoi tam Pomnik... Trampka. W czasie kiedy tam podróżowałem był właśnie konserwowany. Erytrejczycy w znacznej masie chodzą boso i ten dziwny monument jest dla nich bardzo ważnym symbolem /śmiech/.
Wróćmy na moment do kraju. Wskaż najbardziej fascynujące miejsce.
Zawsze interesowały mnie Bieszczady, które zdeptałem z plecakiem. Uwielbiam również Puszczę Białowieską. Cenię sobie naturę, lubię zwierzęta, ale nie mam na myśli pięćdziesięciokilogramowego psa hodowanego na 40 m. kwadratowych, który jest regularnie prowadzany do fryzjera /śmiech/.
Wiem, że skrupulatnie katalogujesz kolejne wyprawy. Jaka przyjąłeś technologię?
Tworzę tradycyjne albumy ze zdjęciami, widokówkami, biletami wstępu, drobnymi banknotami i nawet z elementami flory. Odręcznie rysuję mapki z trasą podróży i tutaj potrzebna jest technika wyćwiczona w szkole lat 50-tych /śmiech/. Dokumentację tworzę natychmiast po powrocie, bo inaczej pogubiłbym się.
Powoli zaczyna brakować miejsca na półkach! Widzę niezliczone albumy: Wenezuela, Cejlon, Wyspy Kanaryjskie, Jemen, Gwatemala, Argentyna, Chile, Izrael, Brazylia i moglibyśmy tak wymieniać bez końca, zwłaszcza, że w wielu krajach byłeś po wielokroć...
Chcę coś pokazać, co ciebie zainteresuje... Mam tutaj album z dawnych krajów Związku Radzieckiego: Litwa, Białoruś, Leningrad... Może wybierzemy się tam razem?
Pozostajesz wierny fotografii analogowej?
Tak! Jestem człowiekiem staromodnym i mam chyba z osiem tradycyjnych aparatów /śmiech/. Ale ostatnio zacząłem robić filmy! Od zawsze zbieram mapy i przewodniki, dysponuję pełną kolekcją.
Dziękuję za rozmowę.