sobota, 23 listopada 2024
albania-flagaPłynąc po Adriatyku przez cały czas cieszymy się zasięgiem telefonu. Pierwszym kontynentalnym operatorem, jaki nagle pojawia się na wyświetlaczu jest Vodafone Albania. To rodzi pokusę wylądowania na tej ziemi. Przy okazji pobytu na Korfu można skorzystać z pośrednictwa BT Iliada Travel, sprzedającego usługi turystyczne Neckermanna, w tym jednodniowe wypady do sąsiadującej z Grecją Albanii. Organizator bynajmniej nie kryje, że impreza zawiera elementy ekstremalne. Cóż, takiej okazji żal przepuścić.
 
Już na miejscu miało się okazać, że jest w tym trochę przesady. Turystom generalnie nic nie grozi, pozostają bowiem pod czujnym okiem pilotów i non stop, niczym starszaki w przedszkolu, są przeliczani w języku... węgierskim. Odprawę graniczną, rutynową i zdecydowanie powierzchowną, realizują w zasadzie tylko Grecy. Na drugim brzegu, czyli już na kontynencie, umundurowanych Albańczyków prawie się nie widzi, a jeśli się napatoczą - szczerzą zęby i pozdrawiają przyjaznym gestem ręki. To spore zaskoczenie, albowiem do niedawna kraj ów na obcych reagował alergicznie, w każdym przybyszu upatrywano szpiega i wywrotowca. Władze drastycznie reglamentowały wjazdy, a wyjazd był wręcz niemożliwy, zwłaszcza w przypadku własnych obywateli.
 

 

Cichy kurort

Wycieczka do tanich nie należy. Pośrednik inkasuje 35 € wpisowego i resztę, czyli 29 €, płaci się już na promie, a w naszym przypadku był to "Sotorakis I" pływający pod banderą albańską. W koszcie imprezy zmieścił się przyzwoity lunch, podany w klimatyzowanym lokalu w formule szwedzkiego bufetu z potrawami kuchni... tureckiej, pomieszanej z klimatami greckimi (feta, oliwki, małże i jabłka albańskie). Organizator zagwarantował też opiekę polskojęzycznego pilota, którym okazała się piękna poznanianka - Monika Bacik, potrafiąca zajmująco opowiadać o tym tajemniczym kraju. Naszą krajankę aktywnie wspierała urocza Węgierka Csilla, poliglotka, co rusz rachująca skład wycieczki w ojczystym języku.

 

csilla_i_monikaPrzybywającego z "cywilizacji" turystę wita cichy port i gdyby nie nasza wycieczka nic by się w nim nie działo. Mimo urokliwej panoramy, tropikalnej roślinności i pięknej pogody nadmorska promenada wyludniona, spotyka się pojedynczych ludzi w niczym niepodobnych do turystów. Oto wylądowaliśmy w Sarandzie - Mieście 40 Świętych, po grecku Saranda oznacza liczbę czterdzieści. Miasto wybudowali Włosi, ale ich pierwotną koncepcję przez lata zabałaganili Albańczycy, przypadkową i częstokroć dziką zabudową. Pobudowano sporo koszmarnych obiektów, ale najokropniejsze są wysokościowce, które w śródziemnomorskiej scenerii wyjątkowo rażą. W tym momencie kojarzy się Truskawiec na Ukrainie, przedwojenny polski kurort, oszpecony "drapaczami chmur". Saranda z liczbą czterdzieści jest związana szczególnie bowiem liczy akurat 40 tys. stałych mieszkańców. Jest to główny kurort Albanii, w którym nigdy nie pada śnieg i występuje 297 dni słonecznych. Ocenia się, że wypoczywa tam jedynie 10% turystów spoza Albanii, reszta to tuziemcy. Saranda jest najdroższym miastem Albanii, gdzie 1m € lokalu kosztuje - 400/800 €.I
 


Kraina schronów

 

bunkryPo upadku reżymu komunistycznego w kraju zapanował wolny rynek w najdzikszym wydaniu. Miasto i okolica to jedna wielka budowa, ale w sporym rozgardiaszu. Mnóstwo obiektów rozpoczętych i dawno porzuconych, a tuż obok w najlepsze wre budowa na kolejnych dziwnych konstrukcjach. Teren pod zabudowę wyjątkowo trudny: w górskim zboczu trzeba wyrąbać półkę i dopiero wtedy można rozpoczynać inwestycję. Takich miejsc jest bardzo dużo i ciężko w tym wszystkim doszukać się jakiegoś ładu, czy przemyślanej koncepcji.
Początkowo wydaje się, że poruszamy się po terenie, który stoi przed ogromną szansę rozwojową. Rozczarowanie przychodzi tuż za rogatkami miasta. Nagle kończy się asfalt i poruszamy się w tumanach kurzu, po wybojach na świeżo wykutej półce skalnej. Władze w środku sezonu turystycznego, w swoim najpiękniejszym kurorcie, postanowiły zmodernizować jedyny szlak dojazdowy. Tuż nad dachem autokaru widzi się schrony z lukami strzelniczymi, obiekty, którymi upstrzona jest cała Albania. Każdy bunkier to koszt domu jednorodzinnego. Takich domeczków w całym kraju jest ponoć 700 tysięcy. Mimo że opuszczone wciąż sieją śmierć. W niektórych ukrywają się przestępcy i pełno tam porzuconej broni, która w tym kraju jest sprzętem codziennym, jak łyżka i talerz. Strzelba od zawsze jest przyjaciółką Albańczyka - nawet surowe zakazy za komunizmu nic nie dały, albańskie rodziny wciąż trzymają broń w ukryciu.
bunkry2
W sklepach z pamiątkami można kupić wszelakie byleco, w tym: gipsowe schroniki z flagą państwową i napisem "'Albania". Niewątpliwie to dowód na to, że Albańczycy do koszmaru historii najnowszej podchodzą ze zdrowym dystansem i potrafią nawet na osobliwym folklorze zarabiać.



 

Gaj Chruszczowa

Albania stała się domem (nie)spokojnej starości dla mocno wysłużonych limuzyn, najszykowniejszych w przeszłości mercedesów, częstokroć z kierownicą po prawej stronie. Samochodowe dziadki w jakimś stopniu przypominają amerykańskie krążowniki dożywające swoich dni na Kubie, kolejnym kraju testującym na obywatelach komunizm w wersji hard. Obok samochodowego złomu spotyka się również najnowsze modele, bo na szczęście Albania to kraj europejski, a nie odizolowana od świata karaibska wyspa, gdzie auta muszą dotrzeć drogą morską po pokonaniu niepokonalnych barier.
Celem wycieczki jest leżący w południowej Albanii przy granicy z Grecją Park Narodowy Butrint, gdzie znajduje się niewielka osada i stanowisko archeologiczne, od 1992 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Odnosi się wrażenie, że turystów starożytne ruiny zajmują średnio, których w Grecji akurat jest mnóstwo, a obiektem zainteresowania jest codzienność Albanii. Dowodzą tego nerwowo wykorzystywane aparaty fotograficzne zza szyb autokaru "dokumentujące" albańską rzeczywistość.
Po drodze mijamy słono/słodkie jezioro Butrint o głębokości 19 m, w którym istnieją optymalne warunki do hodowli małż. Akwen jest połączony z Morzem Jońskim specjalnym kanałem, który jezioro zasala. Pamięta się tutaj, że w okresie braterstwa Albanii z ZSRR Nikita Chruszczow chciał w jeziorze testować łodzie podwodne. Do tej pory istnieje młody gaj oliwny zasadzony przez albańskich pionierów na cześć wspomnianego genseka. Nasadzenia są młode w tym sensie, że takie drzewa rosną wyjątkowo powoli, ale za to rodzą owoce przez pokolenia: roślinę sadzi ojciec, a oliwki zbiera dopiero syn i wnuk. "Gaj Chruszczowa" osiągnął zatem wiek dziecięcy.

 

Trzęsienie ziemi

 

nielegalNagle doznajemy szoku, o wiele bardziej głębszego, aniżeli przy oglądaniu niepoliczalnych schronów nie tak dawno jeszcze strzegących albańskiego raju. Demony przeszłości w Albanii wciąż szaleją. Nawet Gaj Chruszczowa nie jest w stanie zamaskować najokropniejszych widoków, które ów kraj lokują w cywilizacji dla nas niepojętej. Ot, choćby Kanun, obyczaj oznaczający kiedyś gościnność i honor w szerokim tego słowa znaczeniu. Dzisiaj niby wciąż obowiązuje, ale została z tego wyłącznie zemsta. W północnej części kraju (nasza wycieczka ograniczyła się do skrawka południowego) parę tysięcy chłopców nie chodzi do szkoły, gdyż wraz z innymi mężczyznami ze swych rodzin ukrywają się przed wendetą. Wedle oficjalnych danych przyczyną około jednej trzeciej zabójstw popełnianych w kraju w ostatnich latach była zemsta rodowa. Niektóre rodziny powróciły do wendet przerwanych przez komunistyczną dyktaturę, a ciągnących się już od stuleci.

Oto za oknami autobusu widzimy mnóstwo zaawansowanych budowli i gotowych już do zamieszkania domów, które jakaś nieludzka siła obróciła w perzynę. Pierwsze wrażenie: przez ten teren niedawno przeszło potężne trzęsienie ziemi..., tak, ale jakieś dziwne... punktowe... Słabsze konstrukcje powalone w gruz a żelbetonowe poskładane niczym karty. Rozstrzelały się migawki aparatów, każdy chciał ów niecodzienny widok uwiecznić. Szok spotęgowała informacja pięknej Moniki, że to bynajmniej nie kaprys natury a świadoma akcja rządu, który przed trzema miesiącami postanowił rozprawić się z pobudowanymi na dziko obiektami...

Warto widzieć, że poburzone budowle w większości stanowią cały majątek rodzinny. Dzikie inwestycje powstały za pieniądze przesyłane z zagranicy krewniakom żyjącym w kraju. To wielki dramat rodzący wielopłaszczyznowe konsekwencje. Z pewnością jest to przyczynek do ewentualnych niepokojów społecznych. Tu trzeba pamiętać, że liczba mieszkańców Albanii zmalała po 1998 roku o ponad ćwierć miliona wskutek emigracji do Włoch, Grecji i innych państw zachodnich. Akcja władz wydaje się o tyle niezrozumiała, że budowanie na tym terenie jest procesem skomplikowanym i przede wszystkim rozłożonym w czasie. Dlaczego rząd odpowiednio wcześniej nie reagował, choćby na etapie wyrąbywania w skale fundamentów? Pytań nasuwa się więcej. Może lepiej było skonfiskować gotowe obiekty i zlicytować na rzecz skarbu państwa? Ufff...

 

 

Skazani na sukces

 

meczetReżim Envera Hodży pysznił się, że Albania to fenomen w skali światowej: kraj ateistyczny w stu procentach. Nie chwalono się jednak, że za utożsamianie się z jakąkolwiek religią karano więzieniem a nawet śmiercią. Nikt już takimi kretynizmami tam nie żyje. Powstają świątynie, głównie meczety, z których rozlega się wezwanie muezinów do modlitwy. Kojarzą się wielokulturowe związki i powszechnie uważa się, że idealne małżeństwo to muzułmanka i chrześcijanin.

Podobnie, jak w sąsiedniej Grecji rodziny zamieszkują w domach, których płaskie dachy wieńczą druty zbrojeniowe, zostawione "na wszelki wypadek", a nuż kiedyś dobuduje się pięterko. Wypuszczanie prętów to takie sadzenie drzew oliwnych dla syna i wnuka. Zachęta, żeby następca kontynuował dzieło ojców i piął się do góry.
 
 
albanski_beer
Sporo sklepów i hal zabitych dechami, jakby czekały na lepsze czasy, które przecież nadejść muszą. Wszak to część podbrzusza Europy (pępek znajduje się w starożytnych Delfach) z nieodkrytą do końca Riwierą Albańską, na której rocznie wypoczywa już milion turystów, przynoszących temu obolałemu i biednemu krajowi 500 mln $ zysków. Od 1 kwietnia 2009 Albania dołączyła do państw członkowskich NATO. Jest kandydatem do Unii Europejskiej, do której akcesję popiera 96% jej obywateli.
 
 
A stalinista Hodża na pewno przewraca się w piekielnym grobie...




 

 

panorama album

 lizbona

 

reportaze na pasku