Odessie brakuje ratusza i rynku, w takim kształcie, jak w miastach budowanych na podstawie prawa magdeburskiego. Wszystko przez akt założycielski, który opiera się na prawie Imperium Rzymskiego. Miasto założył w r. 1794 Jose de Ribas, hiszpański wiceadmirał pozostający na służbie carycy Katarzyny II. Nastąpiło to po odbiciu od Turków twierdzy i sąsiadującej z nią tatarskiej osady Chadżybej, zlokalizowanej na stepie bez jednego drzewa. Ponasadzany w nowym mieście drzewostan zadziwia różnorodnością bowiem przywieziony został z całej Europy. Jest tak różnorodny, jak 125 narodowości, które długo żyły w zgodzie i kulturowej harmonii. Ludzie rozpierzchli się po świecie, drzewa pozostały i szumią o wspaniałej przeszłości.
Uderzając w poetycką nutę możemy posłużyć się przenośnią, że nad miastem fruwają dobre anioły. Znajdziemy je tu wszędzie, choćby w najmniejszym sklepiku i łatwo anielską przychylność kupić. Niedrogo, za jeden... uśmiech. Konieczne jest też wyzbycie się wyniosłości, owej okropności typowej dla rodaków penetrujących Wschód.
Polskość w Odessie się wyczuwa i czują tutaj Polaków. Wedle spisu ludności z 1877 r. byliśmy trzecią grupą narodową (17 395 Polaków) po Rosjanach i Żydach. Warto odszukać polskie ślady i można to czynić bez mapy. Wtedy istnieje szansa na spotkanie odeskiego anioła, który - nie bacząc na prywatny czas i pieniądze - zechce nami pokierować.
Ulica Polska przechodzi w Polskiy Spusk prowadzący do odeskiego portu, który leży po prawej stronie nowoczesnego Morskovo Vokzala. Polski ciąg komunikacyjny, choć ważny topograficznie, jest miejscem mało reprezentacyjnym i zapuszczonym, póki co czeka na swój czas.
- Odessa to wielka wieś i wszyscy wszystko o sobie wiedzą - uśmiecha się przemiła Lena.
Pierwszy prąd zmienny w odeskiej operze, pierwszy samochód, mandat i prawo jazdy w Carskim Imperium. Także koperta i pocztówka - wylicza odeski anioł - Lena. Matematyczka po odeskim uniwersytecie robiąca karierę w biznesie. Rodzice Leny są fizykami i pracują na Uniwersytecie Opolskim, ona sama rodzinnego miasta opuszczać nie zamierza.
- Dobrze żyć w wolnym kraju, ale trzeba umieć z tej wolności korzystać. Swoboda nie oznacza wolności. Ukraińcy dopiero uczą się swojego państwa - przekonuje Lena.
Do rewolucji 1/3 mieszkańców stanowili Żydzi, którzy robili tutaj interesy. Pieniądze lubią ciszę, kiedy przyszła rewolucyjna zawierucha pieniądze się skończyły i Żydzi zaczęli emigrować. Lata świetności Odessy przypadają na okres panowania imperatorowej Katarzyny II. To jej gubernatorzy: wśród nich Francuz i Hiszpan, których znajdziemy u stóp carycy na jednym spośród wielu pomników, przyczynili się do rozkwitu miasta. Każdy z nich mocno tutaj się zaznaczył. Uwzględniając kryteria materialnie miasto miało szczęście do dobrych gospodarzy. Wiceadmirał Jos? de Ribas upamiętniony został najważniejszym traktem współczesnej Odessy, który nosi nazwę
Deribasiwska Wulica. Najbardziej jednak odessanie pokochali księcia Richelieu (wnuka "tego" Richelieu). Kiedy po dymisji francuskiego premiera Talleyranda w Paryżu Ludwik XVIII powołał księcia do utworzenia nowego gabinetu, tenże nie chciał Odessy opuszczać. Ludzie również z tym się nie godzili. Zasłynął, jako ludzki pan, spotykał się z mieszkańcami, rozpytywał o ich problemy i wszystkim interesował. Za wyjeżdżającym orszakiem sunął kondukt zasmuconych odessyjczyków.
Po śmierci Katarzyny na tronie carskim zasiadł jej syn Paweł I i Odessę zaniedbał. Mieszkańcy słali noty o materialne wsparcie, które imperator zwyczajnie ignorował. Miasto uratowały... pomarańcze, a ściślej "pomarańczowy fortel". Do Petersburga postanowiono wysłać karetę wypełnioną świeżymi owocami i dla zabezpieczenia łatwo psującej się przesyłki każdą pomarańczę owinięto w petycję o ratunek dla Odessy. Egzotyczny smak, tak pożądany na petersburskim dworze, zmiękczył serce cara i wrota skarbca znowu stanęły otworem.
Przytoczone historie pochodzą od zielonookiej Lenoczki, która Odessę kocha nadzwyczajnie. Wychwalając współziomków nie zapomina o miejscowych kryminalistach, którzy są przecież... sympatyczni. Zastrzega przy tym, że Odessa jest miastem dowcipu. Trudno nie przyznać racji, jeśli się uwzględni, że z Odessy pochodzi Alosza Awdiejew, krakowski bard i zarazem profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Odeskie anioły czuwają nawet nad pieszymi. Tutejsi kierowcy nie trąbią bez sensu i karnie zatrzymują się przed zebrami, co jawi się trochę niezwyczajnie, zwłaszcza na tle sąsiedniej Rosji. Zjawisko dziwne, ale łatwo wytłumaczalne. Stopień nasycenia długonogimi pięknościami, płynącymi na swych
tufielkach po odeskim bruku, jest nadzwyczaj wysoki. Rodzi się pytanie: czy wypada płoszyć anioły?
Angel chranitiel czuwa też nad miejscowymi mężczyznami. Sinonosych
bomżów, nieszczęśników grzebiących po śmietnikach, zdecydowanie mniej niż gdzie indziej. Pod względem poziomu trzeźwości Odessa zawsze różniła się od reszty Ukrainy.
Rosyjskich turystów tutaj mnóstwo, to pierwsza nacja spośród obcokrajowców odwiedzających Odessę. Szanuje się ich bo solidnie płacą za usługi. Blisko milion ludności stałej i drugi milion przyjezdnych latem. Poza Rosjanami głównie Polacy.
Po śmierci de Langerona (następcy księcia Richelieu) gubernatorem Odessy został Paweł Stroganow, który zajadał się soczystym befsztykiem na śniadanie, obiad i podwieczorek. Spożywana w nadmiarze wołowina nadwyrężyła jednak żołądek i smakosz zaczął "głodować", poprosił więc o podanie mięsa pokrojonego w wąskie paseczki. Francuski kucharz Careme zasmażył mięso z cebulą i pieczarkami, dodał kiszonego ogórka, zagotował z mąką, przecierem pomidorowym, popieprzył i posolił. W taki oto sposób światowe menu wzbogaciło się o boeuf stroganowa. Odessa smakuje wybornie!