Jest takie miejsce w Dani, gdzie można się poczuć jest w wiosce Wikingów. Vikingecenter w Ribe oferuje żywe doświadczenia związane w epoką tej fascynującej kultury Północy.
Ribe w południowej Jutlandii było bardzo ważnym miejscem w czasach Wikingów. W tym mieście powstała w 1992 r. rekonstrukcja wczesnośredniowiecznej osady, której pozostałości odkryto niedaleko, pod współczesnym miastem.
Nauka przez zabawę
Od 2010 r. Vikingecenter jest oficjalnie centrum i placówką edukacyjną. Wiosną i jesienią miejsce to odwiedzają grupy szkolne. Dzieci i młodzież mogą uczestniczyć w lekcjach i warsztatach. Mogą współuczestniczyć w procesie tworzenia życia Wikingów. Centrum jest rodzajem organizacji wspieranej przez rząd, samorząd i branżowe podmioty. Realizuje projekty edukacyjne, kulturalne i społeczne.
– Nie jesteśmy muzeum. Jesteśmy centrum edukacyjnym, pozwalającym doświadczyć epoki Wikingów – mówi Diana Bertelsen, która odpowiada za marketing Centrum. Podjeżdża po nas samochodem na dworzec w Ribe. Jest „w pełnym rynsztunku” z epoki. Po drodze opowiada nam o Vikincenter i działalności. – U nas nie ma autentycznych eksponatów, bo to nie o to chodzi – wyjaśnia. – Koncentrujemy się na opowiadaniu historii, edukowaniu, zaproszeniu do autentycznych doświadczeń. Oczywiście współpracujemy z Muzeum Wikingów w Ribe, ponieważ oni mają autentyczne artefakty. My mamy rekonstrukcje – dodaje.
Po wprowadzeniu do środka i krótkim wstępie daje nam szansę samodzielnego doświadczania wikińskiej Ripy. Zostawia nas tuż przy rynku. Diana jest bardzo zajęta. W końcu jest sobota w środku sezonu.
Fot. Leszek Nowak
Na średniowiecznym rynku
Dawno, dawno temu w dalekiej krainie rządzili Wikingowie. Vikingecenter przenosi odwiedzających 1300 lat wstecz. Po przejściu przez budynek kas i minięciu kilku zabudowań i portu trafiamy na replikę rynku z 710 r. n.e.
Nie jest to „zwykły” rynek. Jest to „prawdziwy” targ wczesnośredniowiecznej Ripy, jak nazywali Wikingowie Ribe. Ten klimat można poczuć już od pierwszych kroków po ulicy targowej. Jest ona wyłożona dębowymi deskami wzorowana na autentycznej osadzie.
Kilka metrów pod Ribe odkryto pozostałości domów oraz właśnie ulicę z desek. Przecinała ona rynek o wymiarach 65×200 metrów. Po obu stronach tej ulicy znajdowały się warsztaty rzemieślnicze i stragany. Tętniła ona życiem, pachniała świeżym chlebem, ogniskiem, przyprawami i zwierzętami. Na ok. 40-50 działkach sprzedawano wyroby z drewna lub kory, futra, chleb, mąkę, ryby, sól i pachnące wschodnie przyprawy.
Rynek w Vikingecenter oddaje tę atmosferę. Zmierzając w jego kierunku możemy poczuć się jak w serialu Wikingowie. Mijamy ludzi ubranych w repliki wczesnośredniowiecznych ubrań. Noszą długie włosy i chodzą boso.
Z daleka dobiega hałas. Rodzina z dziećmi pod czujnym okiem Wikinga wbija kołki w deski. Dalej znajdują się kramy rzemieślnicze. Kogo tutaj spotkamy? Jest jubiler, u którego można kupić biżuterię. Wybija on także królewską srebrną monetę. Tuż obok pracuje szklarz. W prawdziwym piecu wytwarza kolorowe szklane koraliki. Za chwilę jesteśmy w warsztacie stolarskim. Można tutaj kupić drewniane naczynia oraz pamiątki. Jest także warsztat kowalski, w którym kowal topi i hartuje przedmioty z metalu.
Obok mali Wikingowie bawią się drewnianymi zabawkami przed wejściem do swoich namiotów. Rodzice pilnują interesu i dzieci jednocześnie. Można targować się i kupować. Można także nauczyć się nowego fachu rzemieślniczego. To się nazywa dotknąć czasów Wikingów.
Fot. Leszek Nowak
Zdążyć na bitwę
Jest sobota. Do osady przybyły tłumy turystów. Przeważają rodziny z dziećmi. Najczęściej słyszanym językiem jest niemiecki. Większość zwiedzających zmierza w kierunku dużej łąki. W tym miejscu za chwilę odbędzie się inscenizacja bitwy. Jest to jedno z wielu tego typu wydarzeń w Vikingecneter. Systematycznie organizowane są inscenizacje przybliżające życie dawnej Ripy.
Jest to niezwykła bitwa. Oprócz dwóch walczących stron, koni, oręża i innych atrybutów związanych z walką ta ma swojego narratora. Utrzymuje on kontakt w publicznością, relacjonuje przebieg, zapowiada i komentuje wydarzenia.
Ogrodzony plac otacza tłum. Słychać okrzyki zagrzewające do walki. Wojowie wymieniają się ciosami słowem, mieczem lub toporem. Po skończonej walce wszyscy siadają zgodnie przy trunkach. Wieczorem odbędzie się uczta dla „zwaśnionych” stron.
Kościół jak z bajki
W tym roku ukończony został kolejny element osady: ściany kościoła Ansgar z 860 r. pokryło 50 kolorowych obrazów w stylu karolińskim. Nazwa kościoła nawiązuje do imienia biskupa, który wybudował pierwszy kościół w Ripie.
Nie zachowały się żadne ślady pierwszego kościoła, więc są to jego wyobrażenia na podstawie podobnych budowli z tych czasów. Niemniej wygląda on imponująco. Jego stworzenie zajęło 3 lata. Było to duże przedsięwzięcie, w które zaangażowany był personel, wolontariusze, artyści, organizacje i szanowane duńskie instytucje.
Dzisiaj kościół przyciąga zaciekawionych zwiedzających. Chętnie robią sobie zdjęcia na tle jego kolorowych ścian. Daje on wyobrażenie o życiu religijnym Wikingów, którzy jako nowi chrześcijanie nie porzucili od razu swoich dawnych wierzeń.
Fot. Leszek Nowak
Modelowa ko-kreacja
Vikingecenter jest miejscem nauki, wolontariatu, zabawy, wakacji, spędzania wolnego czasu. Łączy ono pasjonatów historii – profesjonalistów i amatorów, wolontariuszy i stałych pracowników. Wolontariusze przyjeżdżają całymi rodzinami. Wielopokoleniowe rodziny chcą żyć i pracować jak Wikingowie. Uczą się fachu rzemieślniczego i otrzymują wsparcie. Dają swój wolny czas w zamian za pobyt w barwnej grupie miłośników odległych czasów. Dzięki temu wygląda to tak autentycznie.
Centrum jest otwarte od maja do października. W tym czasie przyjeżdżają tutaj wolontariusze i grupy rekonstrukcyjne z całego świata. Przyjeżdżają oni na międzynarodowy targ Wikingów, który jest jednym z najważniejszych miejsc skupiających Wikingów i ich fanów. Tutaj uczą się rzemiosła, wymieniają doświadczeniami i spędzają wspólnie wakacje.
Przyjeżdżają głównie Duńczycy, Niemcy i Holendrzy. Jest to dla nich sposób na spędzenie wakacji w gronie osób o podobnych zainteresowaniach. – Dlaczego tutaj jestem? Anna dziwi się na moje pytanie. – Tutaj mogę robić to co lubię. Mogę także dzielić się pasją z innymi. Anna pochodzi z Niemiec jak wielu wolontariuszy. Nie ma jednak czasu na dłuższe pogawędki. Jest zajęta przygotowywaniem jadła na wieczorną ucztę.
Wszystko to wpisuje się w bardzo popularne zjawisko co-creation (współtworzenia doświadczeń). Jest to jeden z kluczowych trendów turystycznych ostatnich lat. Jest odpowiedzią na oczekiwania turystów w zakresie większego zaangażowania w tworzenie własnej podróży i dostarczanie angażujących doświadczeń.
Autor: Agnieszka Nowak i Leszek Nowak, www.2ba.pl