poniedziałek, 29 kwietnia 2024
wczasy kamczatkaNo cóż, dzisiaj do Egiptu nikogo nie zabiorę. Ale spokojnie, na słoneczne luksusy poczekamy zaledwie dekadę, do roku 2020, kiedy w krainie płaczącej wierzby znowuż zapanuje prawo ze sprawiedliwością. Póki co zapraszam na Półwysep Kamczacki. Do ziemi przez wielu przeklętej, która robi za koniec geografii.

 

Welcome to Kamchatka! Jakiś czas temu zapędziłem się na sam krajuszek Kamczatki, wylądowałem mianowicie w punkcie daleko wysuniętym na południe, gdzieś nieopodal Wysp Kurylskich, z majaczącym w oddali Krajem Kwitnącej Wiśni (oczywiście w wyobraźni, wszak  przez wielopiętrowe chmury widać niewiele). Częstokroć jeszcze zaciąga mgła, gęsta niczym śmietana, która po rosyjsku nosi wdzięczną nazwę - tuman. Będący na miejscu człowiek nagle sobie uświadamia, że gdzieś tam rozciąga się Japonia, państwo roszczące wobec Kuryli prawa własnościowe. Mutnowka, bo niej mowa, to stara kaldera wulkanu, dawno już wygasłego, ale nie na tyle, by nie móc przeżyć coś ?gorącego", co potem skutkuje wracającym wspomnieniem.
 

wczasy kamczatka1 

 
Wyobrażając Mutnowkę pomyślmy o trudno dostępnym kosmosie, o czymś niezwykłym, co w kategoriach fizyczno-geograficznych lokuje nas na prawdziwym końcu świata. Pogoda tam szalona i niepodobna do tej sprzed pół godziny. Na przemian prażące słońce i niespodziewany tuman od Pacyfiku, a potem urywający głowy tajfun. Aura nieokiełznana i nieprzewidywalna. Roślinność przykurczona i przyziemna, ale zarazem niepospolicie rozkwiecona, niezważająca na zalegające tuż obok jęzory śniegu, korzystająca z chwili krótkiego lata, jakby wiedząca, że jeżeli w tym momencie nie rozkwitnie, to na następną okazję będzie musiała czekać pod kilkunastometrowymi zwałami śniegu. A śnieg pojawia się z końcem września i pada już bezustannie, wypełnia głębokie kaniony po same krawędzie, czyniąc z okolicy zupełnie płaską przestrzeń ponad którą dominują majestatyczne stożki wulkanów. Na tym końcu świata istnieje życie i jawi się ono wyjątkowo prawdziwe, jest przede wszystkim nieudawane. Na Mutnowce sporo się dzieje. Japończycy wspomogli Rosjan w postawieniu elektrowni geotermalnej, która zasila w prąd stolicę prowincji - Pietropawłowsk Kamczacki. Załogę przedsiębiorstwa stanowią ludzie spoza półwyspu: Ukraińcy, Kazachowie, Baszkirzy i Rosjanie. Wszyscy przybyli tam za chlebem, mamieni legendą o solidnych zarobkach. Nadzór techniczny sprawują młodzi, porządnie wykształceni Rosjanie. Trudno byłoby oddać kierownictwo komuś przypadkowemu, skoro urządzenia elektrowni napędza moc czerpana z wulkanu. Na Mutnowce zaskakuje hałas, ale są to efekty naturalne i w pełni ekologiczne bowiem dobywają się z czeluści Ziemi. Znajdujemy się mianowicie w Małej Dolinie Gejzerów, od jakiegoś czasu dostępnej dla ruchu turystycznego. Dookoła wszystko świszcze, bulgocze, wystrzeliwuje parą w niebo i momentami zalatuje siarką.
 
 

wczasy kamczatka2

 

Spokojnie, nie jesteśmy w piekle! Właśnie w takiej scenerii rozbiłem swój niebieski namiocik, licząc na moc wrażeń. Z grupy kilkorga globtrotterów tylko dwie osoby zdecydowały się na owo ekstremum. Jeśli pierwsza noc przebiegła bez wrażeń (zmęczenie i krople nasenne zrobiły swoje), to kolejny nocleg okazał się wielce emocjonujący. Po północy przeżyłem coś, co w zasadzie trudno opisać. Operując skrótem myślowym: tuż obok mojej niebieskiej pałatki wykoleił się zdezelowany tramwaj... Zatrzęsło, zazgrzytało i silnie zapachniało siarką! Przetrwałem do rana z mnóstwem pytań do lokatorów sąsiednich namiotów. Jeden z nich, człowiek wiekowy, wolał długo nie wydobywać się z kokonu śpiwora, a utrzymująca się do południa bladość jego twarzy i następująca potem ewakuacja z terenu zagrożonego okazały się wielce wymowne. Wyjaśniło się niebawem, że właśnie przeżyliśmy trzęsienie ziemi. Takie malutkie, ot, zjawisko na Mutnowce zwyczajne. Ale bez paniki. Namiot na terenie sejsmicznym stanowi całkiem solidne schronienie. Czyżby?
 
 

wczasy kamczatka3

 

Następny poranek przyniósł sensację zgoła szokującą. Po całkowitym osuszeniu tropiku wydobyłem się za potrzebą na pobliską łachę śniegu, a tam? Świeżutkie tropy niedźwiedzicy z dwojgiem maluchów, których wieczorem nikt tutaj nie widział! Zdaniem miejscowych nie należało się bać, wszak Paliaki niewkusnyje. Bardziej smaczni mieli okazać się japońscy geologowie, których przed paroma dniami rozszarpał, o czym doniosło kamczackie radio, rozjuszony po zimowym wybudzeniu miszka. Ja to mam farta: jestem Polakiem!!! Narodowość ma znaczenie przeogromne, co ugruntowałem sobie już nazajutrz. Z kolegą Krzyśkiem postanowiliśmy połazić po pobliskich wzniesieniach i dla widokowych doznań skierowaliśmy się ku granicy karłowatej roślinności, do wulkanicznego tufu, gdzie już niedźwiedzi raczej się nie spotyka. Po wyczerpującym marszu zdobyliśmy widokową półkę z panoramą na wulkany Goriełyj i Wiluczyński. Niejako u stóp mieliśmy miejscową infrastrukturę. Całą elektrownię ujmowaliśmy w obiektywie aparatu, czyli trzymaliśmy ją w garści. Odsapkę dość niespodzianie przerwało dwóch młodych Rosjan pokonujących stromiznę wzniesienia na szybkobieżnym quadzie.
 
 

wczasy kamczatka4

 
 
Nie było wątpliwości: chodziło o rozpoznanie, kto w tym pustkowiu z lotu ptaka obfotografuje strategiczny obiekt. Nieproszeni goście okazali się nad wyraz sympatyczni, zaszczycili nas bowiem inżynierowie: główny technolog i kierownik zmiany! Po zorientowaniu się, że mają do czynienia z nieprzejawiającymi szpiegowskich inklinacji turystami, bardzo szybko przeszli do luźnej rozmowy w stylu: jak Słowianin ze Słowianinem. Nie obyło się bez krzepiących organizm kropli. Trzeba było grzecznie wysłuchać opowieści o otwarciu Kamczatki (i Rosji) na świat oraz dyplomatycznej mądrości Putina. Gospodarzy żywo interesowały nasze poglądy, usytuowanie w Europie i polityczne sympatie. Po zaprezentowaniu się, jako nieskonkretyzowani ideologicznie ?bratia ze słowiańskoj duszoj" poznaliśmy autorską opinię Rosjan o naszych rządzących. A był to czas, kiedy na czele Polski stali sławetni braciszkowie: ?praklatyje Kaczynskije"... skwitował inż. Denis Antonowycz Mojzych.

 

Nic to, radujmy się! Rozpoznawani jesteśmy nawet na samym krajuszku świata. Zawczasu uczmy się egipskiego!

(zdjęcia archiwum autora)

 

 

 

 

reportaze na pasku