Rozmawiamy z Brygidą Jakubowicz - rzeczniczką prasową brzeskiego starosty o empatycznym promowaniu innych ludzi, o oswojeniu ciężkiej choroby, o karierze zawodowej pośród politycznych wichrów i o największym komplemencie, jaki w życiu usłyszała.
LESZEK TOMCZUK: Chciałbym dzisiaj zajrzeć do twojej zawodowej kuchni, a ściślej: usłyszeć, jak robi się promocję. Po wynikach ostatnich wyborów sądzę, że zapracowałaś na nagrodę. Ludzie przez ciebie promowani znów są na szczycie. Przypatruję się twojej pracy z zaciekawieniem i chcę zapytać: na czym to polega?
BRYGIDA JAKUBOWICZ: Nie znam takiej potrawy, jak ?promocja" /śmiech/. Przede wszystkim trzeba mieć w sobie empatię i ja pewnie kieruję się głównie tym uczuciem. Ale nie uważam się za kogoś wyjątkowego, bo przecież wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, jakieś pokłady empatii mamy. Zawsze interesował mnie drugi człowiek. Moje dotychczasowe życie jest naznaczone chorobą, z którą zmagam się od dziesiątego roku życia i ta okoliczność z pewnością zdeterminowała cechy charakteru i postrzeganie świata. Potrafię cieszyć się z bardzo małych spraw, zauważać coś obok czego inni przechodzą obojętnie. Dostrzegam piękno innych ludzi, ich zainteresowania i uczucia. Każdy człowiek jest niepowtarzalny i przez to stanowi wartość samą w sobie. Takie patrzenie na świat ułatwia mi wykonywanie zadań zawodowych. Myślę, że nietrudno kogoś promować, jeśli widzi się w nim przede wszystkim cechy pozytywne.
Czyli recepta jest prosta: empatia i zainteresowanie innym człowiekiem. Sama jesteś postacią nietuzinkową i mocno zaznaczasz się w życiu Brzegu.
To odbywa się niejako przy okazji i absolutnie nie wynika z wyrachowanego działania.
Nie wygrzewasz się w blasku cudzej sławy?
Staram się pracować na rzecz środowiska i łatwiej byłoby mi udzielić odpowiedzi w jakich organizacjach czy stowarzyszeniach nie działam /śmiech/. Prowadzę bardzo aktywny tryb życia. Szczególnie angażuję się w organizacjach pomagającym ludziom chorym i pokrzywdzonym przez los.
Zatrzymajmy się jednak przy powiecie, z którym jesteś związana etatowo. Która to już kadencja?
Pracowałam ze wszystkimi dotychczasowymi starostami i właśnie rozpoczęłam czwartą kadencję i bez ustanku w promocji naszego urzędu.
Jak przetrwałaś wichry polityczne?
Skupiam się na swoich obowiązkach i od polityki trzymam się z dala.
Czy przy kolejnych zawirowaniach obawiałaś się, że może zabraknąć dla ciebie etatu?
Człowiek zawsze się boi i myślę, że nie ma takich ludzi, którzy nie obawiają się utraty pracy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Na szczęście jestem urodzoną optymistką z pozytywnym nastawieniem do życia, ale - choć to może zabrzmi nieskromnie - znam swoją wartość i myślę, że zawsze gdzieś czeka na mnie inne zajęcie. Samoświadomość pozwala mi na wiarę w kolejne szanse, które przecież wciąż przede mną. Będę banalna i powiem, że pieniądze w życiu nie są najważniejsze.
Jak ?zdobywa się" serce szefa?
Zawsze szukam płaszczyzny porozumienia, mogą to być wspólne zainteresowania, zbliżone poglądy (niekoniecznie polityczne), a może wystarcza zwykła sympatia, bo na przykład szef jest atrakcyjnym człowiekiem i... mężczyzną? /śmiech/
Nie! Nie uwierzę, że to wystarczy, przecież kolejni politycy z którymi pracujesz wywodzą się z różnych bajek politycznych. Ale tematu pewnie nie zgłębię, jestem tylko facetem. Może chodzi o chłodny profesjonalizm?
Uczę się przez całe życie i nigdy nie spoczęłam na laurach. Kończę kolejną podyplomówkę, tym razem dotyczącą funduszy europejskich i zdobywane kwalifikacje niekoniecznie są niezbędne w wykonywaniu codziennych obowiązków, ale z pewnością pomagają w ogólnym rozwoju, co dla mnie jest niezwykle ważne.
Wiem, że udzielasz się w ruchu kombatanckim, skąd takie zainteresowania?
W efekcie rozmów z wojewodą, który zadecydował, że w każdym powiecie powinien działać pełnomocnik ds. kombatantów i osób represjonowanych - a chodzi o opiekę w bardzo szerokim znaczeniu, nie tylko o okolicznościowe akademie - i wypadło, że to ja taką rolę będę pełnić. Pozostaję w niemal codziennym kontakcie z ludźmi tego środowiska i wiem, że czekają na wsparcie. Sporządzam m.in.wnioski o odznaczenia, awanse itd. Jestem nieformalnym sekretarzem wielu organizacji w Brzegu i jakoś z tym się wyrabiam. Działam na zasadzie ?ocalić od zapomnienia", bo przecież mamy do czynienia ze środowiskiem zaawansowanym wiekowo i warto potomnym zachować autentyczne relacje i wspomnienia. Przygotowujemy nawet małe wydawnictwo, w którym zechcemy zamieścić historyczne świadectwa.
Jesteś brzeżanką z urodzenia?
Tak, Brzeg to moje rodzinne miasto. Nie chcę kreować się na wyjątkową patriotkę lokalną, ale przy okazji rozlicznych wojaży po Polsce dochodzę do wniosku, że mieszkamy w wyjątkowym miejscu. Miasto wcale nie jest takie brzydkie, jak tu i ówdzie się słyszy. Zbieram opinie o Brzegu od gości z zewnątrz i wszyscy nas wychwalają.
Już w czwartym zdaniu wspomniałaś o chorobie, z którą od dziesięcioleci żyjesz, czy temat ów nadaje się do ?promocyjnego" wywiadu?
Temat jest trudny, ale pewnie był trudniejszy dla moich rodziców, bo przecież zachorowałam w wieku dziecięcym. Mama na tę wieść w ciągu jednej nocy osiwiała. Ale starała się prowadzić mnie tak, żebym nigdy nie poczuła się inna ani gorsza od innych. Robiłam wszystko co rówieśnicy, a może i o wiele więcej od nich. Teraz, z perspektywy wieloletnich zmagań z cukrzycą, sama siebie podziwiam, że dałam radę. Jeździłam na obozy, kolonie, chodziłam po górach i nie nie mogłam wtedy liczyć na pomoc medyczną, po prostu sama musiałam o siebie zadbać. Strzykawki sterylizowałam w płomieniach ogniska! W zeszłym roku obchodziłam ?jubileusz choroby" i było to ekstra wydarzenie. Cieszę się, że tyle lat przeżyłam. Jest to osiągnięcie nie tylko medycyny, która obecnie bardzo chorym pomaga, ale również sukces osobisty.
Wiele o chorobie rozmyślasz?
To siedzi we mnie zawsze, muszę o niej myśleć i poddawać się samokontroli, innego wyjścia nie ma. Troszczę się o dietę, dbam o ruch, unikam alkoholu, ale to żadne przeszkody i wszystko można ze sobą pogodzić. Cukrzyków wciąż przybywa i w moim otoczeniu w pięćdziesięciu procentach to diabetycy. Oczywiście niewiele osób posiada taki staż chorobowy i może dlatego mam prawo uważać się kogoś wyjątkowego? Doświadczam, że cukrzyca jest większym problemem dla mężczyzn. Kobiety z problemem radzą o wiele lepiej, może dlatego, że potrafią o siebie zadbać. Własnym przykładem pokazuję ludziom, że cukrzyca to ?ludzka" choroba i że można z nią żyć. Największym komplementem, jaki w życiu usłyszałam, było stwierdzenie matki dziecka chorego, która powiedziała: Brydzia ty jesteś naszym dobrem narodowym /śmiech/.
Wróćmy jednak do poziomu zawodowego. Jak oceniasz brzeskie wydawnictwa prasowe, ów swoisty ?trójpodział"?
Dobrze zaadresowane pytanie, bo przecież wyszłam z lokalnych gazet. Rozpoczęłam pracę w Gazecie Brzeskiej do której wciąż czuję sentyment. Już dziesięć lat temu zaproponowałam Joli Krzewickiej i Adamowi Bubiłkowi konsolidację sił, choć do końca nie jestem zwolenniczką wydawania tylko jednej gazety. Brzeg nie jest za dużym miastem, ale dwa wydawnictwa o trochę innych profilach mogłyby spokojnie funkcjonować. Niestety, jest jak jest i przez to gazety są biedne. Konflikty widać w okresie wyborów i one wyniszczają środowisko a potem wszyscy na siebie patrzą wilkiem. A przecież spotykamy się na wspólnych imprezach, musimy podawać sobie rękę (albo nie), dzielić opłatkiem... No, wstyd i po co to komu? Osobiście staram się ze wszystkimi współpracować i żałuję, że koledzy nie darzą się sympatią. Kończąc temat gazet lokalnych przytoczę pewną mądrość: Szukasz zemsty? Zawczasu kop dwa groby.
Odnieś się, proszę, do następującej opinii: Brzeg to pustynia i nic u nas się nie dzieje.
Otóż dzieje się niemało dla tych, którzy chcą żeby się działo. Są ludzie, którzy siedzą w domach przed telewizorami i to ich rozrywkowy świat. A bardziej kolorowo jest poza domem, wystarczy wyjść na zewnątrz. W praktyce nie ma weekendu bez jakiejś imprezy: czy to na Zamku, w BCK, w Ratuszu a także choćby w Herbaciarni - w klimatycznym lokalu, ostatnio modnym wśród młodzieży, który ma ambicję ośrodka kulturalnego i świetnie w tym się sprawdza. Propozycji jest naprawdę wiele. Wystarczy chcieć.
W ramach obalania mitu ?brzeskiej smuty" informuję, że w najbliższą środę - 9 lutego o godz. 19.00 będziesz miała wybór. Nasi wspólni znajomi: Krystian Ławreniuk, Adam Boberski i Radek Wiśniewski inaugurują w ratuszowej galerii cykl dyskusji o literaturze, a ja z kolei, w ramach inicjatywy Janka Janoty, w Ambrozji zechcę podzielić się wrażeniami z podróży do Azerbejdżanu. Masz więc dylemat. Jeśli nie zobaczymy się na Długiej - popytam chłopaków, czy widziano Brygidę Jakubowicz w Ratuszu. Krótko mówiąc wybór należy do ciebie. Jest też trzecie wyjście...
Namawiasz mnie na zajmujący serial telewizyjny? /śmiech/.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad dostępny również w Gazecie Brzeskiej - nr 3 (609), dwutygodnik jest naszym partnerem medialnym www.gazetabrzeska.eu