czwartek, 21 listopada 2024
kamczatka13Rozpocznę od truizmu. Rosja jest ogromna. W zasadzie nie wiadomo, gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. Na południu sporne kwestie graniczne, krwawe konflikty i wojny. Na Zachodzie niby spokojnie, ale w pamięci historycznej wciąż niezabliźnione rany powojennych regulacji. 
 
O narodach, które zrzuciły sowieckie jarzmo nawet nie trzeba wspominać. Na Północy również terytorium niedookreślone, Arktyka przecież nie jest rozgraniczona ostatecznie. A któż byłby w stanie wytyczyć sprawiedliwą linię graniczną w wiecznej zmarzlinie, strzegącej niepoliczalnych skarbów Ziemi? Istnieje jednak spory kawał Rosji, który można uznać za jej definitywny kres. Myślę o bardzo dalekim Wschodzie tego gigantycznego kraju, miejscu, które od ponad 300 lat kojarzy się właśnie z Rosją. To Kamczatka - koniec geografii, jak mawiają sami Rosjanie.


Pijany niedźwiedź

 
Rosjanie są dowcipni, dowiadujemy się o tym co rusz. Oto pijany Ruski w skórze zdartej z niedźwiedzia, pod osłoną nocy robi sobie hard kabaret, strasząc Polaczków przybyłych do niedźwiedziej ojczyzny. Na porannym kacu wyjawia, że chciał się tylko zabawić, no i wypić za wstrietchu i drużbu narodov. Tak, jak Margarita (32 l.) od 6 rano piwkująca przy odprowadzaniu chłopa na avtovakzal, który wyrusza gdzieś hen, na rabotu. Dziewczyna od świtu wystrojona i w nienagannym makijażu ze szklistymi oczami, bynajmniej nie od łez rozstania. Już po odprawieniu męża chętnie nawiązuje dialog z turystami z Europy, częstując niedopitym piwkiem Kuler.
 

Turysta, także z Polski, może liczyć na bezinteresowne zainteresowanie. Spontaniczne przewodniczki trekkingu do starej kaldery wulkanicznej na każdym kroku okazują życzliwość i pytają o samopoczucie przyjaciół Słowian. Czuje się, że są dumne z faktu iż mogą komuś służyć pomocą. Dziewczyny skore do żartów i zabawy. Ewenka Ina obśmiewa mój dierewny (wiejski / stary) model Nokii. Przewodniczki non stop bawią się swoimi nowymi Samsungami, przechwalają melodyjkami, chichoczą ze śmiesznych filmików. Trudno na Kamczatce spotkać kogokolwiek bez aparatu telefonicznego, gdzie prawie wszędzie jest zasięg.
 
 
 
kamczatka14

 

Życie na kołach

 
Oto kamczacka zasada - wszystkie autobusy dekoruje się wewnątrz fikuśnie udrapowanymi firaneczkami. Na drogach spotykamy samochody nadzwyczaj solidne, z napędem 4 x 4, generalnie to demobil japońsko-koreański. Modele w ogóle w Europie nieznane. No bo kto - pytam - widział samochód o nazwie toyota corsa, co na to koncern Opla?
 
Kierownice w 95% pojazdów po prawej stronie i kierowcy borykający się z problemem bezpiecznego wyprzedzania to tamtejsza norma. Rosja nie jest jeszcze drugą Japonią, tut kak v Evropie, wciąż obowiązuje ruch lewostronny. Manewr wyprzedzania ułatwiać mają strefowe lusterka posadowione na krawędzi lewego błotnika. Pomagają też miganiem światłami wyprzedzani kierowcy. Jak na standardy azjatyckie obowiązuje jakaś kultura jazdy. Osobiście odnotowałem parę sytuacji, kiedy kierowcy ustępowali pierwszeństwa pieszym. Nie to co w innych zakątkach Azji, Afryki i w pewnym kraju europejskim.


Drożyzna

 
Sklepy przyzwoicie zaopatrzone, ale ceny zdecydowanie nieeuropejskie, w niektórych asortymentach wręcz odrealnione. Dla przykładu: 1 kg pomidorów w przeliczeniu na złotówki kosztuje (w lipcu 2008 r.) 16 zł; chińskie jabłka 40 zł; półlitrowy jogurt 6 zł. A więc ceny dla Polaków horrendalne. Co mają powiedzieć miejscowi: emerytowany oficer armii 16 500 rubli / miesięcznie; lekarka 11 000 r/m; szefowa kuchni w szkole, jedyne 700 r/m. Nada varovat? - brzmi odpowiedź. Tylko gdzie i co można ukraść? Do dziś nie mogę sobie darować pomidorów. Dlaczego w kraju, gdzie tyle wody termalnej, bulgoczącej na każdym kroku, niemalże tuż pod stopami, nie można uprawiać tanich warzyw, z pomidorami na czele, zwłaszcza, że to owoc tak pięknie czerwony?
 

sopka

Ale żyć trzeba. Na szczęście rzeki kamczackie są wypełnione rybami. I to jakimi! Samice pełne ikry zmierzają w górę rzek, za nimi, podążają wściekłe i wygłodzone samce, będące w stanie przeobrażenia przed kresem swojego żywota. Pacany nocą ciągną rybę z pobliskiego mostu, by rano móc sprzedawać ciepły jeszcze kawior i dorodne łososie.
 
Ach tak! - rzeki kipią od ryb a w tajdze: grzyby, jagody i zwierzyna. Trwa wielkie wyczekiwanie na wielką rybę, która uże idiot, jeszcze tylko tydzień, może dwa. Nasza ryba opuściła już Ocean Spokojny i zmierza w głąb lądu, słyszy się zewsząd. Czekają ludzie, czekają też, choć jeszcze ukryte w gęstwinie nabrzeży, niedźwiedzie. Niedługo człowiek z miszką się zejdą, człowiek po jednej stronie Bystrej, niedźwiedź po drugiej, znowuż spojrzą sobie oczy. Jak co roku w lecie, kiedy zaczynają się rybne żniwa.


Radio

 
O tym wszystkim nie usłyszysz w miejscowej rozgłośni radiowej. Bo i o czym tu rozprawiać? To rytuał, zjawisko coroczne i już nudne. Kamczackie radio, niczym nieróżniące od naszych wrzaskliwych radiostacji typu FM, nowocześnie reklamuje usługi bankowe, proszki do prania i telefonię komórkową, wszystko poprzeplatane światowymi hitami, dość rzadko pomieszanymi kamczackim disco. Radiowo-komputerowy mix: byle głośno, byle szybko i,  jak wszędzie na świecie, byle jak.

 

esso
 
Ale nie, w wiadomościach dominują newsy z Kamczackiego Kraju: ktoś kogoś potrącił samochodem, albo historia domowego inwentarza podbieranego przez dzikie zwierzęta, czy news mrożący krew w żyłach. Paratunka: rozszarpanie kobiety przez niedźwiedzia, która jedynie na moment wyszła ze swojej daczy!
Informacja o śmierci szaleńca, któremu zachciało się zaliczyć jakiś wulkan newsem już nie jest, to w przypadku miłośników adrenaliny los przecież oczekiwany. Wiadomością dnia z pewnością może być informacja wulkanologów o wzmożonej aktywności Kluczewskiej Sopki i spodziewane trzęsienie ziemi.
 
Small biznes dotarł już na kraniec świata. Oto Nikołaj Pietrowicz Anochin (62 l.) przy ulicy Lenina 4 w miejscowości Esso podnajmuje turystom niedrogie kwatery o skromnym standardzie. Bywali już u niego przeróżni podróżnicy, także z Polski. Dodatkowo prowadzi nieduży warsztat wulkanizacyjny. Na brak zajęć nie narzeka, wszak kamczackie trakty dla kół są bezlitosne.
 


nikolay_i_gala
 
 
W Esso żyje z żoną Galą (70 l.), emerytowaną lekarką terapeutką. Na Kamczatkę przybyli dwadzieścia lat temu z Ałtajskiego Kraju. I już stąd się nie ruszą. Moskwa i inne miasta Rosji są im obce i niebezpieczne. - Eto drugaya strana, nie nasza, zgodnie przyznają. Wciąż się kochają, wspierają jak mogą i życia poza Kamczatką w ogóle nie wyobrażają. Gala rzewnie wspomina czasy, kiedy przed wstąpieniem w instytut pracowała na rosyjskich kolejach w charakterze prowadnicy. Wtedy było jej najlepiej, także pod względem ekonomicznym. - To czas romantyczny, dopowiada Nikołaj Pietrowicz, drugi mąż Galiny, o 8 lat od niej młodszy.


Rafting

 
Okazuje się, że taką usługę turystyczną oferuje się nawet na Kamczatce. Niepotrzebne są więc rzeki Wenezueli, Brazylii, czy Nowej Zelandii. Kamczatka proponuje to samo z istotną różnicą, że jej rzeki są lodowate, co gwarantuje wrażenia ekstremalne. Za jedyne 3500 rubli (odpowiednio: 350 zł, w cenie posiłki) uczestniczymy w dwudniowym spływie po dzikich rzekach i jest to przygoda niesamowita. Obcujemy z nieskażoną naturą i możemy zadumać się nad swoim losem w warunkach nieziemskich, choćby pod skałą o nazwie Rozmowa z wiecznością (Razgavor s vicznost'yu).
 
W pierwszym dniu spływ ma charakter lajtowy, czas upływa na nauce, a raczej wychowywaniu załogi, która musi porządnie wiosłować pod komendę sternika. Trzeba wpoić sobie, że komenda tabań oznacza: wiosłami mocno do tyłu, a jej przeciwieństwo to wpieryod!, częstokroć z okrzykiem: bystriej, rabotayem!!!. Warto usiąść po lewej burcie, częściej hamujemy (robimy tabań), aniżeli wiosłujemy. W zasadzie to cała wiedza, jaką w pierwszym dniu spływu należy posiąść. Ostra jazda zaczyna się dopiero nazajutrz, ale wszystko jest do przeżycia, mimo strasznych wirów, wodnych kipieli i licznych progów skalnych.


Niedźwiedź trzeźwy

 
Nad bezpieczeństwem czuwa Paweł Iwanowicz Lipatow (58 l.), wraz z żoną Wierą Pietrowną prowadzący rodzinną firmę Ałtaj, oferującą, poza spływami, zakwaterowanie z wyżywieniem w porządnych warunkach. Paweł Iwanowicz to rosłe chłopisko (190 cm), jakby niedźwiedź, z tym, że o gołębim sercu. Szczyci się nogą numer 52 (jak to niedźwiedź) i zarazem chełpi synkiem Iwanem, liczącym zaledwie 15 lat, który chce przegonić ojca. Na ten moment musi szukać dzieciakowi obuwia w rozmiarze 48.
 

niedzwiedz
 
 
Cała rodzinka zaangażowana w obsługę turystów i trzeba przyznać, z obowiązków wywiązują się na medal. Utrzymują ze sobą łączność za pomocą telefonu satelitarnego. Trudno pracować inaczej skoro oferują rozrywkę nietanią, porównywalną z cenami europejskimi. A jest to rzadka okazja do zarobku. Lipatowowie żyją na Kamczatce od 25 lat i już stąd nie wyjadą. To naprawdę ich ojczyzna. Zimą, kiedy rzeki skuwa lód, Paweł Iwanowicz chodzi z turystami na polowania, tropi łosie, jelenie i niedźwiedzie.
 
 
kamczatka15

 

Życie na tutejszej ziemi jest spełnieniem wszystkich marzeń. Eto sen, eto mieczta.

(zdjęcia autora)

 

 

panorama album

 

latopogodaslonce

reportaze na pasku