sobota, 23 listopada 2024
b.tyczynskiPolityczny letarg w Brzegu został zdiagnozowany, rozpracowany i skrytykowany przez jednego z brzeskich felietonistów na jednym z brzeskich portali. Skoro mamy takowy polityczny letarg, to oznacza, że powinna być w Brzegu scena polityczna i politycy. Załóżmy, że jest jedno i drugie. Okropnie pogmatwane, zakręcone i skomplikowane, ale jest.


 
W ogólnokrajowych mediach doniesienia pęcznieją od polityki, a w Brzegu? W Brzegu mamy imprezy opłatkowe, dziurawe drogi, krzywe chodniki, „okupione" przez psy (nie mylić z okupowanymi) trawniki, źle oznakowane ulice, pełne kosze i można by tak wymieniać bez końca. Mamy także w Brzegu polityków, a jakże!

Teza dość ryzykowna, jednak postaram się ją udowodnić.
Politycy w Brzegu, czują już na plecach oddech wyborców, ponieważ zbliżają się kolejne wybory samorządowe. Skończyła się sielanka, pobierania diety za „bycie" - rozpoczęła się za to kampania wyborcza. A w kampanii, jak wiadomo, przydałoby się pokazać społeczeństwu, co się dotąd zrobiło. Lub przynajmniej wykazać zrozumienie dla problemów mieszkańców. Są natomiast w brzeskiej polityce jej uczestnicy, którzy nie skalali się jakąkolwiek, przynoszącą efekty, pracą lub/oraz nie mają pojęcia o problemach ludzi, bo zwyczajnie ich to nie interesuje. I przeważnie przez ostatnie cztery lata za bardzo nie interesowało. Niemniej jednak, rozwija się w pewnym momencie także i u nich świadomość, że oto skończyła się kadencja, skończyły się polityczne wakacje. Jak mawiał bohater kreskówki: „skończyło się rumakowanie" - nadchodzi kampania wyborcza. Ktoś (czytaj wyborcy) będzie od nich czegoś chciał. I czym tu się pochwalić? Wybierzcie mnie, potrafię mówić na sesji przez dwie godziny! Bez przerwy! Potrafię wiedzieć lepiej! Potrafię obrazić każdego!

Jednak politycy mają podpowiadaczy, doradców, którzy powiedzą im, że to nie najlepszy pomysł na hasło wyborcze. Tak więc pojawia się dylemat - czym zająć się przed wyborami, żeby pokazać pracę? Najlepiej zająć się tym, na czym znamy się najlepiej - samym sobą! Tak więc politycy w Brzegu, przed wyborami, nie zwracając uwagi na to, że jest to praca pozorna, zajmują się samymi sobą. Dlaczego samymi sobą? Bo siebie znają najlepiej i tak jest najłatwiej. Dlaczego jest to praca pozorna? Bo zgodnie z definicją, ten rodzaj pracy nie przynosi nikomu żadnej korzyści. Na pewno nie przyniesie jej samym brzeżanom. Może, choć wątpliwe, przynieść korzyść politykom, którzy tak robią, bo może ktoś na nich zagłosuje.
I tak oto mamy spektakl przedwyborczy: jedni są obrażani, drudzy sprowadzani do ludzi drugiej, podrzędnej kategorii, jeszcze inni stwarzają pozory biednych i zaszczutych przez kolegów - a jakże - polityków. Pytanie brzmi - co zwykli brzeżanie będą mieli z tego całego ambarasu?


do_gory_nogami


Na ostatniej sesji sporą część czasu radni poświęcili na słuchanie i bezskuteczne odwołanie dwojga radnych z jednej z komisji. W końcu to wola radnych, żeby się nie przepracowywać i powinno się ją uszanować. Problem w tym, że kolejna sesja jest sesją absolutoryjną (udzielającą burmistrzowi absolutorium z wykonania budżetu za rok miniony) i oczy wszystkich będą zwrócone na komisję rewizyjną oraz jej wnioski z przeprowadzonych kontroli z wykonania budżetu, czyli wydatkowania pieniędzy wszystkich brzeżan. To właśnie komisja rewizyjna bada sprawy i wyciąga wnioski, które później są niezbędne do sformułowania opinii radnych z wykonania budżetu. To właśnie członkowie komisji rewizyjnej zobowiązani są do rzetelnej pracy na rzecz prawidłowej oceny wykonania budżetu miasta. I to właśnie dwaj członkowie komisji rewizyjnej chcieli ostatnio zrezygnować z pracy w niej.

Nie jestem członkiem komisji rewizyjnej. Nawet nie mogę, bo radny może pracować maksymalnie w dwóch komisjach stałych i ja ten limit wyczerpałem. Ale z tego, co zdążyłem się zorientować przez lata tej kadencji, praca komisji rewizyjnej jest zadaniowa, a nie uzależniona od pracy rady miejskiej, jak pozostałych komisji. Mówiąc inaczej - wszystkie stałe komisje rady miejskiej pracują głównie przy opiniowaniu projektów uchwał przed każdą sesją, a więc oczywiście zajmują się tym, czym zajmować się będzie na najbliższej sesji cała rada. Komisja rewizyjna przede wszystkim „opiniuje wykonanie budżetu gminy i występuje z wnioskiem do rady gminy w sprawie udzielenia lub nieudzielenia absolutorium". Poza tym „wykonuje inne zadania zlecone przez radę w zakresie kontroli" (cytaty z Ustawy o samorządzie gminnym). Zadaniowy charakter komisji rewizyjnej polega także na tym, że poszczególni jej członkowie dzielą się zadaniami z zakresu kontroli: czy to koniecznych do zaopiniowania wykonania budżetu czy to wynikających z zadań zleconych przez radę miejską.

I chyba tutaj właśnie jest pies pogrzebany: bycie członkiem komisji rewizyjnej wiąże się nieodparcie z pracą. Jest to komisja, w której nie wystarczy być, tutaj rzeczywiście trzeba pracować: chodzić do Urzędu Miasta na kontrole, odwiedzać w tym samym celu jednostki organizacyjne czy sporządzać z tych wizyt/kontroli jakieś notatki, wyciągać wnioski, oceniać. Wszystko to w rezultacie składa się na całość opinii komisji, czy to z wykonania budżetu czy z kontroli zleconej w innej sprawie. Poza tym, jest to komisja, która zwyczajnie nie zajmuje się polityką, personaliami czy pisaniem opasłych opinii oraz stanowisk, której największą część stanowią wywody polityczne, filozoficzne lub zwyczajne narzekałki. Komisja ta ma określone zadania i z nich właśnie musi się wywiązywać. Niestety, nie mogą najwyraźniej zrozumieć tego radni, którzy chcieli pracę porzucić. Stwierdzili, że do tej komisji nie pasują. Pewnie dlatego, że nie szuka ona „kwitów" na konkretne osoby, a - przynajmniej powinna - obiektywnie kontrolować władzę wykonawczą w mieście.

Potrafię zrozumieć radnego Grzegorza - było nie było przewodzi komisji budżetu, gdzie też jest sporo pracy. Jednak czym kierował się radny Andrzej, składając wniosek o rezygnację? Najwyraźniej brakuje mu politycznych intryg, sejmowych komisji śledczych, podkopywania i oblewania pomyjami innych - najlepiej w świetle kamer i fleszy. To, w zderzeniu z koniecznością realnej pracy w komisji, powoduje, że radny ostentacyjnie i z przytupem (czterostronicowe oświadczenie) postanowił zrezygnować. I to przed sesją absolutoryjną, przed którą radni tej komisji mają najwięcej pracy. A jak powszechnie wiadomo, bo ludzie mówią, radny Andrzej pracą woli się nie kalać - jak widać, zarówno tą zawodowa, jak i tą w Radzie Miejskiej. Nie dość tego - będąc osobą bez pracy zarzuca innym radnym, że ich praca zawodowa przeszkadza im w spełnianiu obowiązków w Radzie Miejskiej i komisjach!

Najlepiej więc sprowadzić wszystko do wojenek personalnych, szkalowania i obrażania innych radnych, pisania oświadczeń, które koniecznie trzeba odczytywać publicznie. Najlepiej dla niektórych radnych wypełniać swój mandat zajmując się sobą i innymi radnymi, zamiast problemami miasta i jego mieszkańców. Później zawsze można w gazecie popisać swoje narzekałki, że w Brzegu nic się nie dzieje i wszyscy dookoła są źli i niedobrzy. I jest tylko jeden prawy i sprawiedliwy, który podczas kampanii najchętniej wjechałby na białym rumaku. Realia są jednak takie, że po wyborach zamiast rumaka brzeżanom musi wystarczyć zdezelowany rower.

Bartłomiej Tyczyński
Autor jest radnym Rady Miasta Brzeg (z ramienia SLD)


wolna trybuna