Spacer po Odessie obfituje w niespodzianki. Niby człowiek wie, że znalazł się w legendarnym miejscu, jednak co rusz jest czymś zaskakiwany. W pierwszym momencie miasto rozczarowuje, zwłaszcza przybywającego ze stolicy turystę, amatora przygód nafaszerowanego encyklopedyczną wiedzą. Jeśli ktoś liczy na kijowski ład z pewnością dozna rozczarowania. Odessa w niczym stołecznego miasta nie przypomina. Gdybyśmy pokusili się o odniesienia polskie, momentami mamy wrażenie, że wylądowaliśmy w Krakowie i Gdańsku jednocześnie. Leżąca daleko od polskich metropolii Odessa jawi się punktem na mapie świata niezwykłym, bogatym historią tworzoną przez niezwykłych ludzi.
Jeśli można coś sugerować, to w trakcie podróży trzeba wystrzegać się dobrych rad z forów, gdzie internetowe mądrale wypisują, że Odessa to miasto tranzytowe w drodze na Krym, w którym wystarczy zabawić dzień lub dwa najwyżej. Dając wiarę głupim poszeptom robimy błąd godny profana.
Każdy kamień, napotkany niechby w
abyknawiennym miejscu, to niepospolita historia powiązana z niepospolitymi ludźmi. Trzeba szeroko otwierać oczy nie tylko dlatego by o ten kamień się nie potknąć, ale żeby czegoś nie przeoczyć. Może właśnie przechodzimy obok miejsca urodzin Anny Achmatowej (1889-1989), wielkiej poetki rosyjskiej, która przyszła na świat w bocznej alejce
Fontann'skoj Dorogi, przy trakcie ciągnącym się tuż nad brzegiem Morza Czarnego? Niekiedy takie "odkrycie" decyduje, że człowiek wypiera nabytą wiedzę i zwiedza Odessę po swojemu.
Zupełnie inaczej wygląda Odessa peryferyjna. Ludzie tutaj odgradzają się wysokimi płotami. W zasadzie to szalona kombinacja umocnień metalowo-kamienno-terakotowych. Przechodzień nie ma możliwości zajrzenia na podwórko. Przed ogrodzeniami mamy do czynienia z chodnikowym chaosem. Każdy właściciel posesji buduje trotuar wedle widzimisię, co skutkuje koszmarem dla niepełnosprawnych i matek z wózkami, których zresztą na ulicach prawie nie widać. Chodzi oczywiście o dzielnice oddalone od ucywilizowanego centrum. Pozagradzane domy, zwłaszcza biedniejsze, troszeczkę przypominają miasteczka islamskie. Przechodzień porusza się w odkrytych, bezotworowych tunelach, bo okna mijanych posesji wychodzą na patio, gdzie toczy się życie mieszkających tam rodzin. Jeśli ktoś już widział dzielnice muzułmańskie będzie się zastanawiał, dlaczego tamtejsze pomysły przeflancowano na czarnomorskim przyczółku Europy. Być może ze względu na bezpieczeństwo. Trudno o łatwą odpowiedź, bo turysta czuje się w Odessie zupełnie bezpiecznie.
Do Odessy przyjeżdża się dla potiomkinowskich schodów, pierwotnie dla ponad dwustu stopni, a po przebudowie 192, rozsławionych przez Einsensteina w filmie "Pancernik Patiomkin" (1925). Rewolucyjnego ducha tamtych czasów nikt już nie poczuje, ale samo miejsce bynajmniej nie rozczarowuje. Jednak co innego widzą i potem nam wmawiają rozklikane mądrale. Z najwyższego stopnia rozciąga się współczesna panorama, która wielu oszałamia. Oto potęga kapitalizmu po ukraińsku: nowoczesny Morskij Vokzal na tle przeszklonej wieży Hotelu Odessa, a przy pirsie szereg luksusowych jachtów zacumowanych przez nowobogackich.
Po zejściu ze schodów wystarczy odwrócić głowę by przenieść się w przeszłość, do Odessy poetyckich przyjaciół: Aleksandra Puszkina i Adama Mickiewicza, przygnanych w te strony przez historyczną zawieruchę.
Polski tułacz w dzisiejszej Odessie doczekał trwałego upamiętnienia. Z łatwością znajdziemy tablicę i pomnik wieszcza. Zastanawia jednak, że na kamieniu poświęconemu Puszkinowi umieszczono napisy ukraińskie i można wyczytać iż wielki Rosjanin przebywał tutaj w latach 1823-1824 na zesłaniu. Naszego Adama upamiętniono po rosyjsku i dowiadujemy się, że wielikij polskij poet w roku 1825 w Odessie "tylko" mieszkał.
Wypada wierzyć, że pamiątka mickiewiczowska zawisła w niesłusznej epoce Sojuza, pod czujnym okiem politbiura. Co do puszkinowskiej nie mamy wątpliwości, że powstała w wolnej już Ukrainie. Pomnik największego poety polskiego stanął stosunkowo niedawno, w ścisłym centrum na ładnym skwerze przy ulicy Bunina. Również tam nie znajdziemy wzmianki o okolicznościach, które zadecydowały o zamieszkaniu Polaka w Odessie. Pozostaje zadowolić się inskrypcją kolegi po piórze wyrytej na cokole.
Z dzisiejszej perspektywy, kiedy swobodnie przekraczamy granice, a do Odessy przybywamy dobrowolnie, omszałe niuanse tracą na znaczeniu. Najważniejsze, że Ukraińcy Polaków szanują i przyjmują u siebie z wielką serdecznością.
Koniec cz. I.