Joe Cocker śpiewał taką piosenkę "Lato w mieście". Fajnie się jej słucha, mknąc samochodem z otwartym oknem, przy stoliku w kawiarnianym ogródku albo spacerując po mieście w słuchawkach! Bo lato to, jak w tym wschodnim powiedzeniu – "całe malutkie życie".
Protesty opozycji, Mińsk, Białoruś, 3 września 2020, fot. Sergei Bobylev/TASS/Forum
Co prawda, tego lata nie zdążyłam nacieszyć się alejami bzu w rodzinnej wiosce Oskara Miłosza, Czerei, przegapiłam kwitnące lipy, nie spróbowałam leśnych poziomek… Umknęły mi chyba nawet kwitnące wrzosy na poboczach dróg.
Za to wraz ze wszystkimi zobaczyłam, jak ostatecznie sformował się nasz naród. O! To najcenniejsze doświadczenie! Od czasu do czasu ktoś ze znajomych mówił w zachwycie: "Jesteśmy teraz w samym środku powieści albo podręcznika historii", albo oszołomiony prosił: "Uszczypnij mnie, bo ja chyba śnię!"
To lato nauczyło nas, że jesteśmy wielcy. Pamiętacie Emily Dickinson?
Nie wiemy jak jesteśmy wielcy,
Aż nam wypadnie powstać.
I jeśli to nasz los, to sięgnie
Do nieba nasza postać
W sierpniu cały naród wyprostował kark. I nie po to, żeby sięgnąć po konfitury, bogactwo czy broń, ale żeby dać świadectwo swojej dumy. Totalne kłamstwo, krętactwo, bezprawie i podłość przerwały tamę ogromnej białoruskiej cierpliwości, osławionego "litewskiego milczenia"… i oto narodził się przedziwnie piękny ruch.
Przeżyliśmy trudny okres przedwyborczy z konfiskatą światowej sławy obrazu Chaima Soutine'a "Ewa" (przez co zresztą zjawiły się w polityce "trzy gracje" i ich kobieca "ewolucja") oraz aresztowaniem wszystkich możliwych przeciwników "gwaranta". A skończyło się ogłoszeniem absurdalnego wyniku – "82,6%". I wtedy nastąpił niesłychany wybuch.
Demonstracja pod hasłem "Marsz Nowej Białorusi", Plac Niepodległości, Mińsk, 25 sierpnia 2020, fot. Tatyana Zenkovich/EAP/PAP
W odpowiedzi na niezgodę i protest obywateli ruszyła machina terroru. Przez dwie powyborcze noce bohaterskie miasto Mińsk zmieniło się w pobojowisko. Wybuchy granatów błyskowo-hukowych, strzały i wycie alarmów przypominały fantasmagorycznego sylwestra z tysiącami fajerwerków… Ale to były inne dźwięki. Właśnie w ciagu tych dwóch strasznych nocy padły pierwsze ofiary.
Nazwy mińskich więzień, "Akreścina" i "Żodzina", stały się symbolami sadystycznego torturowania niewinnych ludzi, którzy próbowali jedynie zostać usłyszani. To bestialstwo człowieka wobec człowieka, swoich wobec swoich, pozostanie czarną kartą współczesnej historii Białorusi.
A potem powstało "morze". Najprawdziwsze żywe morze, które co niedzielę zatapiało place, bulwary i ulice miast, rozlewając się w rzeki wzdłuż głównych ulic osiedli. W tym protestacyjnym morzu ludzi w mgnieniu oka odradzały się tradycje pieśni, korowodów, wspólnej modlitwy na ulicach, pod rozgonionym Teatrem Kupały, na schodach Filharmonii. Niemal codziennie w budynkach z dobrą akustyką – w supermarketach, w hali targowej, na dworcu kolejowym – ludzie śpiewają "Pogoń", "Kupalinkę", pieśń-modlitwę "Mahutny Boża"…
Wszyscy z nadzieją patrzą na robotników wielkich i małych zakładów, na budowlańców, kolejarzy, medyków, dziennikarzy telewizyjnych… Wszyscy gotowi poprzeć każdy znak niezgody, każdy sprawiedliwy protest.
Demonstracja opozycji, Plac Niepodległości, Mińsk, 23 sierpnia 2020, fot. Valery Szarifulin/TASS/Forum
Wygląda na to, że w łonie białoruskiej rewolucji sierpniowej spontanicznie rodzi się tradycja lokalnego patriotyzmu dzielnicowego. Mieszkańcy ulic i kwartałów zrzeszają się, żeby kupić, wywiesić i ochraniać ogromne płachty historycznych flag narodowych na swoich budynkach. Razem wychodzą na swoje ulice, żeby stać w "łańcuchach solidarności", odnawiają zamalowane murale, częstują się nawzajem kawą i herbatą, wymyślają zabawne hasła na plakaty, które trafią kiedyś do zbiorów przyszłego Muzeum Białoruskiego Sprzeciwu. Całkiem inaczej brzmią już mińskie toponimy: "Nowaja Barawaja", "Sierabranka", "Hruszauka", "Kamiennaja Horka", "wulica Czarwiakowa"… Za tymi nazwami stoją wolni ludzie. Piękna tradycja!
Sobotni marsz kobiet w Mińsku, jak wiele innych wydarzeń tego lata, wejdzie do europejskich kronik historycznych, a może do fabuł krajowych czy hollywoodzkich filmów. Pokojowo nastawione, roześmiane, piękne i ironiczne artystki całkiem skołowały funkcjonariuszy, wijąc się barwnym pochodem przez kolejne ulice, ciągle zmieniając trasę. To właśnie kobiety kładły się na Prospekcie Niepodległości przed szeregami żołnierzy i przerażających nasze spokojne miasto wozów opancerzonych. Leżały i trzymały w rękach plakaty: "Nie boję się".
A teraz do miast powrócili studenci. Pierwszego września, w Dniu Nauki, nie wypuszczano ich z uczelni, rozganiano koło uniwersytetów, pobito absolwentów na dziedzińcu jednej z najznakomitszych mińskich szkół – Liceum BDU. Około 300 uczniów z całego miasta trafiło tego dnia do aresztu. To samo dzieje się w całym kraju.
W ubiegłą niedzielę zwróciłam uwagę na mrukliwą starszą parę w autobusie miejskim. Z potępieniem patrzyli przez okno na młodych chłopaków, którzy nieśli na tyczce sztandar z Pogonią. Mamrotali pod nosem coś wrednego w stylu: "Ta dzisiejsza młodzież…" I tego samego dnia, na niedzielnym marszu, wśród najróżniejszych, ale natchnionych i pięknych ludzi, zobaczyłam inną starszą parę, stałych bywalców naszego teatru – szli ramię w ramię ze wszystkimi, nieśli kwiaty i uśmiechali się.
To wielkie szczęście – być po tej jasnej stronie.
Autorka: Volha Babkowa, przełożył: Sergiej Kowalow
Volha Babkowa – kierowniczka działu literacko-dramatycznego zamkniętego przez władze Narodowego Akademickiego Teatru im. Janki Kupały w Mińsku.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.