Gdy tworzę, to tak naprawdę bawię się z muzyką: nagrywam, nakładam na siebie, kombinuję. Chociaż przyznaję, że ostatnio mam wrażenie, że wszystko już słyszałam.
Bardzo trudno stworzyć coś nowego, najbardziej unikalne są chyba rzeczy niezwykle proste. – O życiu na wsi i w internecie, nowych szansach w związku z pandemią oraz życiowej filozofii z Urszulą Dudziak rozmawia Krzysztof Zwierzchlejski.
Jesteś bardzo ekspresyjną osobą, wszędzie jest Ciebie pełno – koncertujesz solowo i gościnnie, promujesz książki, byłaś jurorką w talent show, a wkrótce na ekrany wejdzie film z Twoim udziałem. Pandemia wywróciła nam wszystko do góry nogami. Jak wpłynęły na Ciebie trzy miesiące samoizolacji?
Jeszcze żyję. (śmiech) Ostatnio bliskie mi jest piękne powiedzenie: „W mieście jesteśmy po wiedzę, na wieś jedziemy po rozum”. Jestem wiejską dziewczyną, urodziłam się w Straconce. Aczkolwiek gdziekolwiek nie przeprowadzałam się na dłużej, to zawsze mieszkałam w centrum: w Warszawie przy Marszałkowskiej, w Nowym Jorku w samym sercu Manhattanu. Zawsze ciągnęło mnie do zgiełku, który mnie uspakajał i usypiał. Ale okazuje się, że wszystko może się zmienić, gdy zostaniemy do czegoś zmuszeni sytuacją, więc „zabarykadowaliśmy się” z Bogusiem na wsi. Lubię mówić, że to na Podlasiu, bo to tylko parę kilometrów od Podlasia, malutka wioseczka, w której kończy się szosa i zaczyna 30 km lasów. Jestem osobą wielozadaniową, lubię się spełniać w wielu kierunkach. Kiedyś siostra mi powiedziała, że bardzo dobrze gotuję, a ja zawsze myślałam, że jestem partaczem. Jakoś nikt nigdy nie narzekał, ale byłam nudna, jeśli chodzi o gotowanie – nie wymyślałam nic, nie szukałam przepisów.
Kiedyś też zdecydowanie brakowało Ci wiary w siebie.
Totalnie. Gdy ktoś mi powiedział: „Ula, ty bardzo dobrze piszesz”, to mu odpowiadałam, że wcale nie jestem pisarką. Nie jestem kucharką – po prostu na zdrowy rozum doszłam do tego, że jak się gotuje, to trzeba próbować. I złamać czymś ogólny smak. Kiedyś nie przywiązywałam wagi do gotowania, nie wyżywałam się w tym, wtedy przyswoiłam sobie tekst James’a Joyce’a – „Pan Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy”. Ale okazało się, że to polubiłam. A jeszcze jak dostanę pochwałę od tych, którzy jedzą! Więc wyżywam się na wsi. Ale jestem też dzieckiem wojny, muszę mieć wszystko przy sobie. Ilekroć nie jadę na wieś, to samochód mamy załadowany pod dach. (śmiech) Zawsze mówiłam, że jak będę na emeryturze, to wszystko uporządkuję.
Wydaje mi się, że na emeryturę się nie wybierasz?
Chyba już nigdy nie pójdę. (śmiech) Ale zastanawiam się ostatnio: jak długo jeszcze tak pociągnę? W ubiegłym roku nawet moja menadżerka powiedziała, że wyglądam na zmęczoną – to było tuż po „The Voice of Poland Senior”, zagrałam wtedy w filmie, miałam też spotkania motywacyjne… Okazało się, że w tym też jestem dobra!
Uważam, że Twoje koncerty są jak spotkania motywacyjne. Ilekroć z nich nie wychodzę czuję się naładowany pozytywną energią do działania. Na to samo zwracają też uwagę moi znajomi.
Alina Gutek ze „Zwierciadła” powiedziała mi niedawno po koncercie w Wilanowie, że fajnie śpiewałam, ale nie mogła się doczekać aż przestanę i zacznę mówić. Byłam zszokowana: jak to, tyle lat śpiewam, a mam zacząć gadać?
A nie myślałaś o stand-upie?
Myślę, że ktoś musiałby to dla mnie pisać. Dotychczas wszystko było z mojego doświadczenia, ale tu trzeba by szerzej. A tu z kolei mam problem…
Kto to napisze?
No właśnie. Ś.P. Janusz Głowacki zaproponował mi kiedyś monodram o Jurku Kosińskim, ale pod warunkiem, że nie wprowadzę żadnej autocenzury. Zgodziłam się, umówiliśmy się na Starym Mieście, pytam go jak to sobie wyobraża, jakie długie by to było. „40 stron” – mówi Janusz. I ja bym się miała tego nauczyć na pamięć? „Co do kropki” – na tym się skończyła nasza rozmowa. Nie byłabym w stanie zapamiętać tyle tekstu. Choć są dwa wiersze dla dzieci, które kocham – m.in. „Strach na wróble”, który czasem interpretuję na koncertach. Mam takie szczęście, że mam naturę dziecka i korzystam z każdej sytuacji, w której się znajduję. Wracając więc do pandemii – korzystam z sytuacji, która została mi narzucona. Boguś studiuje ziołolecznictwo i terapie ziołowe na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie, zna się na przyrodzie. Codziennie chodzimy na wsi na spacery, co chwila pytam go – co to za roślina, co to za drzewo. Okazuje się, że nie mamy podstawowej wiedzy na temat roślin, które codziennie mijamy.
Zbliżasz się do natury.
I zaczynam ją poznawać. To mnie bardzo ciekawi. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała się tego nauczyć.
Nadszedł ten czas?
Nadszedł czas przyjemności z obserwowania tego wszystkiego. Wschodzą ziemniaki, mamy koperek, pietruszkę. Wykopaliśmy w zeszłym roku własny staw gliniankowy, teraz Boguś kupił dom z bali do przeniesienia, zamówiliśmy więźbę. „Po rozum jedziemy na wieś”... Mam dużo refleksji, dużo planów, ale uważam, że starość przychodzi wtedy, kiedy się żyje przeszłością i się tylko wspomina, człowiek się wtedy nakręca, zamiast myśleć do przodu. Czytałam o eksperymencie w Stanach, w którym ludzi po 70. roku życia podzielono na dwie grupy: jedna z nich została przeniesiona na 3 miesiące w świat jak z lat 60-tych – mieli tylko stare zdjęcia i ubrania, puszczano im stare audycje radiowe i telewizyjne.
Niesamowite. Nie słyszałem o tym!
Ale słuchaj ciekawszej rzeczy! Ludzie biorący udział w eksperymencie nie mogli mówić w czasie przeszłym, tylko w teraźniejszym, np. „lubię tę piosenkę”, „podoba mi się ten film”. Wyobraź sobie, że wyniki fizyczne i psychiczne tej grupy poprawiły się w stosunku do grupy kontrolnej, która pozostała w normalnych warunkach. Nie wiem jak to się potoczyło po powrocie do środowiska naturalnego, ale najważniejsze z tego jest to, jaki wpływ ma na nas nasz sposób myślenia i patrzenia na świat. Naprawdę jeszcze dużo nieodkrytych tajemnic przed nami.
Nasz mózg to niesamowite narzędzie.
Polecam książkę „Myśleć jak Leonardo da Vinci”, pomaga w zmianie nastawienia do świata. Ale czy ja za bardzo nie zmieniam tematu?
Jesteś mistrzynią dygresji! Ale słyszałem też, że umiesz słuchać innych?
Znajomi często mi mówią, że byłabym dobrym filozofem lub psychologiem. Jestem też zodiakalną Wagą, a coś w tym jest, że Wagi przyjmują większą wagę do równowagi. Dziś wiem, że jak jest za dużo dobrego, to potem musi się to zrównoważyć w dół, często z hukiem. Tak samo jest z mówieniem i słuchaniem. Żeby wiedzieć, co mówić, to trzeba słuchać. A propos, mam piękną historię z promocji książki „Wyśpiewam Wam więcej”. Na spotkaniu autorskim przystojny 82-letni pan Marcin powiedział mi, że całe życie marzył o śpiewaniu, ale gdziekolwiek nie zaśpiewał, to go uciszano. Mimo swojego wieku nie mógł się jednak pozbyć tego pragnienia. Co ja mam zrobić? – pytał. Panie Marcinie – odpowiadam przed 300-osobową grupą – niech Pan spojrzy na tych ludzi, jacy są życzliwi, uśmiechnięci, mile nastawieni. Proszę, niech Pan śpiewa! Muszę przyznać, że śpiewał przekonywająco, choć nie trafiał w prawidłowe dźwięki… Ale dostał owacje na stojąco!
Zmieniłaś jego świat. Warto wsłuchać się w pragnienia innych.
Kiedyś twierdzono, że choroby biorą się z tego, że nie wykorzystujemy naszego talentu. Każdy z nas ma jakiś talent – do muzyki, handlu czy opieki nad dziećmi – musimy tylko skupić się na tym, żeby go odkryć. Ale jeśli dziewczynka dostanie lalki i sukieneczki, a chłopak samochodzik i czołg, to wpadamy w niepotrzebne schematy. A jeśli dziewczynka marzy o lataniu samolotami, a chłopak o opiece nad dzieckiem? Tu się zaczynają schody.
Autor: Kotoviski photograph by Henryk Kotowski
I problemy późniejszych dorosłych. Choroby ciała i duszy.
Fascynująca historia o chorobach duszy to opowieść o Stanisławie Szukalskim, niezwykła pasja, niesamowite rzeźby, ale też przykład choroby niszczącej wielki talent. Polecam dokument na Netflixie, bo to kompletnie zapomniany człowiek, a wart przybliżenia. Niestety nie poznano się na nim, a z takimi ludźmi trzeba jak z jajkiem.
Ale też nie potrafił wykorzystać swojej szansy. Wracając w tym kontekście do pandemii: to dla nas nowa szansa, ale jak ją odpowiednio wykorzystać?
Dużo ostatnio mówi się na temat tego, że to koniec naszej planety, koniec cywilizacji. Ale spójrzmy co się teraz dzieje: całe życie i praca przenosi się do internetu. To z jednej strony niesamowite narzędzie do komunikacji, ale z drugiej – osobiście jestem w nim zagubiona. Z każdej strony bombardują mnie informacje, każdy mówi mi co innego.
Zderzają się ze sobą tzw. internetowe bańki.
Zupełnie inne światy, strasznie trudno jest wyciągnąć z tego właściwe informacje. Nie jesteśmy do tego przygotowani, nie ma takich zajęć w szkołach czy na uczelniach. Ba, nie ma nawet wskazówek na ten temat, jak starać się być najbliżej prawdy.
Wiem, że w krajach skandynawskich wprowadzono zajęcia o fake newsach i to już na poziomie podstawowym. Bardzo nam tego brakuje.
Skandynawowie, w szczególności w Finlandii, są mistrzami świata, jeśli chodzi o edukację, szukają talentów, nie ograniczają. A to jest właśnie najpiękniejszy i najbardziej twórczy moment, gdy dzieci wszystko czują, choć jeszcze „nic nie wiedzą”.
Nie uważasz, że każdy przejaw twórczości to właśnie odnalezienie naszego wewnętrznego dziecka?
Oczywiście, że tak, twórczość to zabawa! Gdy piszę książki, przychodzi mi to dosyć łatwo, jako takie gawędzenie. Gdy tworzę, to tak naprawdę bawię się z muzyką: nagrywam, nakładam na siebie, kombinuję. Chociaż przyznaję, że ostatnio mam wrażenie, że wszystko już słyszałam. Bardzo trudno stworzyć coś nowego, najbardziej unikalne są chyba rzeczy niezwykle proste. Wojciech Kilar tworzył taką muzykę albo Ennio Morricone.
Jego motyw do „Coś”, jeden powtarzający się dźwięk w basie – mistrzostwo świata!
I te smyczki do tego - ja mam ciary jak tylko o tym pomyślę! Najbardziej cenię w muzyce taką finezyjną prostotę, to jest najbliżej ideału, a może nawet jest ideałem. Zaraz po naszej rozmowie wracam do domu i będę się bawić muzyką, bo mój Boguś wyjechał. Nie miałam nigdy takich mężczyzn, wcześniej to byli ludzie zapatrzeni w siebie lub swoją sztukę.
Czy to nie brało się też z tego, jakie miałaś podejście do siebie?
Chyba tak. Teraz już wiem z jakim mężczyzną nie byłabym szczęśliwa, dziś już z góry bym powiedziała, że nie tędy droga. Od moich mężczyzn mogłabym się o wiele więcej nauczyć, na przykład od Michała Urbaniaka, ale między nami zawsze było tarcie. Marina Abramović napisała, że artyści nie powinni być ze sobą, bo to nigdy nie funkcjonuje dobrze, jeden pociąga drugiego w dół. Myślę, że idealny związek to ciągła fluktuacja: odpychanie się i przyciąganie, tęsknienie i bycie ze sobą.
Mówiliśmy przed chwilą o fake newsach które powstają głównie w świecie mediów internetowych. A Ty jesteś tu bardzo aktywna – masz vloga, aktywnie prowadzisz konta na Facebooku czy Instagramie.
Zaraz będziemy nagrywać kolejny sezon na YouTube! Zresztą na wsi też kręcę masę filmików i muszę przyznać, że sprawia mi to frajdę. Gdy moja menadżerka zadzwoniła na początku pandemii, żebym nagrała kilka filmików, byłam na nie – kocham wieś za to, że nie muszę się malować. Moja siostra Danusia zawsze mnie za to gani, że nie chcę nakładać make-upu. No ale czasem muszę. (śmiech) Ale się przekonałam i nagrałam nawet #hot16challenge2!
To Twój tekst i beat?
Mój debiut raperski. Nominowało mnie aż czterech raperów, a beat wzięłam ze swojej szuflady, w której mam jeszcze masę różnych rzeczy. Kiedy byłam w Nowym Jorku to kombinowałam i nagrywałam różne rzeczy, wciąż szukam też nowych inspiracji.
Ewidentnie lubisz nowe wyzwania, powiedz mi jak odnalazłaś się na planie filmowym?
Przez wiele lat na scenie wręcz prosiłam się, żeby jakiś reżyser mnie zatrudnił. Michał Urbaniak zagrał w „Moim rowerze”, zdobył za to nawet zasłużone nagrody aktorskie, a ja? Żartowałam bardzo często na scenie, że też bym chciała. No i dostałam propozycję zagrania w filmie „Jak zostać gwiazdą”? To historia o zakulisowych przepychankach dziejących się podczas nagrywania talent show. Kiedy pierwszy raz kręciliśmy scenę z Tomkiem Karolakiem przyszłam cała podekscytowana, bo bardzo go lubię, z zachwytu nad wspólną pracą w studiu miałam aż czerwone policzki. A Tomek na to: nuda, 140 powtórek tego samego, nuda. (śmiech) Co prawda grałam tylko siebie, a to chyba najłatwiej zrobić. Gdyby mi ktoś zaproponował rolę kogoś innego to dopiero by się wydało, czy to potrafię.
Wiersze dla dzieci (i nie tylko) interpretujesz świetnie.
Ale wciąż jestem sobą, tylko interpretuję tekst. Nie wiem jak wypadłabym w innej roli, czekam na propozycje. (śmiech) Tym bardziej, że jest to świetne doświadczenie, na planie nie nudziłam się ani przez chwilę, nawet podczas dubli – a trochę ich się zdarzyło. Ciekawi mnie to, dobrze się w tym czuję, nie lekceważę sobie tej pracy i świetnie się w niej bawię.
Nie pytam Cię o przeszłość, bo za dużo jeszcze przed Tobą, niemniej muszę wrócić do piosenki „Papaya”, która kilka lat temu dostała swoją drugą młodość dzięki „Papaya Dance”. Niestety, za popularnością nie poszły pieniądze – utwór stał się bowiem przebojem YouTube’a, gdy nikt nie przejmował się tam prawami autorskimi.
Zarobiliśmy na tym parę groszy, a w ostatnich latach ze streamingów dostajemy za to jakieś śmieszne pieniądze typu 30 euro na rok. Był taki kompozytor Gershon Kingsley, znany bardzo z utworu „Popcorn”, za który – mimo bycia autorem kompozycji – nie dostawał tantiem i sądził się latami. Ja mam takie podejście do pieniędzy, że postanowiłam się nie sądzić – były takie przymiarki, ale historia była tak zagmatwana, prawami autorskimi zarządzał Michał, wszystko gdzieś się rozmyło. To były też inne czasy. Choć może mogłabym mieć za to w Stanach teraz własny pałac i prywatny odrzutowiec?
Ale czy to dałoby Ci szczęście?
Absolutnie nie, bałabym się, że mi ktoś jeszcze porwie córkę dla okupu. Chcę mieć tylko tyle, żeby wystarczyło. Nie chciałabym też już wracać do tych czasów, gdy w Nowym Jorku nie mieliśmy nawet pieniędzy na mieszkanie. Myślę, że zasłużyłam już na to, żeby nie martwić się takimi rzeczami.
A co myślisz o tym, jak dystrybuuje się dziś muzykę?
Z pewnością muzyka jest dziś bardziej dostępna, ale z ramienia ZAIKS-u walczę także o to, żebyśmy dostawali należne nam tantiemy. Niestety ogólnie wiadome jest, że nie zarabiamy na Facebooku, a streaming to po prostu niesprawiedliwość. Nie wiem co musi się stać, żeby artyści naprawdę byli nagradzani za swoją pracę. Do tej pory żyłam głównie z koncertów. Super jest to, że mamy do wszystkiego dostęp, prawie cała muzyka świata jest dostępna w Spotify’u za nieduże pieniądze. Ale tutaj dygresja a propos dostępności. Kilka dni temu wpadłam na świetny pomysł, że zmienię hasło do swojego laptopa. Wstałam dziś o 7 rano, jak na rannego ptaszka przystało, i… przez dwie godziny głowiłam się jak mam się zalogować – pamiętałam tylko stare hasło. (śmiech) Kiedyś strasznie się denerwowałam w takich sytuacjach, wyzywałam siebie. Dziś wiem, że trzeba na spokojnie, powiedzieć sobie: Uleńko, nie denerwuj się, znajdziesz.
Koncert Urszuli Dudziak w Katowicach NOSPR.
Wszystko przyjdzie samo w swoim czasie. W psychologii używa się w podobny sposób intencji. Puszczając ją w świat, pozwalamy jej wrócić w odpowiednim czasie.
Rozważam to jeszcze w kontekście pandemii. Teraz, gdy jestem na wsi, to czuję, że przyroda jest do mnie przyjaźnie nastawiona, bo nie robię jej żadnej krzywdy. Czuję bliską więź z wszystkim wokół mnie, tak pięknie to kwitnie, zieleń jest bujna i soczysta. To są idealne warunki i korzystam pełnymi garściami z tego, do czego mnie zmuszono. Bardzo współczuję tym ludziom, którzy nie mogą uciec, zostali zamknięci w czterech ścianach. Teraz już mogą na szczęście wychodzić na spacery.
Niestety wciąż nie mogą wychodzić na koncerty. Zagrałaś kilka dni temu pierwszy koncert bez publiczności, on-line. Jakie to uczucie?
Dziwne, trzeba sobie wyobrazić, że po drugiej stronie tłumy wiwatują „Ula, Ula, Ula”.
A myślisz o nowej płycie? Dawno nie mieliśmy już od Ciebie nowego materiału.
Grzebię właśnie w szufladzie. To nie jest jednak wracanie do przeszłości, a szukanie inspiracji. Ostatnio słuchałam płyty Björk „Medulla”, potem wyciągnęłam swoje kasety sprzed 20 lat i stwierdziłam, że kiedyś robiłam to samo, te przelewające się chóry! Dlatego całe moje archiwa, a mam tam masę kaset, będziemy przegrywać z Victorem mojej Miki na mp3. Mam tyle twórczej roboty, że już się nie mogę doczekać. Ale co ja poradzę na to, że jestem taka genialna?
Rozmawiał Krzysztof Zwierzchlejski
Publikacja powstała w ramach Społecznej kampanii edukacyjnej Legalna Kultura
Fundacja Legalna Kultura buduje wspólnotę twórców i odbiorców kultury poprzez promowanie idei korzystania z legalnych źródeł – wartości i postaw ważnych dla wszystkich użytkowników kultury w cyfrowej rzeczywistości.