Dobiegł kresu czas towarzyskiego rozpasania, kiedy robiłem bokami by opędzić się od zaproszeń hurtowo przysyłanych przez damy wiekowo posadowione w erze mezozoiku, która rozpoczęła się od wielkiego wymierania pod koniec permu, a skończyła zagładą wielkich gadów, pod koniec kredy, znanego jako wymieranie kredowe.
Chodzi o te Władysławy, Bronisławy, Stanisławy wystrojone w nylonowe bezrękawniki, doskonale sprawdzające się podczas robót kuchennych typu: domowe kiszenie kapusty, czy skubanie wiejskiej kury na niedzielny obiad. Tekst im poświęcony "Pora umierać" - musiał odbić się donośnym echem wśród dinozaurów, bo teraz - w myśl zasady: próżne trza zapełnić - zarzucany jestem zaproszeniami od obcojęzycznych dzierlatek (hipotetycznie moich prawnuczek) z jednoznacznymi propozycjami. Prezentuję przykładowe zdjęcie profilowe i tu zastrzeżenie: w trosce o nieurażanie uczuć religijnych pobożniejszych znajomych, wybrałem fotkę najgrzeczniejszą.
Pokusom nie ulegam i po nasyceniu zmysłów napompowanymi kształtami "zaproszenia" lądują tam, gdzie ich miejsce. Wszystkie Misnahy zapełniają internetowe wysypisko w doborowym towarzystwie wspólnych "znajomych", którzy takie zaproszenia zaakceptowali.