piątek, 22 listopada 2024

kalus marcinRozmawiamy z Marcinem Kalusem ? ginekologiem-położnikiem, nowym ordynatorem w Brzeskim Centrum Medycznym - o miłości do gór i kobiet oraz o powracających bocianach.

 

- Na wstępie może parę słów o sobie?
- Marcin Kalus, 41 lat, 194 cm wzrostu, 100 kg wagi (śmiech).

- Skąd pan się wziął?
- Wziąłem się z gór, jestem góralem urodzonym w Istebnej, a mieszkałem w Wiśle, tam stoi mój rodzinny dom w którym mieszka mama.

- Górale wprowadzili osobliwą stratyfikację społeczną. Jest pan "pniokiem"?
- Oczywiście, choć moi rodzice to "krzoki", jako ci niepochodzący z gór, po studiach dostali w Wiśle pracę. A ja w górach przyszedłem na świat i tam się wychowałem, dlatego czuję góralską duszę. Tak naprawdę bez gór nie potrafię żyć.

- Wisła jest bardzo rozległa, z jakiej części pan pochodzi?
- Rzeczywiście miasto jest rozległe i terytorialnie dorównuje Bydgoszczy, z tym że w Wiśle w kilku dużych dolinach żyje zaledwie 11 tys. wiślan. Jeśli powiem, że mieszkałem w Wiśle - na Dzielnicach, to pewnie nikomu nic nie powie, w każdym razie jest to centrum miasta, bo do ryneczku mam zaledwie 15 min. piechotą. W skali wiślańskiej znaczy to tyle, co nic. Do czternastego roku życia mieszkałem w Wiśle-Malince, nieopodal słynnej skoczni narciarskiej.

- Znacie się z Adamem Małyszem?
- Oczywiście, choć nie jesteśmy bliskimi kolegami, Adam jest nieco młodszy i spotykając się wymieniamy jedynie ukłony. Nasze losy potoczyły się inaczej. Małysz mieszka niedaleko domu mojej mamy w Wiśle-Głębcach.

- Jak często bywa pan w Wiśle?
- Niestety za rzadko i nie tak często jakbym tego chciał.

- Czas wolny to góry?
- Zdecydowanie, choć niekoniecznie rodzinne Beskidy. Każdy wolny weekend spędzam w górach, gdzie uprawiam ekstremalną jazdę rowerową Enduro. To nie tyle sport, co swoisty styl bycia i życia. W całym kraju jest nas niewielu, może kilkuset, wszyscy się znamy i organizujemy spotkania za pośrednictwem pasjonackiego portalu EMTB.pl.

- Na jakim sprzęcie pan jeździ?
- Mam rower MDE Bolder wyprodukowany przez włoską manufakturę. Pojazd spawany ręcznie bez użycia robotów i robiony pod konkretnego użytkownika.

 

kalus enduro

 Foto: Jarosław Marcisz southbike.pl

- Myślę że moglibyśmy się umówić na osobne spotkanie żeby porozmawiać wyłącznie o Enduro. Kończąc z tematami pozamedycznymi, zapytam: jeździcie pewnie od wiosny do jesieni, a co zimą?
- Oczywiście narty.

- Jest pan absolwentem...
- ... Śląskiej Akademii Medycznej, posiadam specjalizację z ginekologii-położnictwa i wiosną finalizuję ginekologię onkologiczną. Taką specjalizację zdobywa się przez trzy lata w rożnych ośrodkach medycznych, w moim przypadku w Opolu i Poznaniu. Podjęcie jej jest możliwe po wcześniejszym zdobyciu uprawnień, które już posiadam.

- Czy kolejna specjalizacja przełoży się na Oddział, którym pan kieruje?
- Bardzo na to liczę, tym bardziej że tutaj są dobre warunki, lepsze aniżeli w poprzednim miejscu mojej pracy, czyli w Opolu przy Reymonta.

- Jak to, przecież wszyscy głównie narzekają?
- Rzecz w tym żeby ktoś to wszystko zorganizował, bo możliwości są spore. Na miejscu mamy OIOM i chirurgię, co przy zabiegach, jakie zamierzamy przeprowadzać jest bardzo ważne. Wkrótce pierwszy zaplanowany zabieg onkologiczny.

- Czy są to procedury zakontraktowane w Narodowym Funduszu Zdrowia?
- Zabiegi onkologiczne w ginekologii mieszczą się w ogólnym kontrakcie i nie ma potrzeby renegocjowania umowy z NFZ.

- Na jakim poziomie realizacji jest obecny kontrakt, czyli ten przygotowany przez poprzednika?
- Zostało już mało czasu, ale postaramy się wykonać maksymalnie co tylko się da. W poprzednich trzech kwartałach odnotowano 20-procentowe straty, które trudno będzie odrobić.

- Czyli macie zapas?
- Niestety nie, mówiąc wprost: jesteśmy w "plecy" i musimy się zmobilizować żeby ostatni kwartał był wykonany w całości, albo nawet przekroczony. Dość ostro rozpoczęliśmy i na początek porozumieliśmy się z lekarzami praktykującymi w ramach Niepublicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej. To już owocuje. Wcześniej pacjentki były kierowane do zabiegów w innych ośrodkach, obecnie sytuacja wyraźnie się poprawiła. Z dnia na dzień mamy coraz więcej pacjentek i jeżeli trend się nie zmieni - a zadbam, by tak było - to przyszłość jawi się optymistycznie. Niestety, większy problem jest z porodówką, gdzie sytuacji z dnia na dzień odwrócić nie można.

- Czy zna pan brzeskie środowisko medyczne, jak można ocenić atmosferę ostatniego spotkania z ginekologami?
- Z częścią się znamy, bo przecież wcześniej współpracowaliśmy. Atmosfera spotkania była dobra i dostrzegam wolę konstruktywnej współpracy. Zresztą nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Wszyscy mamy dużo zajęć, jesteśmy partnerami skazanymi na sukces. Niech przemówią liczby. W pierwszych dniach mojej pracy w Brzegu mieliśmy po 5 - 6 pacjentek podczas dyżuru, a dzisiaj już - 20!

- Panie doktorze, co tu kryć, objął pan Oddział z kiepską legendą. Można by rzec: przed brzeską porodówką "zawracały bociany". W skali miesiąca rodzi się w BCM tyle dzieci, co kiedyś w ciągu doby. To fakty.
- Wiem o tym i tendencję trzeba odwrócić, to nasze najważniejsze zadanie. Wolałbym nie mówić o złej legendzie, a raczej o niedobrej opinii, którą musimy zmienić.

- Startując do konkursu miał pan moment zawahania: czy zdołamy odzyskać zaufanie pacjentek, zwłaszcza młodych mam?
- Szczerze mówiąc wahań nie miałem, bo znam swoje możliwości. Nie podjąłbym się zadania, gdybym nie miał wpływu na dobór kadry lekarskiej. W tym względzie dyrekcja pozostawia mi pełną swobodę, co bardzo sobie cenię. Dotychczasowa współpraca układa się dobrze, mogę liczyć na pełne zrozumienie. Oczywiście wciąż rodzą się problemy, których jest mnóstwo, ale udaje się je jakoś rozwiązywać. Sam wiele się uczę, trafiłem przecież do placówki zupełnie inaczej zorganizowanej od szpitala w którym pracowałem. Tam mieliśmy anestezjologów tylko dla siebie, teraz trzeba wszystko organizować na innych zasadach. Docieramy się i powoli wszystko ogarniamy. Sprawy idą w dobrym kierunku.

 

kalus ordynator

 

- Co z personelem średnim?
- Nie mam tutaj większych uwag, kadra jest bardzo dobra. Jeżeli trend przyrostu ilości pacjentek utrzyma się - zajdzie potrzeba wzmocnienia personelu. W tym miejscu muszę wyróżnić położne, które świetnie panują nad całością.

- Porozmawiajmy o lekarzach, ilu ginekologów docelowo będzie pracować w Oddziale?
- Wraz ze mną przybył dr Marcin Pasternok, a 1 grudnia dołączy dr Waldemar Bereza. Docelowo będzie nas czterech plus lekarz prowadzący Poradnię. Nie kryję, że mamy większe ambicje. Optymalny wariant to sześciu ginekologów. Wszystko się wykrystalizuje, kiedy wrócą do nas pacjentki.

- Wyposażenie Oddziału, rozczarowanie?
- Przeciwnie. Na ten moment warunki mamy całkiem przyzwoite. Jeśli będziemy się rozwijać zajdzie pewnie potrzeba doposażenia. Ale to przyszłość.

- Zdrowie bez polityki ponoć nie istnieje, dlatego zapytam: władza interesuje się zmianami w brzeskiej ginekologii?
- Pewnie tak, skoro w spotkaniu z lekarzami uczestniczył osobiście pan starosta? W końcu BCM jest ważnym pracodawcą w powiecie o stosunkowo wysokim bezrobociu. Liczę na wsparcie z tej strony.

- Kiedy nastąpi przełom, albo inaczej: kiedy do Brzegu wrócą bociany?
- Te prawdziwe, jak zawsze wraz z wiosną (śmiech). Dałem sobie kilka miesięcy. W samej ginekologii zmiany już widać, porody też się zwiększą, choć to potrwa. Mocno wierzę, że sytuacja odmieni się radykalnie i brzeżanki nie będą musiały rodzić poza Brzegiem.

- Czy widzi pan potrzebę zwiększenia kontraktu z NFZ w następnym roku?
- To jest raczej nierealne, możemy nawet spodziewać się cięć finansowych. Ale dramatu nie będzie, istnieje możliwość przeniesienia punktów z innych oddziałów, które swoich zadań nie realizują do końca.

- Przejmuje się pan rankingami lekarzy, jakie krążą w Internecie?
- Szczerze mówiąc nie (śmiech).

- Mam dobre wieści. Znalazłem same dobre opinie o panu. Już na koniec: lubi pan kobiety?
- Uwielbiam! (śmiech) I dlatego zajmuję ich zdrowiem.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Leszek Tomczuk

 

wywiady na pasku