Rozmawiamy z Wojciechem Huczyńskim - burmistrzem Brzegu - o kadencjach: przeszłej (z rozrzewnieniem), mijającej (z rozczarowaniem) oraz przyszłej (z nadzieją).
Leszek Tomczuk: Rozmawiamy w dniu wyborów prezydenckich. ?Polska jest najważniejsza", czy ?Zgoda buduje" - na które hasło postawił burmistrz Brzegu?
Wojciech Huczyński: Na oba. Hasła są bardzo wymowne i nam, Polakom, potrzebne. Każdy jednak głosuje na swojego kandydata. Wybory są tajne i może przy tym pozostańmy. Nie będę swojego wyboru upubliczniać, bo i ?Polska jest najważniejsza" i ?Zgoda buduje". Obaj kandydaci są dobrzy, a ja nie chcę wskazywać swojego faworyta. Zachowałbym się niepolitycznie.
Teraz bardzo osobisty problem. Dawno nie widzieliśmy się i co widzę? Ubyło nam burmistrza. I to dosłownie! Co się stało? Jakieś kłopoty?
Wszyscy ostatnio się odchudzają, stosują dietę białkową, ale nie chcę żadnej metody reklamować. Urząd zaczął się odchudzać wcześniej niż ja, a rzecz udzieliła się też mojej żonie. I na ten moment rodziny Huczyńskich jest mniej; w sumie o ponad 30 kilogramów! Jest to solidarne odchudzanie się, które wygląda tak, że żona się odchudza, a ja muszę przy niej, bo w domu obowiązują posiłki dietetyczne i nic innego nie ma do jedzenia. Dieta jest do przeżycia, nie chodzę głodny, a efekty już widać.
Wierzyć trzeba, że to odchudzanie z głową i że do końca kadencji, kiedy już minie lato, burmistrz Huczyński nie zniknie i znowu zawalczy o miejski fotel?
Konkretnej decyzji, takiej na 100 procent, jeszcze nie ma. Ostateczna decyzja wiąże się z tym, czy pewne grupy będą chciały mnie wesprzeć. Rozmowy są, dostałem propozycję kandydowania i wstępnie wyraziłem zgodę, tak na około 75%. Natomiast w chwili obecnej nie myślę o tym, jak ewentualna kampania ma wyglądać, bo mam jeszcze dość dużo rzeczy do zrobienia. Myślę, że decyzje ostateczne zapadną po wakacjach. W tym momencie więcej we mnie jest na ?tak" niż na ?nie". Za ?tak" przemawia determinacja w ukończeniu spraw, które rozpocząłem jeszcze podczas poprzedniej kadencji. Gdybym nie startował - oddałbym rzeczy rozpoczęte.
Panie burmistrzu - wszyscy tak mówią: startuję ponownie, by dokończyć rozpoczęte dzieło... Człowiek po dwóch niełatwych kadencjach ma prawo czuć się zmęczony, znudzony i wypalony.
Czułbym się pewnie znudzony, gdyby nie to, że w Brzegu jest jeszcze sporo do zrobienia, a obecna kadencja nie pozwoliła na konstruktywną współpracę, zwłaszcza z Radą Miejską, gdzie jest kompletnie destrukcyjna opozycja, która cały czas blokuje wypracowane plany i zamierzenia. Głosowania wypadają, jak wypadają. Takie opozycyjne kłody pod nogi. Dla przykładu: jeśli miasto nie ma pieniędzy, a przychodzi wyrok do zapłaty i ja przedstawiam sposób znalezienia tych pieniędzy, a radni opozycji proponują inny, mało realny, sposób. Jak nie ma pieniędzy, to z pustej butelki przelejmy zawartość do innej, a ta cudownie się napełni... itp. Fikcyjne przerzucanie pieniędzy do niczego nie prowadzi. Radni już na początku kadencji próbowali nasłać na konto Urzędu komornika. Już nie chcę mówić o całej atmosferze, o tych pomówieniach, o skierowaniu wniosku do rzecznika dyscypliny finansów publicznych na mnie, czyli stawianie mi zarzutów, gdzie po dwóch latach rzecznik i Rada wciąż nie wie, jaki przepis złamałem. A teraz otrzymałem od radnych pismo żebym to ja wskazał przepisy, które rzekomo złamałem. Błędne koło: radni twierdzą, że coś zepsułem, ale to ja mam im wskazać swoje przewinienia. Nonsens.
Jaka pewność, że nowa Rada będzie Radą współpracującą?
Podczas poprzedniej kadencji, kiedy Rada była zupełnie z przeciwnej opcji politycznej, a jej przewodniczącym był Janusz Gil z SLD, na początku była ?siłówka". Wtedy - przypomnę - powstał ?list jedenastu", w którym radni grzmieli, że burmistrz nie chce podzielić się władzą. Po jakimś roku zaczęliśmy konstruktywnie współpracować. I nie było tak, że ?kochaliśmy się". Po prostu i oni mnie słuchali, i ja ich. Każda decyzja była wypracowana przy stoliku i efekt dla miasta był widoczny. Kończąc tamtą kadencję myślałem, że współpraca nie była zachwycająca, bo liczyłem na coś więcej. Mnie, prawicowemu człowiekowi, który kiedyś drukował bibuły i w stanie wojennym zakładał drukarnie, chce się dziś krzyczeć: ?Komuno wróć!". Parę razy już p. Januszowi Gilowi to powiedziałem. No cóż, dygresja prześmiewcza i zarazem gorzka. Chociaż i z Mariuszem Grochowskim dobrze się współpracuje, ale w obecnej Radzie jest dość duża grupa destruktorów i on, jako Przewodniczący, też ma problem, jak w takiej sytuacji znaleźć consensus.
A więc sentyment do starej rady pozostał? Może to tak musi być, kiedy pracami Rady kieruje pokonany w wyborach konkurent?
Ta kadencja rozpoczęła się fatalnie. Rada po krótkim okresie zmieniła przewodniczącego i grupa, która potraciła stanowiska o wszystko obwinia mnie. Nawet o to, że decyduję o tym, jak dany radny ma głosować. Zarzuca się mi kłamstwa i całe mnóstwo niepopełnionych błędów. Dochodzą do tego wnioski składane do prokuratury, za którymi stoją osoby niby prywatne. To nie buduje porozumienia i wzmaga konflikt. Było tego bardzo dużo, również ze strony wójta Skarbimierza. Tu muszę powiedzieć, że żadna ze spraw nie została wdrożona i w efekcie wylądowała w koszu. Ale tak się nie da rządzić.
To może już wystarczy? Kończy się druga kadencja i trzeba odpuścić?
Teraz dużo więcej wiem i w zakresie zarządzania miastem więcej potrafię i bynajmniej nie jestem jeszcze tym wszystkim zmęczony. Jest konflikt w Radzie, co nie oznacza, że nie mogę dalej pracować. Niestety, mimo zmiany ustroju wielu radnych zachowało starą mentalność i liczy, że burmistrz powinien, pod czyjeś widzimisię, zadbać o ich profity.
Powrócę do wcześniejszego pytania. Może złe współdziałanie z Radą wynika z faktu, że na jej czele stoi kontrkandydat z wyborów?
Otóż nie! Proszę sobie przypomnieć, że poprzednią Radą kierował również mój kontrkandydat, w cudzysłowie ?przegrany", bo to przecież był pan Janusz Gil. Na początku kadencji przewodnictwo obecnej rady objął człowiek z tego samego komitetu wyborczego, z którego ja startowałem. A jak to się skończyło? - wszyscy teraz widzimy. Od samego początku został podjęty pod moim adresem atak, a ja również powiedziałem zdecydowane ?nie", jak po sławnym już ?liście jedenastu". Bo nie mam zamiaru sygnować swoim podpisem nie swoich decyzji. Niestety, nie da się pracować z ludźmi, którym się wydaje, że bycie radnym wiąże się z przywilejami, a nie z obowiązkami. Kiedy na początku kadencji przychodzi do mnie radny i żąda, żeby spółka miejska wystawiała mu faktury, a on, jako przedsiębiorca, będzie sobie odpisywać VAT, co jest sprzeczne z prawem, to ja muszę powiedzieć ?nie". W ten sposób ?tracę" sprzymierzeńca i zaczynają się problemy ze współpracą. Mógłbym przytaczać jeszcze wiele przykładów, choćby ten, jak to syn jednego z radnych chciał zostać dyrektorem po trzymiesięcznym zatrudnieniu, a on sam kierownikiem. To są proste deale, których radni żądają, a ja ich nie mogę spełnić. Obecnie przewodniczącym jest ostatni mój kontrkandydat i już jest inaczej.
Ikonami reklamowymi przy ubieganiu się o drugą kadencję były: hala sportowa przy ul. Powstańców Śl., skatepark i Rondo ?Solidarności". Czego możemy spodziewać się teraz? Proponuję przyjąć hasło: ?Pokój z Radą Miasta".
Myślę, że wystarczy jedno hasło - kontynuacji tego, co robiłem i robię, głównie włączenie miasta do współpracy z aglomeracją wrocławską, a ściślej - wspólnego budowania Metropolii Wrocławskiej.
Czyli oderwanie Brzegu od Opolszczyzny?
Ależ absolutnie nie! Nie chodzi o przyłączenie do Dolnośląskiego. To jest bowiem temat z gatunku science fiction. Jestem większym realistą i myślę o dniu dzisiejszym, co można dzisiaj zrobić, ażeby to zaprocentowało za dwadzieścia lat.
Jeszcze dwadzieścia lat chce pan być burmistrzem?
Nie. Dużo rozmawiam z ludźmi zajmującymi się procesami społecznymi, tworzeniem wizji rozwoju, planowaniem przestrzennym. Są pewne trendy i trzeba je dostrzegać. Tworzymy podstawy dzisiaj, a skutki będą widoczne za wiele lat. Nasza pozycja może być wzmocniona, kiedy już teraz to sobie uzmysłowimy. Ogromną szansę dla Brzegu widzę we współistnieniu w tzw. Metropolii Wrocławskiej, która nie musi wcale kończyć się na mieście Brzeg. Zapytam: a dlaczego nie może sięgać nawet miasta Opola?
Jak pan ocenia zespół urzędników, z którym dane jest panu obecnie pracować?
W życiu nie ma nigdy ideału i nie powiem, że sto procent załogi spełnia moje oczekiwania. Od ośmiu lat urzędnicy praktycznie wymienili się, pracuję z ludźmi młodymi i co najważniejsze: są to sami profesjonaliści, niemalże w stu procentach. Nie wywodzą się z klucza partyjnego ani towarzyskiego. Choć nikt w to nie uwierzy - o zatrudnieniu w urzędzie decydują wyniki konkursów, które przeprowadzają 3 - 5 osobowe komisje. Liczą się: przygotowanie merytoryczne i wymagane cechy charakteru oraz indywidualne predyspozycje. W tej chwili mam - ale proszę nie dociekać nazwisk - dwóch współpracowników, którzy myślą w kategoriach PRL-u, aczkolwiek zostali zatrudnieni wcale nie tak dawno, ale nie przeze mnie. Z pozostałym pracownikami dogadujemy się bez najmniejszych problemów. Zawsze bronię, również na sesjach Rady, swoich współpracowników, którym ten i ów próbuje coś imputować. Mój styl zarządzania polega na nieprzeszkadzaniu urzędnikom w pracy i to daje efekty.
Pytanie końcowe, trochę ?filozoficzne": Brzeg to miasto zwijające się, czy rozwijające się?
Co to znaczy: zwijać się albo rozwijać się? Mam to szczęście, że poznałem trochę ludzi działających w aglomeracji wrocławskiej i uczestniczę w różnych gremiach, jestem nawet zapraszany na wykłady ze studentami w Katedrze Planowania Przestrzennego i Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Ekonomicznego, poznając trendy i tendencje, które nas dotyczą. Nas - czyli miasta Brzegu. Nie możemy popadać w bezczynność, bo może być z nami krucho. Znowu do tego nawiążę: musimy być częścią Metropolii Wrocławskiej na partnerskich zasadach. Śmiało możemy stać się centrum rekreacyjno-kulturalnym. Naprawdę nie widzę nic wstydliwego w określeniu: ?Brzeg - sypialnia Wrocławia". To bynajmniej nie ujma. Na czas budowania metropolii jest to nazwa adekwatna i zresztą prawdziwa. Nie czarujmy się. Nie jesteśmy gminą Dobrzyń z jej Elektrownią, czy Kobierzycami...
...ani Skarbimierzem... Zostawmy już trendy urbanistyczne i zakończmy rozmowę tematyką międzynarodową, wszak Brzeg to miasto światowe. Dlaczego całą energię w zakresie kontaktów zagranicznych urząd ukierunkowuje na Goslar, a zapomina o czeskim Beroun? I dlaczego w ogóle nie ma współpracy z Kresami? Przecież sporo brzeżan stamtąd się wywodzi.
Współpraca z Niemcami rzeczywiście jest modelowa. Z Czechami jakoś gorzej nam wychodzi, ale chcę powiedzieć, że miasto partnerskie Beroun również nieszczególnie brata się z Goslar, z którym zawarło stosowne porozumienia. Nie wiem. Może to kwestia temperamentów? A jeśli chodzi o kontakty ze Wschodem to tam problem jest głębszy. Władze tamtejszych miast współpracę rozumieją, jako załatwianie swoich prywatnych spraw i w ogóle nie dojrzały do działań typowo partnerskich. Na tym kierunku istnieją bariery kulturowo-polityczne, które wciąż trzymają się mocno. W tym temacie warto rozpytać p. Macieja Stefańskiego, który podejmował próby współpracy z władzami zza Buga.
Z pewnością takie pytanie kiedyś zadam. Dziękuję panu za rozmowę.