Żeby wybrać się akurat do Uzbekistanu zadecydowały względy dość prozaiczne. To tutejsi ludzie i ich jedzenie. W jednym i drugim rozsmakowałem się przed rokiem, kiedy podróżowałem po... Kamczatce.
- Gdzie Krym, gdzie Rzym, gdzie Hupawska Cerkwa? - żartował mój ojciec, kiedy chciał podkreślić jakieś geograficzne niedorzeczności. Kamczatka to przecież sam koniec świata, a Uzbekistan raptem środek Azji, trzy strefy czasowe od Polski. Dlaczego Uzbekistan pojawił się na Kamczatce? Cóż, spotkałem tam rodzinę Uzbeków, która prowadziła w Pietropawłowsku Kamczackim jadłodajnię z uzbeckimi specjałami. Potrawy przez nich serwowane były na tyle niesamowite, ze postanowiłem przy najbliższej sposobności zwiedzić ich kraj. Teraz, kiedy już tutaj jestem, wiem, że pomysł był trafiony. Zwłaszcza w październiku, kiedy w Polsce temperatury oscylują w okolicy 5 st. C, a tutaj mamy ciepełko w granicach 25-30 stopni.
Jeszcze nie tak dawno w naszym kraju karierę robiło słowo "Ubekistan", będące nazwaniem Polski infiltrowanej przez tajne służby. Ów neologizm szczególnie namiętnie eksploatowali politycy z tzw. opcji prawicowej, którzy jedynie sobie przypisywali prawdziwy patriotyzm. Większość z nich to już polityczne nieboszczyki, choć paru jeszcze gra jakieś rólki, ale poziom ich artyzmu (i wzrostu) jest mikry i sięga wysokości zaspy śnieżnej, która zaskoczyła rodzimych drogowców już w połowie października.
W określeniu "Ubekistan" kryje się ewidentna pogarda dla, nie tyle skompromitowanych służb, co dla Allaha winnego narodu Uzbeckiego wobec którego ma zabarwienie pejoratywne. A wiem co piszę, bo obecnie pomiędzy Uzbekami żyję i nadziwić się nie mogę ich życzliwości. Teraz wyraźnie widzę, że przypomniany koszmarek językowy jest przejawem skretynienia niektórych bieda-prawicowców i niech im Allah odpuści...
Moje zwiedzanie Uzbekistanu to 3 tysiące kilometrów po tym fascynującym kraju: samolotem, rejsowym autobusem, taksówkami (dla nas taniocha), marszrutkami i przyzwoitym pociągiem (jest czego zazdrościć). Sporo już widziałem, bo za mną część Taszkentu, port widmo - Mujnak, Nukus, bajkowa Chiva (gigantyczna babka piaskowa) i legendarna Buchara. Oczywiście nie pominę Samarkandy i na koniec znowuż wyląduję w stolicy Uzbekistanu, by zobaczyć to, czego jeszcze nie zdążyłem.
W mojej cyfrówce noszę całe mnóstwo fotografii, które kiedyś opublikuję w galerii portalu brzeg.com.pl. Powoli rodzi się też reportaż o tej niezwykłej części świata dla nas bardzo orientalnego. Pamiętać trzeba, że Uzbekistan ma prastarą kulturę i był kluczowym miejscem Jedwabnego Szlaku. Klimat tamtych czasów spotyka się niemal na każdym kroku.
Kończąc krótki wpis konstatuję z radością, że my Polacy wzbudzamy tutaj wyłącznie pozytywne emocje. Warto (i łatwo, jeśli zna się język rosyjski) być Polakiem w Uzbekistanie! Jeśli ktoś ma narodowościowe kompleksy powinien koniecznie tutaj przyjechać. Moje kubki smakowe nie zwiodły!
Do kraju powrócę, kiedy wreszcie się ociepli, zwłaszcza w polityce. Może w grudniu po południu?
Buchara