"Kiedyś teksty polskich piosenek pop były tak dobre, że dziś brzmią jak poezja. To świadczy o tym, jak banalne i żenujące są teksty wielu współczesnych utworów" – mówi Jarosław Wasik, piosenkarz, kompozytor i autor tekstów, od 2013 roku dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu.
Fortepian, eksponat z Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu, fot. Roman Rogalsk/AG
Po co ludziom muzeum piosenki, skoro wszystko można znaleźć w Internecie?
Nie można znaleźć wszystkiego w Internecie. Myślę, że kilka lat temu rzeczywiście do wielu materiałów był swobodny dostęp, ale wzrosła świadomość dotycząca własności intelektualnej i praw autorskich. Jakiś czas temu YouTube podpisał umowę ze Stowarzyszeniem Autorów ZAiKS [umowa zawarta została w 2010 roku – przyp. red.], w związku z tym autorzy, aby otrzymywać tantiemy, muszą stworzyć oficjalny kanał na YouTube. I to oni – lub właściciele praw producenckich – decydują o tym, jakie materiały tam będą. Dlatego często nagrania wrzucane przez użytkowników szybko znikają. Oczywiście skala wzrostu liczby materiałów wideo w Internecie jest potężna; słyszałem, że tylko na "polskim" YouTubie w ciągu każdej godziny dochodzi osiem godzin filmów. To jest tak ogromny przyrost, że nawet gdybyśmy oglądali portal całą dobę, nigdy nie obejrzymy wszystkiego.
Jarosław Wasik, fot. Marta Macha/Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu
A my, jako Muzeum Polskiej Piosenki, nie mieliśmy ambicji, by stać się leksykonem. Wspólnie z projektantką ekspozycji stałej Danutą Słomczyńską chcieliśmy stworzyć rys o polskiej piosence. Mówimy o stu latach historii! Musielibyśmy mieć kilkupiętrowy budynek, żeby zmieścić całą wiedzę o piosence, stąd decyzja, by historię piosenkarstwa pokazać przekrojowo. Pamiętajmy, że wielu wykonawców było autorami jednego przeboju, ale byli też tacy, którzy mieli przebojów dwadzieścia. Nie mówię, że liczba hitów świadczy o artyzmie, trudno jednak nie zauważyć na takiej ekspozycji jak nasza ogromnego dorobku Kory, Grzegorza Turnaua czy Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory. Współpracowaliśmy z wybitnymi konsultantami z zakresu historii piosenki, ale mimo to przyszło nam podejmować bardzo trudne decyzje w zakresie selekcji. Czasem pomagała w tym po prostu niemożność udzielenia licencji, czyli kwestia tak zwanych "niewyczyszczonych praw". Chodzi o stare umowy podpisane przed powstaniem Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych [dokument uchwalono 4 lutego 1994 roku – przyp. red.]. Wcześniej roszczeń wykonawców nie traktowano poważnie. Przypomnę, że wykonawcy to nie tylko piosenkarze, ale i muzycy, osoby tworzące nagranie, czasami cały chór.
Kiedy odwiedziłam Muzeum Polskiej Piosenki, zaskoczyło mnie, że jest tam tak cicho. We wnętrzu dominuje biel, całość przypomina dosyć sterylne laboratorium. Główną częścią wystawy są muzyczne ściany-ekrany, w muzeum znajdziemy profesjonalne kabiny nagrań i wirtualną przymierzalnię festiwalowych kostiumów. Jak po kilku latach ocenia pan koncepcję ekspozycji stałej? Czy coś by pan w niej zmienił?
Muszę przyznać, że długo walczyłem w myślach ze słowem "muzeum". Głównie z powodu niechęci artystów do tej nazwy. Bardzo wielu wykonawców, którzy są bohaterami wystawy, ciągle żyje. Uznaliśmy, że ich piosenki niezaprzeczalnie przeszły do historii, ale im słowo "muzeum"...
…kojarzy się z "mauzoleum".
Trochę tak. Zamówiliśmy nawet w tym kontekście satyryczne rysunki na torby płócienne, nasze reklamowe gadżety. Andrzej Czyczyło – rysownik i scenograf – przygotował dla nas scenkę przedstawiającą artystkę stojącą na niewielkim cokole, która jest w trakcie śpiewania. Patrzą na nią tatuś z synkiem. Tatuś mówi: "To znana piosenkarka. Śpiewa na żywo, bo nie zachowało się jej żadne nagranie". Tego boją się artyści – że chcemy ich wsadzić do gabloty.
Plakaty Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, 73, 79, 92, fot. Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu
Czytaj więcej: CULTURE. PL
Autorka: Marcelina Obarska
Absolwentka teatrologii UJ. W Culture.pl redaguje dział Teatr i Taniec. Uczestniczka projektów dramaturgicznych i performatywnych w Polsce i za granicą. Jest autorką kilku tekstów dla teatru.