środa, 27 listopada 2024

tuzaczynasierosjaRozprawiając o Rosji mam podstawę twierdzić, że największy kraj świata przemierzyłem wzdłuż, dotarłem bowiem do jego krańców, czyli do Kamczatki. Do ziemi niegdyś sekretnej i bez specjalnych zezwoleń niedostępnej, która na świat otworzyła się całkiem niedawno.

 

Poznawczy apetyt nie mija, rozpocząłem właśnie zwiedzanie wszerz, choć powątpiewam, czy do realizacji zamierzeń wystarczy życia. Za mną wielotygodniowy pobyt na Syberii w okolicach Bajkału w Buriacji. Ostatnio natomiast zwiedziłem Karelię, że o większości satelickich republik b. ZSRR, co odbyło się wcześniej, jedynie napomknę. Zamierzam powrócić na Syberię, częściowo znowuż Koleją Transsyberyjską, do najzimniejszej metropolii Rosji. Jakuck planujemy poznać w okresie krótkiego i gwałtownego lata, kiedy temperatury dochodzą nawet do +30 C! To plan warunkowy, jeśli dopisze zdrowie i żadna zaraza nie przeszkodzi.

 

 

dsc00889 tile

 

 

Kilometry, kilometry...

 

7 tys. kilometrów w obie strony przez Litwę, Łotwę, po drodze obwód leningradzki z Sankt Petersburgiem, i wreszcie tajemnicza, absolutnie dziewicza Karelia, zajmująca obszar mniej więcej połowy Polski, z liczbą ludności na poziomie Wrocławia (4,1 os./km²) i jest to narodowościowy mix: Rosjanie, Karelowie, Białorusini, Ukraińcy, Finowie, Wepsowie. Po upadku ZSRR systematycznie maleje liczba korzennych Karelów wskutek niskiego przyrostu naturalnego i rosnącej emigracji, zwłaszcza wśród młodych, którzy urządzają się w sąsiedniej Finlandii.

7 tys. kilometrów busem w przeciągu miesiąca i tylko jedna (!), rutynowa kontrola ze strony policji drogowej. Między bajki zatem należy włożyć twierdzenia o nękaniu przez władzę, której przedstawiciele na każdym kroku domagają się łapówek. O nachalności poprzedniej formacji, czyli milicji, wciąż krążą legendy, czego osobiście nigdy nie doświadczyłem. Przeciwnie, mundurowi na ogół udzielali wsparcia, w każdym razie można było liczyć na ich zrozumienie. Sprawdza się stara zasada. Uśmiech za uśmiech, życzliwość za życzliwość, bez wywyższania się i podkreślania własnej wyjątkowości.

 

img 5841

Droga przez mękę

 

Rubieże UE

 

Gdyby nie obowiązek wykupienia tygodniowej winiety wycenionej na 6 €, tranzyt przez kieszonkową Litwę byłby niezauważalny. Potem równie niewielka Łotwa, było nie było członek Unii Europejskiej, i już na wstępie szok poznawczy. Po paru kilometrach w miarę normalnej drogi, totalna rozpierducha, aż do Dyneburga, gdzie planujemy nocleg. Porzucone na poboczu sprzęty, wydaje się od tygodni nieużywane, zero robotników (no bo, co - niedziela?), dziesiątki kilometrów w budowie-nie-budowie. Komunikacyjny koszmar. Przed nami zabłąkany bus z Niemcami na pokładzie z przypiętym rowerem. Turystyczna romantyka w wersji hard. Wisielczego klimatu dopełnia dojmująca mżawka. Za komunikacyjne zdołowanie trzeba słono zapłacić. Łotwa za dobową winietę inkasuje 8 €!

No i wreszcie granica UE z Rosją. Dość szczegółowa kontrola koncentrująca się na dokumentach. Bagażami nikt się nie interesuje. Urzędnicy umundurowani, a wśród nich sporo młodych kobiet z gwiazdkami na pagonach. W wykonywaniu obowiązków pryncypialne i powściągliwe, aczkolwiek kulturalne. Tylko pogranicznicy wiedzą do czego są im potrzebne sterty papierów z mnóstwem rubryk do wypełnienia. Operacja odprawy pomiędzy skonfliktowanymi politycznie stronami trwa 1,5 godz. ze wskazaniem na służby rosyjskie, które okazują się sprawniejsze i bardziej profesjonalne.

Kolejna winieta drogowa, tym razem rosyjska: 480 rubli i już... już...

 

img 5536

Tu zaczyna się Rosja

 

Inwazja barszczu

 

Mżawka ustaje, przebijają wyczekiwane promienie słońca, kolumny kłębiastych chmur potęgują wrażenie ogromnej przestrzeni w jaką wkraczamy.

Tak, to największy kraj świata!

Suniemy przyzwoitą drogą, ale podniosły nastrój psują połacie barszczu Sosnowskiego, rośliny o wyjątkowo ponurej sławie. Barszcz jest agresywny, inwazyjny i trudny do zwalczenia, degraduje środowisko przyrodnicze i ogranicza dostępność terenu. Sok wydzielany przez świeże rośliny w słoneczne dni wywołuje oparzenia i trudno gojące się rany. Zadziwia to, że w takim otoczeniu żyją ludzie ze swoimi zwierzętami. Przerażające plantacje będą pojawiać się jeszcze wiele razy.

Na marginesie: barszcz Sosnowskiego szaleje rownież na wschodnich rubieżach Polski. Doświadczyłem tego w okolicach Bęsi, nieopodal jeziora o tej samej nazwie.

 

pskow

 Psków

 

2a994350 0f39 40ac 93f7 bf57b16c95c8

Pskowski Kreml

 

Pierwsze większe miasto - Psków. Uderza ilość jednostek wojsk desantowych. Może nie powinniśmy się dziwić? Psków ma za sobą burzliwą historią. Był miejscem decydującego oblężenia III wyprawy inflanckiej Stefana Batorego, który w Pskowie stoczył przegrany bój. Oblężenie trwało od 8 września 1581 do 4 lutego 1582 i choć niezakończone sukcesem, przyczyniło się do szczęśliwego dla Rzeczypospolitej rozejmu, w wyniku którego car Iwan IV Groźny został zmuszony do oddania Polsce Inflant. Przegraliśmy, ale… wygraliśmy.

 

To nasza historia

 

W dzisiejszej Rosji coraz trudniej o sowiecką symbolikę, złote gwiazdy, sierp i młot ustąpiły miejsca dwugłowemu orłu, jednak nie do końca. Pierwsza niespodzianka w Pskowie, gdzie natrafimy na plac z kimś wiecznie żywym. Oto okazały monument Lenina w kolorowych rabatkach. Romantyka przeszłości słusznie minionej.

 

dsc00992

Lenin w rabatkach

 

Jeśli chodzi o sowieckie nazewnictwo, czas przystanął w stolicy Karelii, w Pietrozawodsku, w mieście ulokowanym nad drugim co do wielkości jeziorem Europy Onega. Pietrozawodsk - 270 tys. mieszkańców. Pomnik Lenina na centralnym placu oraz sparowani (na zawsze zaklęci w spiżu): Marks z Engelsem. Pogodzeni politycznie, ekonomicznie, ideologicznie i filozoficznie.

 

dsc00860

Marks z Engelsem pogodzeni

 

Przemierzamy ulice z komunistycznymi nazwami, nietknięte pieriestrojką, np. Feliksa Dzierżyńskiego, Dekabrystów czy Komunistów. Zniknęły nazwy takich patronów, jak Lumumba i Che Guevara i nikt nie potrafi wytłumaczyć dlaczego. Jest za to bulwar genseka Jurija Andropowa. Przewodniczka Tamara tłumaczy, że obowiązujące nazwy to historyczne dziedzictwo i nie trzeba tego się wstydzić. Ulicy czy też pomnika Stalina jednak nie ma. Dlaczego? Dyktator w Pietrozawodsku nie był w ten sposób uhonorowany. Tamara chwali władze za szybkość reakcji. Już w trzy dni po wylądowaniu z lotu orbitalnego kosmonauta Titow stał się patronem jednego z placów! Opowiada kobieta wykształcona i elokwentna, oprowadzająca turystów po okolicznych atrakcjach.

 

Nie rozumiecie nas

 

Pytają, czy dobrze nam w Europie, co oznacza brak granic itp. Wyczuwa się nieskrywaną zazdrość, a może to tylko nutka nostalgii, bo bracia Słowianie odwrócili się do siebie plecami. - Dlaczego ta Unia nas nie rozumie? - Za co nas tak nie lubicie? - dopytują. Odpowiadam standardowo, pytaniem retorycznym, które pytających wprowadza w zakłopotanie. - A co ja robię w Rosji? Gdybym Rosjan nie lubił, nie przyjeżdżałbym do was…

Nieopodal Soboru Zmartwychwstania Pańskiego (Cerkiew na Krwi) w Petersburgu, na Skwerze Puszkina, trwa koncert muzyki poważnej. Melomani zgromadzeni w pobliżu artystów, gdzie jeszcze sporo wolnych krzeseł. Przysiadamy na ławce daleko od muszli koncertowej i prowadzimy cichą rozmowę. Nagle wtrąca się nobliwy pan z uwagą, że zakłócamy mu odbiór. - Jak to? Przecież wystarczy podejść pod scenę, gdzie lepiej widać i słychać. Okazuje się że to pretekst do wszczęcia dialogu skłóconych Słowian. Nie idzie o muzykę, ale o żal, że Polacy zdradzili Rosjan i że nie okazują wdzięczności za wyzwolenie. Starszy człowiek rozkręca się, zapomina o koncercie i żwawo opowiada o dziejach przemieszanej kulturowo rodziny w której roi się od polskiego kuzynostwa. Podobnych sytuacji do końca podróży będzie jeszcze wiele. Za każdym razem uciekam się do riposty: - A co ja robię w Rosji? Gdybym Rosjan nie lubił, nie przyjeżdżałbym tutaj. To działa.

 

Złote kopuły

 

Nawet przydrożna kapliczka z wyzłoconą kopułą! Mijamy kolejne miejscowości w których dominują biedne domostwa z azbestowymi dachami. Jedyny blask jaki z wioseczek bije to złote kopuły cerkwi i chramów. W dzisiejszej Rosji załatyje kupała są wszechobecne, także w pieśni, poezji i w ludzkich marzeniach. Prawosławie rozkwita.

Jest coś jeszcze, co rosyjską prowincję rozświetla, szerokim frontem wkracza globalny handel. Światowe marki w większych ośrodkach zadomowiły się już na dobre. Rozkwita też sieć rodzima pod nazwą Magnit (ros. Магнит) – minimarkety, supermarkety i hipermarkety działające na terenie całej Rosji, nawet na głębokiej prowincji. To lider rynku detalicznego. Firmę założył w 1994 miliarder Siergiej Galicki z Krasnodaru. Według oficjalnych danych z początkiem roku 2014 firma posiadała 7316 sklepów dyskontowych 164 hipermarkety, 696 drogerii oraz 49 sklepów innych formatów oraz zatrudniała około 130 tysięcy pracowników. Każdy zatem ma dostęp do znakomitych produktów, problemem z pewnością jest siła nabywcza ludności.

Ludzie ratują się jak mogą i coraz śmielej wkraczają na tereny, gdzie pojawiają się turyści a wraz z nimi okazja zarobienia paru rubli (100 rubli = 6,50 zł; minimum egzystencji: ok. 10 tys. rubli).

Dla turystów ekonomicznych mijających łukiem Hiltony, wybawieniem są babuszki (tak się nazywa przedsiębiorcze kobiety), które oferują kulinarne cuda. Ciepłe pirożki ze wszystkim (kapusta, mięso, jajko, ser, kartofle, konfitura) za jedyne 30 r. Smaczności! Można też dostać owoce z przydomowych sadków, a także świeże ryby, jeszcze ciepłe po wędzeniu: ogromna porcja leszcza - 400 r., spory sudak - 100 r. Obnośny handel wzbogaca ofertę turystyczną.

 

Język żywy

 

Język Achmatowej i Puszkina jest przepiękny i wciąż rozkwita. Ażeby poznać nowe rosyjskie słówka należy otworzyć się na biesiadne kontakty z obywatelami tego ogromnego kraju. Swój wielki wkład w kształtowanie języka mają również Rosjanie nadużywający tego i owego.

Nie zdziwmy się zatem, kiedy bladym świtem zatroskany współbiesiadnik nas zapyta: Ты уже остограмился? W wolnym tłumaczeniu: Czy spożyłeś już poranne sto gram na kaca? Albo: Czy twój umęczony organizm dostał to, co z rana dostać powinien?

Wyższość języka rosyjskiego jest oczywista. Jedno słówko остограмиться a ileż w nim emocji i treści. W Rosji kapitalizm kwitnie i bystro reaguje na oczekiwania konsumentów.

 

20201210 135916

100 g niezłej wódki w praktycznym opakowaniu

 

Na zdrowie!

 

Właśnie takie pamiątki lądują w bagażu powrotnym by już w domu stać się obiektem zaskoczenia i rozbawienia. A tak przy okazji. Wódki rosyjskie kupowane w placówkach handlowych (koniecznie z banderolą) są tanie i chciałoby się powiedzieć: smaczne oraz zdrowe, a kto wie, czy nie zawierają (sic!) witamin. Po zaaplikowaniu optymalnej ilości rzeczywistość staje się weselsza i otwierają się szersze horyzonty.

Zapobiegliwi współtowarzysze podróży jeszcze w kraju zaopatrzyli się w napoje z tzw. pewnego źródła (pogranicze czesko-polskie) i była to whisky ze słonecznej… Italii. Jak się okazało żenująca konkurencja wobec monopolu rosyjskiego. Dzięki eksperymentom pomysłowego Dobromira powstał Drink Stanleya: podła whisky z kwasem chlebowym. Serwowana w plastikowym kubeczku, bez cytryny, bez parasolki, bez rurki. Wcześniej zmieszana z miłością. Tylko dzięki znakomitemu kwasowi Nikola włoskie byle co dało się spożyć bez sensacji żołądkowych.

 

Parę trzeźwych pytań

 

Podsumowanie czasu spędzonego w Rosji wychodzi trochę chaotyczne, bo ogromu wrażeń z tak ogromnego kraju nie sposób ogarnąć, a co dopiero opisać. To strana bezprudelnaja, ale nie abyknawiennaja. Tłumacząc z grubsza: ziemia bezbrzeżna, ale nie zwyczajna. Obraz Rosji przedstawiany w mediach głównego nurtu, zwłaszcza przez pisowską telewizję, należy wywalić na śmietnik, bowiem powielane stereotypy nie przystają do rzeczywistości. Nie mam zamiaru nurzać się w odmętach kremlowskiej polityki i jej interpretacjach dokonywanych przez rodzimych politologów, bo mnie, turystę, polityka w żadnym stopniu nie dotknęła. Nawet przez moment nie poczułem czającej się rzekomo na każdym kroku wrogości. Jestem pod wrażeniem napotkanych ludzi: kobiet, mężczyzn. Starych i młodych, pięknych i brzydkich, mądrych i mniej mądrych.

Dlatego tym razem parę prostych pytań i w miarę prostych - mam nadzieję - odpowiedzi. Będą to zatem oczywiste oczywistości, jak to się w pewnych kręgach mawia.

 

Jacy oni są?

 

Generalnie Rosjanie są narodem życzliwym i otwartym. To ludzie - tu podostrzam - zupełnie normalni. I bez znaczenia, jak głupio to brzmi, a skoro godzimy się na stadne ogłupianie, głupio brzmieć musi. Rosjanie niczym od nas się nie różnią. Ażeby wkraść się w ich łaski wystarczy nie zadzierać nosa i nie próbować traktować z pogardą. Zresztą taka zasada obowiązuje w każdym kącie świata, a w Rosji w szczególności. W przypadku Rosjan zajmujących stanowiska decydencko-urzędnicze bywa trochę po wschodniemu, a więc po staremu. U niektórych uruchamia się "gen cara", bo władza, bo urząd, bo majestat. Rosję obserwuję z bliska od dziesięcioleci, więc wiem, że to się szybko zmienia. W supermarketach personel podtrzymuje korporacyjne standardy, odczuwa się jakby wymuszoną, trochę teatralną uprzejmość, czyli witanie kolejnego klienta i życzenie miłego dnia, bo teraz klient to też ich pan.

Polecę banałem. Rosjanie pracują, zawierają związki (co krok natrafiamy na sesje zdjęciowe w kolejnych atrakcjach turystycznych), wychowują dzieci, stoją w kolejkach, biedują, po prostu żyją.

 

collage fotor slub

Rosjanie ślubują na całe życie

 

Właśnie w kolejkach można zadzierzgnąć krótkotrwałe znajomości, które szybko procentują. Oto znamienny przykład: ni stąd, ni zowąd chłopiec częstuje innostrańców czekoladkami. Następuje to po wymianie grzeczności i zagajeniu rozmowy z jego rodzicami. Trzydziestoparolatkowie z jedynakiem zwiedzają Karelię, przybyli aż z Woroneża pokonując trasę 1500 km. Chwalą się pobytem w Grecji i Niemczech. Teraz myślą o Polsce, wiedzą że to piękny kraj. Jednym tchem wymieniają Gdańsk, Kraków i Zakopane, dokąd w przyszłości się wybiorą. Zapytajcie młodego Niemca, Hiszpana, Amerykanina, co wie o Polsce...

Świat za bardzo Rosji się nie boi, ani rządzącego twardą ręką Władimira Putina. Polska Kaczyńskiego i Turcja Erdoğana to wyjątki, bo obaj są mentalnymi braćmi, wykazują negatywne podejście do tego kraju i przez to największy przestrach (zaordynowany politycznie) panuje nad Bosforem i Wisłą.

 

Czy tam bezpiecznie?

 

Jeszcze przed podróżą byłem po wielekroć napominany by zachować czujność i zatroszczyć się o osobiste bezpieczeństwo. Mając jako takie doświadczenie podróżnicze nie starałem się nawet ciągnąć tematu. A piszę te słowa w momencie, kiedy media zajmują się aktem terroru, jaki miał miejsce na reprezentacyjnym trakcie Barcelony La Rambli. Reporterzy relacjonują z miejsca, gdzie jeszcze niedawno spokojnie spacerowałem. A więc, po co te pytania o (nie)bezpieczną Rosję? Rozsądny turysta nie szuka guza, w dzisiejszym świecie łatwo nabić go dosłownie wszędzie.

 

Jakie tam standardy?

 

Zajmujące miejsce w plecaku ręczniki nie przydały się ani razu! W najskromniejszym hostelu otrzymasz je w niewygórowanej cenie pokoju ze śniadaniem. Możesz nawet liczyć na darmową przepierkę bielizny! Minęły czasy wożenia ze sobą papieru toaletowego. Spotykane na turystycznym szlaku WC spełniają podstawowe standardy, ich utrzymanie nie różni się od poziomu europejskiego. Legendy o wszechobecnych sławojkach są aktualne w biednych osadach i zabitych dechami wioskach. Za turystą kroczy cywilizacja.

Nieszukający luksusów wędrowiec, a więc turysta ekonomiczny, nie instaluje się w Hiltonach. Noclegi w hostelach, nawet w pięciomilionowym Sankt Petersburgu, można znaleźć w cenie od 25 zł wzwyż. Jeśli nie zna się języka rosyjskiego łatwo porozumieć się po angielsku, zwłaszcza z młodszym personelem. Wyżywienie pod rosyjskim słońcem to rzecz najprostsza. Na każdym kroku małe i większe jadalnie typu Stołowaja z tanim jedzeniem. Mnóstwo lokali czynnych od świtu, niekiedy całodobowych (Krugostołowaja 24 h). W czasie pobytu w Sankt Petersburgu, w pobliżu mojego hostelu, stołowałem się u Tadżyków z Duszanbe. Było czysto i przyjaźnie, tanio i smacznie, a co najważniejsze: egzotycznie. Zatrzęsienie sklepów całodobowych, czynnych w każdy dzień tygodnia, prowadzonych w znacznej mierze przez Turkmenów, Kazachów, Ormian i Gruzinów.

Od Rosjan powinniśmy się uczyć zgodnego współżycia z innymi nacjami...

 

Co dla turystów?

 

Sankt Petersburg otaczają wielopoziomowe estakady niczym w Paryżu, Rzymie czy Singapurze. Szok poznawczy dla kogoś, kto zwiedzał kiedyś Leningrad. Nie uświadczysz nachalnej reklamy. Równe chodniki, niezłe drogi, schludnie i czysto i co uderza najbardziej: minimalne ślady dewastacji przez grafficiarzy. W każdym razie tak jest w samym centrum, w sercu metropolii, które przepychem zapiera dech w piersiach, szczególnie podczas białych nocy.

 

img 5604

Pałac Zimowy w Petersburgu

 

Być w stolicy dawnego imperium i nie zobaczyć Pałacu Zimowego, Peterhofu i Carskiego Sioła to tak, jakby w Paryżu pominąć Wieżę Eiffla a w Rzymie Watykan. We wszystkich wymienionych miejscach rządzą tłumy. Niepoliczalna chmara turystów z przewagą skośnookich.

Ermitaż to jedno z największych muzeów sztuki na świecie, które w swoich zbiorach posiada imponującą kolekcję ponad trzech milionów eksponatów, z których tylko niewielka część dostępna jest dla zwiedzających w sześciu budynkach dawnego Pałacu Zimowego.

Przewalająca się ciżba ludzka w pomieszanych kierunkach. Po godzinie człowiek ma wszystkiego dość! Najważniejszy wydaje się być - вход / выход - entry / exit. Liczy się orientacja w lokalizacji wejść / wyjść oraz... WC. Prawie nikt nie wgapia się w szczegół kolejnego, kolejnego i kolejnego eksponatu-arcydzieła. Nie widać, aby ktoś nadzwyczajnie przeżywał kontakt z wielką sztuką.

Kto w Ermitażu traci najwięcej? Turysta. A kto de facto staje się bogatszy nic nie robiąc? Oto malowane argumenty. Rubens (40 obrazów), Matisse (37 obrazów), Picasso (31 obrazów), Rembrandt (26 obrazów), Van Dyck (25 obrazów), Gauguin (15 obrazów), Poussin (12 obrazów), Watteau (12 obrazów), Tycjan (11 obrazów), Tiepolo (9 obrazów), Monet (8 obrazów) i wielu, wielu innych.

Carskie Sioło. Taka tam imperatorska wioseczka. Rosjanie potrafią zarabiać na turystach. Witają ich stylowe bandy grające muzykę z epoki. Robi się naprawdę klimatycznie.

 

collage fotor orkiestry

Carskie Sioło wita muzyką z epoki

 

Muzycy podkręcają atmosferę i zagrzewają do zakupu nietanich biletów. Za wstęp do pałacowych ogrodów płacimy zaledwie 120 rubli, zwiedzanie kilkunastu wydobytych z ruin sal, kosztuje już 1000 r. I trzeba jeszcze odstać w kilkugodzinnej kolejce! Tu i ówdzie odpada pozłotka, kruszą się gipsowe kariatydy, ale zobaczyć wypada...

Obecnie w Pałacu Katarzyny znajduje się replika zaginionej Bursztynowej Komnaty, pokazana światu 27 maja 2003 r. Oryginał był dziełem mistrzów z Gdańska.

Prace rekonstrukcyjne trwały niemal ćwierć wieku! Brakowało podstawowych informacji, przede wszystkim kolorowych zdjęć oryginału, oparto się więc na jedynych źródłach: czarnobiałych fotografiach i zachowanych dokumentach. Rzemieślnicy nie znali sposobu, jak gdańscy bursztynnicy przytwierdzali poszczególne elementy do ścian.

 

dsc01810 1

Wspaniała replika

 

Koszt kopii Bursztynowej Komnaty zamknął się w niebagatelnej kwocie 11,5 mln dolarów, trzeba jednak przyznać, że efekt końcowy robi oszałamiające wrażenie. Uroczyste otwarcie przypadło ma obchody trzechsetlecia Sankt Petersburga. Wśród gości odnotowano światowych przywódców, m.in. Władymira Putina, George Busha i Gerharda Schrödera.

 

collage fotor peterhof

Oszałamiający Peterhof

 

Pałac Zimowy, Carskie Sioło i Peterhof po kolejnych już odwiedzinach rozczarowują, przerażają przepychem i nierealnością. Człowiek zaczyna się zastanawiać: po co im (carom) to wszystko było? Jakim kosztem swoją próżność zaspokajali? Zniesmaczenia dopełniają potężniejące z roku na rok tłumy zwiedzających i coraz droższe wejściówki.

Do Petersburga pewnie jeszcze powrócę. Po niepowtarzalną atmosferę miasta-muzeum i przede wszystkim do ludzi.

 

AAA ljt okragly

 

 

 

 

Dodaj komentarz

panorama album

 lizbona

 

reportaze na pasku