Pójdźmy do lasu uważnie i bez konkretnego celu – proponuje lekarz psychiatra, która prastarą puszczę postrzega jako przyjaciela o wyjątkowo dobroczynnym wpływie na umysł i ciało.
Katarzyna Simonienko, fot. Centrum Terapii Lasem
Dr n. med. Katarzyna Simonienko pracę doktorską obroniła z zakresu etnobotaniki, toksykologii oraz psychiatrii. Pracuje z pacjentami w Szpitalu Psychiatrycznym im. S. Deresza w Choroszczy oraz w Klinice Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Od 2018 roku jest licencjonowaną przewodniczką Białowieskiego Parku Narodowego. Należy do japońskiej organizacji INFOM zajmującej się Shinrin-yoku, czyli dosłownie leśnymi kąpielami. Zajmuje się prowadzeniem warsztatów terapii lasem pogłębionej o techniki wyobrażeniowe i ćwiczenia oddechowe. Bada terapię lasem naukowo i propaguje wiedzę medyczną z tego zakresu w kraju i za granicą.
fot. Centrum Terapii Lasem
Michał Dąbrowski: Czym terapia lasem różni się od zwykłego spaceru po lesie?
Katarzyna Simonienko: Różni się założeniem. Zwykły spacer zazwyczaj służy przyjemności. Terapia lasem, jak sama nazwa wskazuje, ma cel terapeutyczny, czyli służy profilaktyce chorób, rehabilitacji albo wspomaganiu leczenia konkretnych schorzeń. Działa na psychikę, ciało i na układ odpornościowy. Jej skuteczność jest udowodniona w zaburzeniach lękowych i depresyjnych, pomaga przy problemach z ciśnieniem krwi. Zawsze staram się tak dobrać terapię, żeby las jak najkorzystniej wpłynął na organizm.
W tej terapii chodzi o uwrażliwienie?
Terapia lasem opiera się na wspomaganiu naturalnych sił naszego organizmu. Na pewno nie jest tak, że terapię lasem można przepisać zamiast leków. Natura zamiast tabletek? Absolutnie nie. Jeśli ktoś ma depresję kliniczną, to w życiu bym nie powiedziała, żeby odstawił leki, bo w lesie poczuje się lepiej.
Chodzi więc o profilaktykę?
Różnie. U osób zdrowych, ale narażonych na stres, które mają intensywną pracę albo trudną sytuację osobistą, nadmiernie stymulowany jest układ współczulny. Kąpiel leśna pomaga obniżyć jego aktywność. Mówiąc wprost: po terapii lasem jesteśmy bardziej odprężeni, a stres, którego doświadczamy, nie jest tak wyniszczający. Natomiast jeśli już mamy zdiagnozowaną nerwicę, zaburzenia depresyjne czy zespół stresu pourazowego, to szybciej dochodzimy do siebie.
fot. Centrum Terapii Lasem
Jak terapeutyczny spacer po lesie wpływa na ciało i mózg?
Wpływa na wiele układów. Z racji mojego wykształcenia, interesuje mnie przede wszystkim układ nerwowy. Liczne badania potwierdziły, że aktywuje się układ przywspółczulny, a hamowaniu ulega współczulny. Przekłada się to na to, że nasze pobudzenie związane ze stresem i z walką wygasza się, a włącza się tryb relaksacyjno-regeneracyjny. Jeśli chodzi o korę mózgową, to mniejsze jest zaangażowanie kory przedczołowej, czyli przestajemy notorycznie myśleć o naszych problemach, a pozwalamy sobie na relaks.
Co ciekawe, to nie sam widok nas głęboko odpręża. W badaniu, w którym wyświetlano las na ekranie ciekłokrystalicznym, okazało się, że faktycznie kora przedczołowa jest trochę mniej aktywna, subiektywnie też osoby badane uważały, że są zrelaksowane. Natomiast układ autonomiczny w ogóle nie reagował – nie spadało ciśnienie krwi, ciało było nadal "naprężone". Potem zbadano osoby będące w lesie. Część osób miała zawiązane oczy, część nie. Okazało się, że głęboki relaks miał miejsce u jednych i drugich. Wzrok nie był potrzebny, żeby się głęboko odprężyć. To oznacza, że to dźwięki i zapachy wpływają na głęboką relaksację.
Inne badanie dotyczyło komórek NK, tzw. natural killers. Po terapii lasem ich aktywność i liczba wzrasta. Te komórki odpowiedzialne są za mechanizmy obronne w infekcjach i nowotworach. Badano też osoby z cukrzycą – okazało się, że spadał im poziom cukru i nie było to związane z wysiłkiem.
Terapia lasem poprawia też sen. Pobyt w lesie to jest taki cyfrowy detoks, bo jesteśmy stymulowani przez naturalne światło.
fot. Centrum Terapii Lasem
Jak psychiatra zainteresowała się takimi… chciałem powiedzieć niekonwencjonalnymi metodami, ale to chyba niepoprawne określenie, skoro istnieje wiele badań potwierdzających skuteczność tej metody?
Kwestia terapii lasem jest rozrzucona pomiędzy medycynę konwencjonalną i niekonwencjonalną, dlatego że konwencjonalnie mamy Shinrin-yoku, terapię lasem przebadaną bardzo konkretnie, o której istnieje dużo uznanych artykułów w indeksowanych czasopismach, ale też istnieje drzewolecznictwo, które czerpie z etnografii i ezoteryki. Jeśli ktoś się lubi przytulić do drzewa, to może, natomiast to nie jest cel sam w sobie w terapii lasem.
Skąd u mnie się to wzięło? Ja zawsze byłam przyrodnikiem. Pomimo tego, że jestem lekarzem, zawsze lubiłam siedzieć w lesie, odprężać się, szukać inspiracji, spędzać czas. Podczas spotkania z Peterem Wohllebenem (autorem książki "Sekretne życie drzew" - przyp. red.) odbyła się dyskusja o tym, jaką las pełni rolę w naszym życiu i my w życiu lasu. Pytano, czy lepszy jest taki las, który subiektywnie na nas działa, czy taki pod względem biologicznym. Pomyślałam wtedy: dlaczego to różnicować? W psychiatrii rzeczy obiektywne z subiektywnymi się integruje. Nie różnicujemy, co jest ważniejsze – czy subiektywne odczucie pacjenta, czy to, co obiektywnie się dzieje z mózgiem. Subiektywne samopoczucie jest tak samo ważne.
Po spotkaniu pojechałam do pracy i zaczęłam wpisywać różne hasła do bazy danych. Okazało się, że jest coś takiego jak terapia lasem, zaczęłam czytać o Shinrin-yoku. Szybko się okazało, że to ma dużo wspólnego z psychiatrią. Pomyślałam – wow! To jest miejsce, w którym spotykają się moje dwie ścieżki – przyrodnicza i lekarska. Pomyślałam, że chyba trzeba zacząć to robić. I tak się to zaczęło.
Swoich pacjentów wysyła pani do lasu?
Tak. Wiele osób ma obecnie zaburzenia lękowe, nerwicowe, związane z wypaleniem zawodowym, z presją. Wychodzenie do lasu pomaga w klasycznej terapii.
fot. Centrum Terapii Lasem
Jak szybko są widoczne efekty?
To zależy od wielu czynników, także od wrażliwości na przyrodę. Jak ktoś jest sceptyczny, to mu to dłużej zajmuje. W badaniach okazało się, że osoby spokojne dużo szybciej były się w stanie zrelaksować, a osoby impulsywne, energiczne potrzebowały więcej czasu.
Byłam kiedyś z grupą w rezerwacie ścisłym. Na początku uczestniczy nie wyczuwali zapachów, które oferował las. Mijaliśmy niszczycę anyżkową, taki grzyb, który pięknie pachnie cukierkami anyżkowymi i grupa w ogóle nie czuła tego zapachu. Po czterogodzinnym spacerze znowu go mijaliśmy i tym razem uczestnicy byli pod wrażeniem intensywnego zapachu.
W innych badaniach okazało się, że aktywność immunologiczna utrzymywała się przez 30 dni od pobytu w lesie. To oznacza, że wystarczy w weekend przez dwa dni pójść sobie do lasu, żeby przez kolejny miesiąc ta odporność była lepsza.
Czy trzeba skończyć kurs, żeby móc być terapeutą kąpieli leśnych?
Szkoła, w której ja się uczyłam, rozróżnia dwa zawody. Przewodnikiem jest się po podstawowym kursie, a terapeutą kąpieli leśnych po drugim stopniu szkolenia. Przewodnik kąpieli leśnych to ktoś, kto działa w zakresie wellness, profilaktyki, ekoturystyki. Terapeuta to ktoś, kto pracuje z problemami zdrowotnymi, psychologicznymi czy somatycznymi. Tych szkół jest kilka. Jest też sporo samouków, którzy bardzo fajnie prowadzą te spacery, a wiem to, bo się znamy.
Ja początkowo korzystałam też ze swojej wiedzy lekarskiej. Uznałam, że skoro jestem psychiatrą i przewodnikiem po Białowieskim Parku Narodowym, to mam wiedzę i przyrodniczą, i taką antystresową. Gdy robiłam certyfikat, okazało się, że moje metody przypominały te stosowane przez szkołę.
Spacery są zarówno grupowe, jak i indywidualne. Aby uzyskać certyfikat, musimy umieć prowadzić różne grupy. Ważne, by to mieć przećwiczone, bo bierzemy udział w głębokim doświadczeniu, z jakimś światem ukrytym w drugiej osobie. Bardzo dużo się może wydarzyć, więc ważne jest, żeby być na to otwartym.
fot. Centrum Terapii Lasem
Czy chcąc skorzystać z dobrodziejstwa lasu lepiej wybrać się z kimś, kto ma odpowiednie kwalifikacje?
Nie ma globalnej ustawy regulującej ten zawód. To sytuacja podobna do tej z psychoterapii, gdzie wykształciły się pewne standardy, wiemy, że lepiej pójść do specjalisty z certyfikatem, różne podejścia kształcą po swojemu. Podobnie jest z terapią lasem. Każda szkoła ma swoje certyfikaty, nie jest to ujednolicone. Jeśli jednak chcemy tego spróbować, to namawiałabym na pójście do osoby certyfikowanej, bo będziemy mieć pewność, że ta osoba się nami zajmie profesjonalnie.
Przewodnik pokaże nam, jak otworzyć zmysły, jak przestawić się z trybu zadaniowego na głęboko relaksacyjny. Ważne też, żeby ktoś taki nam pokazał tempo. Japończycy mówią o tempie 2 km/h, to naprawdę bardzo powolny marsz. Czasem, jak prowadzę grupę, to część osób nie wytrzymuje tego tempa, wyprzedza mnie, ma w sobie taki niepokój, "coś ich goni", zwłaszcza młodych ludzi. Szkoła, w której ja się uczyłam, oferuje różne ćwiczenia, które pozwalają wyhamować, żeby lepiej się w tym lesie zanurzyć. Chodzi o skupienie się na tu i teraz, to są takie elementy pokrewne mindfulness. Celem jest dostosowanie swojego rytmu do tego, co oferuje las. To się wydaje bardzo proste i oczywiście potem to można robić samemu, to żadna wielka filozofia, ale lepiej, jak ktoś to na początku pokaże.
Jaki to musi być las?
Japończycy mają swoją definicję lasu. W momencie, kiedy patrzymy z dołu w górę, to 30 proc. powierzchni musi być pokryte liśćmi, drzewa muszą być też odpowiednio wysokie, wymagana jest też odpowiednia wielkość obszaru.
Nie musi to być las pierwotny czy naturalny, lasy hodowlane też się nadają. Rozmawiałam z koreańskim profesorem Parkiem, który się zajmuje terapią lasem. On robił badania w przeróżnych miejscach. Spytałam go: który las jest najlepszy? Długo się zastanawiał i w końcu powiedział: najlepszy jest taki, który jest daleko od autostrady. Żeby nie było hałasów, bo zmysł słuchu jest w tej formie terapii bardzo ważny. Terapię lasem robi się też w parkach, w kompleksach ogrodowo-parkowo-rekreacyjnych przy szpitalach, domach seniora. Ważne, żeby to był teren zadrzewiony, spokojny i żeby nie było słychać samochodów, dźwięków przemysłu. To wystarczy.
A jak kąpiel leśna wygląda w praktyce – wchodzimy do lasu i co dalej?
Na początku opowiadam, co to jest za terapia, na czym polega. Potem odchodzimy od drogi dojazdowej, żeby nie przeszkadzał nam hałas, samochody. Pierwszą rzeczą, którą robimy, są ćwiczenia uwrażliwiające, otwierające zmysły węchu, słuchu. Wzrok nie jest priorytetowy. Staramy się korzystać z tych zmysłów. Najfajniej jest chyba ze zmysłem dotyku, którego bardzo rzadko używamy, a to jest bardzo stary zmysł. Większość osób, która chce poznawać świat dotykiem, używa do tego koniuszka palca – dotyka mchu, kory. Potem się okazuje, że można go dotknąć całą ręką. Chyba największa frajda jest, jak przez cały czas można dotykać lasu, czyli zdejmując buty. Staramy się jak najwięcej usłyszeć przestrzeni między dźwiękami, jak najwięcej zobaczyć różnych smaczków i niuansów. Potem wolno spacerujemy. Robimy ćwiczenia, żeby zanurzyć się w tu i teraz, skupiamy się na oddechu, oddychamy przeponowo, sprawdzamy, jak się czuje nasze ciało.
Ważne jest, żeby poczuć, że "bierzemy udział w lesie". To nie jest zwiedzanie muzeum – w tym czasie stajemy się częścią organizmu, który dąży do równowagi. On ma świetne mechanizmy, które dążą do tego, żeby ten system był stabilny. My stajemy się trybikiem w takiej dużej machinie. Oddychamy powietrzem, które jest produkowane przez te konkretne drzewa, chodzimy po ziemi, która na nas wpływa. W glebie żyje taka bakteria, która działa antystresowo, powoduje, że w naszym mózgu wytwarza się więcej serotoniny. Cały czas bierzemy udział w wielu procesach, często nieświadomie. Pod koniec przechodzimy do integracji. W takiej sesji ważne jest też domknięcie, pozwolenie sobie na przemyślenie tego, co się wydarzyło, żeby od razu nie wyskoczyć z tego głębokiego zanurzenia do samochodu. W Japonii się np. przygotowuje makaron, który się potem wspólnie zjada. My robimy ceremonię picia herbaty, dyskutujemy w kręgu.
fot. Centrum Terapii Lasem
Przeczytałem na pani stronie, że jako ludzie wiele straciliśmy przenosząc się do miast. Co konkretnie?
Bardzo dużo w dzieciństwie. Las jest fantastycznym placem zabaw. W domu przed komputerem dzieci nie mają możliwości eksplorowania środowiska naturalnego. Zabawa wśród drzew przekłada się na lepszą odporność, mniej alergii, lepszą pamięć. Daje większą sprawność fizyczną, umiejętność pracy w grupie. Dzieci w lesie mają tak ogromne pole do zabawy, wyobraźnia pracuje niesamowicie. Czasem pracuję z grupami dzieci i to, co one są w stanie w głowie wyczarować: komnaty, wyspy skarbów, to jest niesamowite. Pod blokiem to jest zazwyczaj Minecraft i tego typu rozrywki. Są też badania, które pokazują, że osoby, które nie miały w dzieciństwie możliwości obcowania z przyrodą częściej zapadają na depresję. Tego się później nie da nadrobić.
Z kolei od strony farmakologicznej – w Puszczy Białowieskiej istnieje wiele grzybów, z których można pozyskiwać leki, np. na nowotwory. Obecnie Politechnika Białostocka i Uniwersytet Medyczny w Białymstoku pod kierownictwem prof. Haliny Car badają korzeniowca sosnowego – grzyba, którym można leczyć nowotwór jelita grubego. Złożyli już nawet wniosek o patent. Takich bardzo rzadkich grzybów w puszczy trochę jest, ale one są na wyginięciu. Jeżeli znikną, stracimy możliwość leczenia niektórych chorób.
W lesie jest też wiele gatunków roślin, które mają potencjał leczniczy. Bakterie glebowe, które żyją w symbiozie tylko z konkretnymi siedliskami roślinnymi. W przypadku lasów gospodarczych, takich "uczesanych", gdzie rośnie tylko sosna i świerk, tej mikroflory nie będzie. Odetniemy się w ten sposób od tego, co było dla nas przez wiele lat naturalne, normalne, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Ja mam wrażenie, że idąc do blokowisk działamy tak, jakbyśmy wchodzili do laboratorium lub zoo – niby mamy karmę i wodę w poidełku, ale odcinamy się od natury.
Bioróżnorodność jest nam potrzebna do szczęścia?
Jest taka teoria biofilii, która mówi, że my wszyscy pochodzimy z "jednej zupy", od jednego przodka i że jesteśmy w pewien sposób genetycznie spokrewnieni. I faktycznie – jeśli porównać DNA człowieka z DNA małpy czy świni, to okazuje się, że wiele rzeczy się powtarza. Teoria biofilii mówi o tym, że mamy naturalną predyspozycję do wchodzenia w interakcje z innymi gatunkami. To jest nam potrzebne do szczęścia. Dlatego hodujemy kwiaty, np. monsterę, która stoi za mną i widzę, że u pana też. Sprawia nam to frajdę, po to trzymamy w domu kota czy chomika. Tak samo interakcja z różnymi gatunkami w przyrodzie powoduje, że czujemy się spełnieni i szczęśliwi.
Bioróżnorodność jest też zdrowa ze względów sanitarnych. Taki system jest stabilny, jego nie zniszczy kornik, nie zniszczy susza. On bardzo łatwo będzie się regenerował. Niestety, w Puszczy Białowieskiej widzimy teraz efekt ingerencji człowieka, las jest teraz mniej odporny, mimo że jest bardzo stary. Czym większa jest pula genetyczna, tym organizmy są zdrowsze. Im więcej będzie gatunków, tym będzie nam się lepiej żyło. Będzie mniej chorób, epidemii, kataklizmów.
Bioróżnorodność jest też ważna od strony kulturowej. Wiele ludów utożsamia się z różnymi gatunkami zwierząt. Nie jest to tylko jakaś odległa Amazonia – spójrzmy na naszego, lokalnego żubra. To jest nasze dobro. Bez niego nie bylibyśmy tym, czym jesteśmy teraz.
Żubry w Puszczy Białowieskiej, fot. Robert Canis / FLPA / East News
Inne gatunki zaspokajają nasze potrzeby emocjonalne?
Tak. Dobrze to widać w terapiach, w których ludzie mają kontakt z innymi gatunkami - np. w dogoterapii czy hipoterapii. Te dwie są dobrze znane, ale ostatnio oglądałam rewelacyjny program, w którym dzieciaki obcowały z lamą. Taka współpraca sprzyja rehabilitacji i zdrowieniu. Podobnie zielone przestrzenie za oknem - dzięki temu nasze siły witalne są aktywizowane, a my czujemy, że mamy wsparcie. Jest to ważne i udowodnione.
Jakie zadanie domowe zaproponowałaby pani czytelnikom?
Pójdźmy do lasu uważnie, bez konkretnego celu. Nie bijmy rekordów prędkości czy zebranych grzybów. Zanurzmy się w nim. Używajmy wszystkich zmysłów i bądźmy uważni. Postrzegajmy las jako przyjaciela. Kogoś, kto jest w stanie nas przygarnąć i nas rozumie. Poczujmy, że możemy razem dbać o siebie. My możemy dbać o las, wtedy las zadba o nas. Nie miejmy wygórowanych oczekiwań. Spróbujmy to poczuć.
Pozwólmy sobie na możliwość zafascynowania się, przeżycia takiej nabożnej, zachwyconej grozy. To taki zachwyt, w którym czujemy się drobnym elementem świata, a doświadczenie przyrody staje się kontaktem z sacrum. Ja w Puszczy Białowieskiej coś takiego przeżywam. Kiedy doświadczam tego bogactwa, to myślę sobie: jaki ten świat jest niesamowity. Z psychologicznego punktu widzenia to bardzo ważne, żeby sobie na to pozwolić.
fot. Centrum Terapii Lasem
Wybrane badania dotyczące terapii lasem:
Song C, Ikei H, Miyazaki Y. Physiological Effects of Visual Stimulation with Forest Imagery. Int J Environ Res Public Health. 2018 Jan 26;15(2)
Horiuchi M, Endo J, Takayama N, et al. Impact of viewing vs. not viewing a real forest on physiological and psychological responses in the same setting. Int J Environ Res Public Health. 2014;11(10):10883–901
Li Q, Morimoto K, Kobayashi M, Inagaki H, Katsumata M, Hirata Y, et al.Visiting a forest, but not a city, increases human natural killer activity and expression of anti-cancer proteins. Int J Immunopathol Pharmacol. 2008;21(1):117–27
Ochiai H, Ikei H, Song C, Kobayashi M, Takamatsu A, Miura T, Kagawa T, Li Q, Kumeda S, Imai M, Miyazaki Y Physiological and psychological effects of forest therapy on middle-aged males with high-normal blood pressure. Int J Environ Res Public Health. 2015 Feb 25;12(3):2532-42
B.J. Park et al. "Effect of the forest environment on physiological relaxation-the results of field tests at 35 sites throughout Japan," Forest Medicine, January, 2013, pp. 55–65
Autor: Michał Dąbrowski
Piszę głównie o fotografii. Jestem absolwentem dziennikarstwa i sztuki mediów, a obecnie studiuję psychologię. www.michaldabrowski.com