Rozmawiamy z Piotrem Dudkinem - najsłynniejszym brzeskim globtroterem, który był już w 90 krajach świata i wciąż myśli o podróży życia. Dzisiaj część pierwsza.
LESZEK TOMCZUK: Objechałeś kawał świata z pomieszanymi językami. Jak trzeba sobie radzić żeby porozumieć się z ludźmi wywodzącymi się z różnych kultur?
PIOTR DUDKIN: Trzeba być człowiekiem, to wystarczy żeby dogadać się z każdym i wszędzie.
Doświadczyłem czegoś podobnego. Kiedyś cały dzień spędziłem z nomadami w Mongolii i nie znałem ani jednego słowa tubylców, a mimo to, po paru godzinach ?swobodnie" porozumiewaliśmy się. Wtedy pomyślałem, że znajomość języków jest drugorzędna. Stąd wynika moje pytanie.
Nie przesadzaj, języki trzeba znać. Mnie wystarczą pojedyncze słowa po angielsku, rosyjsku i hiszpańsku. To pozwala na elementarne porozumienie. Trzeba zawsze pamiętać z kim mamy do czynienia, musimy dostosować się do poziomu rozmówcy. Oczywiście potrzebne są ręce, a więc język migowy, kawałek ołówka. Ale najlepsze jest pismo obrazkowe: jakieś kamyczki i patyki. Podstawowe gesty i ruchy mamy przecież podobne.
Co ciebie gna w świat, czego tam szukasz?
To nie jest tak, że od czegoś uciekam. Popatrz jak mieszkam: ogród, pszczoły, kwiaty,. Niedawno kwitło tutaj tysiąc tulipanów, zbieram zioła, robię nalewki dla zdrowotności. To jest mój dom, tutaj w Polsce. Światem ?zaraził"mnie Tony Halik i postanowiłem trochę go naśladować. Wcześniej jeszcze były dziecięce marzenia i stare, XIX-wieczne książki o świecie. Kiedy oglądałem zdjęcia muszli, egzotycznych zwierząt marzyłem żeby te cuda zobaczyć. Takie były początki, czyli wszystko zaczęło się od marzeń.
Swobodnie podróżujemy stosunkowo niedawno. Jak zaczynałeś?
Pojechałem do rodziny w Gdańsku przez Szczecin, bo miałem nadzieję więcej zobaczyć. Inna pierwsza trasa turystyczna do Białegostoku wiodła przez Lublin /śmiech/. Później już do ówczesnego NRF-u przez Szwecję i Danię. Wybieram drogi okrężne i jak widzisz nieproste.
Musiałeś przekroczyć ?żelazną kurtynę", dokąd i kiedy to było?
Był to rok 1972 i wybrałem się do Austrii.
Byłeś w 90 krajach, czy przeżyłeś moment zawahania: nie wracam do Polski?
Takiego dylematu nigdy nie miałem! Mimo licznych namów i pokus. Po wyborze Karola Wojtyły byłem w Rzymie i z sześcioosobowej grupy pielgrzymkowej tylko ja wróciłem do kraju! Sytuacja powtórzyła się w stanie wojennym. Przebywałem wówczas w Niemczech i mogłem tam zostać. Postanowiłem jednak wracać.
Czyli rozmawiam z człowiekiem, który cierpi na przymus poznawania świata z pozycji Polaka zamieszkującego w Polsce? Może jest takie miejsce na świecie, które bardzo kusi?
Oczywiście! I nie może być inaczej. Jestem Polakiem i brzeżaninem, patriotą nieudawanym i życia bez ojczyzny nie wyobrażam. Wiesz co jest dla mnie najważniejsze? Zdziwisz się. To powroty do kraju! Zobaczyć, zwiedzić i szybciutko do domu... /śmiech/. To są te momenty dla których chce się żyć. Ktoś mówi, że gdzieś jest lepiej, cieplej, piękniej. Ale to obczyzna, jesteś wśród obcych.
Trochę to skomplikowane. Radujesz się, że wracasz a w głowie masz już kolejną i kolejną podróż...
Bo to jest tak, że w miarę jedzenia wzrasta apetyt, a ja wciąż jestem mikrej postury /śmiech/.
Łatwiej będzie nam wymienić te kraje w których jeszcze nie byłeś...
Została mi Australia z Nową Zelandią, ale już o tym myślę /śmiech/ i Ameryka Północna, z tym, że USA nigdy mnie interesowały. Kanada przede mną, choć trochę odpycha mnie nadmierna cywilizacja. Japonii też nie odwiedziłem z powodów ?cywilizacyjnych", tam wszystko jest stechnicyzowane a to mnie nie pociąga.
Kiedy jesteś zmęczony swoimi tulipanami, pszczołami i nalewkami i jest późny wieczór, o jakim kraju najczęściej rozmyślasz?
Moje sny mają wyłącznie podróżniczy charakter i wybiegają w przyszłość: do miejsc, które dopiero mam zobaczyć. Powracająca myśl to Sukutra, wyspa nieopodal Jemenu.
Ale przecież w Jemenie już byłeś, opowiedz coś o tym państwie. Wybrałeś się tam mimo ogromnego ryzyka.
Udałem się do państwa Królowej Saby, czyli do Jemenu w pojedynkę. To kraj bardzo egzotyczny do którego trudno się dostać. Musiałem trzykrotnie rozmawiać z konsulem by uzyskać wizę, pokazywałem trasę podróży, gdzie co i jak i co mnie będzie interesowało. W tamtym czasie byłem bodajże 68 turystą z Polski, który uzyskał zgodę na zwiedzanie. W większości przypadków podróżują małe grupki pod okiem wojska i policji, a ja - przypominam - byłem sam. Po wyjeździe autobusu z Sany (stolica - LT), kiedy na rogatkach policja zorientowała się, że w środku siedzi biały człowiek, natychmiast pojazd zatrzymano do szczegółowej kontroli. Kierowcy polecono zawrócić i wysadzić mnie na peryferiach stolicy. Okazało się, że podróżowałem bez jakiegoś zezwolenia o którego posiadaniu nie miałem pojęcia. W końcu uzyskałem chyba ze sto różnych upoważnień, które trzeba było zostawiać na kolejnych posterunkach kontrolnych. Oczywiście nie obeszło się bez pieniędzy, ale mam wypróbowane metody i zawsze wożę ze sobą stare polskie banknoty. Dobre wrażenie robi 50 złotówka z gen. Świerczewskim, bo jest zielona jak dolar /śmiech/.
Jedzenie w Jemenie to dopiero rytuał. Nie używa się sztućców, muszą wystarczyć ręce i to niekoniecznie swoje. Mój kierowca najpierw próbował daną potrawę i sprawdzał, czym mogę ją konsumować. Robił to oczywiście swoimi dłońmi, odrywał kawał mięsa i dawał mi do zjedzenia. Musiałem mu całkowicie ufać. Do stołu siadali razem wyłącznie mężczyźni, którzy w porze posiłku nie rozstawali się ze swoimi kałachami, granaty i inną bronią. Już po powrocie dowiedziałem się z mediów, że jemeńska Al Kaida napadła jakiś konwój i zabiła ośmiu zachodnich turystów. Mnie się jednak nic nie stało.
Sana - Jemen
Otarłeś się o ryzyko i wciąż za Jemenem tęsknisz?
Jak widzisz miałem szczęście i zamierzam wylądować na Sukutrze, gdzie rezydują prawdziwi piraci porywający statki i dokąd można dostać się wyłącznie samolotem. Wyspa ma osobliwy klimat, przy 50 st. C deszcze prawie nigdy nie padają i rośliny czerpią wilgoć z mgieł. Są to oczywiście endemity, których nigdzie w świecie nie spotkasz.
W najbliższych dniach w jakim zakątku świata można ciebie spotkać?
To będzie Malta.
No nie, ale to kraj o wysokiej cywilizacji, a ty preferujesz zupełnie inne klimaty?
Na Maltę wybieram się z grupą turystów, jako organizator imprezy. To również bardzo ciekawy zakątek Europy, słynny niezdobyty bastion, malutkie państwo z ogromną ilością kościołów, których jest tam tyle, ile dni w roku!
Co ciebie najbardziej wkurza poza granicami Polski?
Polacy /śmiech/. Są wobec siebie nieżyczliwi i raczej trudno liczyć na ich pomoc.
Koniec części pierwszej