"Jeśli się neguje wpływy innej kultury, zubaża się swoją i swoje słownictwo. A przecież państwo polskie korzysta z białoruskości – ważna jest w literaturze polskiej obecność Sokrata Janowicza czy Ignacego Karpowicza", mówił w jednym z wywiadów Leon Tarasewicz. Ale na dwóch pisarzach i słynnym malarzu z Podlasia lista białoruskich twórców działających w Polsce bynajmniej się nie kończy.
Zdjęcie: Sergey Shabohin i Paweł Matyszewski, "Smuggling of Biomaterials" (Car Door /BMW E6-43R-00048), 2019, praca z wystawy "Z peryferii", Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej, Galeria Kameralna, CAT, fot. Krzysztof Tomasik/dzięki uprzejmości galerii oraz artysty
Sergey Shabohin
Sergey Shabohin, "ST()RE #12: Zakurzone hasło", 2020, fot. dzięki uprzejmości artysty
Jeden z najważniejszych białoruskich artystów młodego pokolenia, od czterech lat mieszkający w Polsce, to nieodrodne dziecko tak zwanego zwrotu archiwalnego. Jego realizacje często przyjmują formę konstelacji obiektów i obrazów, które dopiero ułożone w zbiór i połączone misterną siecią nitek zyskują znaczenie, jak poszlaki zebrane przez detektywa. Shabohin chętnie sięga przy tym do historii sztuki, zarówno tej ikonicznej, jak radziecka konstruktywistyczna awangarda, jak i tej źle urodzonej, jak sowiecki pop art.
W instalacji "Grey cabinet. Pop art in the USSR" z 2009 roku Shabohin cofał się do lat 60., rekonstruując pustawe radzieckie wnętrze, w którym wszystko – od stolika, przez masywny kredens, po wahadłowy zegar – pokryte jest warstwą popielatej farby. Pomiędzy szereg podstawowych sprzętów domowych wkradają się świadectwa tęsknoty za zachodnim konsumpcyjnym rozpasaniem. W witrynie szyje prężą szklane łabędzie, na kredensie siedzi plastikowy jelonek, a wizerunek Mao sąsiaduje z wyciętą czarno-białą reprodukcją warholowskiego portretu Marylin Monroe. Choć artystyczna wymiana między obiema stronami żelaznej kurtyny kwitła, pop art wrośnięty głęboko w kapitalistyczny pień wyjątkowo nie dawał się łatwo przeszczepić na wschodni grunt.
W szarościach skąpane jest też archiwum składające się na realizowany od 2011 roku, kluczowy w dorobku Shabohina cykl "Praktyku podporządkowania", w 2016 roku pokazywany w białostockiej Galerii Arsenał. Zbierający świadectwa represyjności kruszejącego dziś systemu projekt Shabohina chłonie jak gąbka wszelkie obrazy, nagrania, slogany, historie i przedmioty, wykraczając poza gatunkowe konwencje i tworząc bogate artystyczno-socjologiczne archiwum. Rolę kluczowej postaci na białoruskiej scenie Shabohin zawdzięcza też swoim przedsięwzięciom kuratorskim. Artysta jest m.in. głównym redaktorem internetowej platformy na temat białoruskiej sztuki współczesnej "KALEKTAR", powstałej w odpowiedzi na opłakany stan podległych reżimowi publicznych instytucji kultury, prezentujących dziurawy i wypaczony obraz lokalnej sztuki.
Celina Kanunnikava
Celina Kanunnikava, "Ściana", 2015, akryl na płótnie. Praca z wystawy "Celina Kanunnikava – Masa i władza", 2016, fot. Galeria Sztuki Wozownia w Toruniu
Tak jak Shabohin rozkłada autorytarną rzeczywistość na kawałki i bierze je pod lupę, tak Celina Kanunnikava specjalizuje się w malarskiej syntezie. Podobnie jak u Shabohina, w dorobku urodzonej w Poznaniu, a mieszkającej i pracującej przede wszystkim w Mińsku artystki dominują dziesiątki odcieni szarości, niekiedy przełamywanych intensywną krwistą czerwienią i zimnym błękitem.
W obrazach Kanunnikavej rzadko znajduje się miejsce dla człowieka. Dominuje w nich przede wszystkim architektura, monumentalne, przysadziste budowle związane z władzą, siedziby urzędów, archiwów i mediów. Wyludnione, niemal surrealistyczne scenerie mogą przywodzić na myśl metafizyczne pejzaże Giorgio de Chirico, tyle że zamiast skąpanych w śródziemnomorskim słońcu kameralnych piazza prezentują zalane betonem, usiane przemysłowymi kamerami i otoczone gmachami władzy reprezentacyjne place charakterystyczne dla architektury autorytarnych reżimów.
Celina Kanunnikava, "The Medium is the Message", 2014, akryl na płótnie. Praca z wystawy "Celina Kanunnikava – Masa i władza", 2016, fot. Galeria Sztuki Wozownia w Toruniu
W obrazach Kanunnikavej ujęte z żabiej perspektywy gładkie fasady, przypominające lastrykowe nagrobki, wyrastają z pustego, mrocznego krajobrazu niby góry lodowe z gładkiej morskiej tafli. Wyłaniają się z tła malowanego pojedynczymi muśnięciami pędzla, jak u XIX-wiecznych neoimpresjonistów, tyle że w tym wyssanym z barw imaginarium pointylistyczna technika skutkuje obrazem przypominającym "zaśnieżony" obraz z gubiącego sygnał telewizora. Niekiedy ich ostro ciosane bryły zalewa tajemnicza czarna, smolista substancja. Innym razem szachownica czarnych okien pokrywa całą powierzchnię płótna, dając niemal abstrakcyjny rezultat i zdradzając nawiązania do białoruskiego klasyka sztuki współczesnej Sergeya Kiryuschenki.
Uladzimir Pazniak
Uladzimir Pazniak, praca z wystawy "Polityka strachu", galeria Miasto Otoczenie Sztuka w Gorzowie Wielkopolskim, 2017, fot. materiały prasowe MOS
Edukację zaczynał w Białorusi, na Grodzieńskim Uniwersytecie Państwowym im. Janki Kupały, a kontynuował w Szczecinie, na Akademii Sztuki, w której dziś sam wykłada. Podobnie jak Shabohon, Pazniak sięga między innymi do historii konstruktywistycznej awangardy. W pracy "Inochód" wyrzeźbił w drewnie szafę i modele architektoniczne zaprojektowane przez studentów awangardowego Wchutiemasu, na którym wykładali między innymi Malewicz, Tatlin i El Lissitzky.
Wisienką na torcie jest tu model piramidalnego budynku, jakby zawieszonego w pół drogi między rzeźbiarskimi, swobodnymi i subtelnie asymetrycznymi architektonami Malewicza, a zwalistymi sylwetami gmachów rodem z malarstwa Kanunnikavej. Pazniak w drewnianych obiektach ilustruje więc proces opisywany w teorii przez Borisa Groysa, dowodzącego, że socrealizm stanowił nie tyle zaprzeczenie konstruktywistycznej awangardy, co jej spełniony sen, nawet jeśli jego toporne formy wcale by na to nie wskazywały.
Artysta, odnoszący się także do współczesnej polityki strachu i panicznego ryglowania granic w obawie przed obcymi, zarówno na wschodzie, jak i zachodzie Europy, ma również na koncie prace na swój sposób prorocze. Modele kałasznikowa, jeden wystrugany z drewna, inny sklejony z papieru w ramach warsztatów z dziećmi, odtwarzają broń opracowaną jeszcze w latach 40., a do dziś wybieraną równie chętnie przez państwowe armie, partyzantów, baronów narkotykowych i dyktatorów – w tym Aleksandra Łukaszenkę, który lądując w swojej mińskiej rezydencji i dając się sfotografować po wyjściu ze śmigłowca z pozbawionym magazynku AK-47 w ręku, zamiast fali strachu sprowokował jedynie lawinę memów.
Ala Savashevich
Ala Savashevich, w ramach akcji #BWAWroclawOnline i Tamka, fot.dzięki uprzejmości artystki
Wiszącą w powietrzu zmianę zdawała się też przeczuwać i ilustrować jedna z najnowszych prac Ali Savashevich, urodzonej w Stolinie w Białorusi, a aktualnie związanej z Wrocławiem, gdzie skończyła studia na ASP. Wideo pod tytułem "Oddam ramkę na zdjęcie" powstało 1 kwietnia tego roku, na cztery miesiące przed kolejnymi sfałszowanymi wyborami w Białorusi. Na krótkim, dwuminutowym nagraniu widzimy, jak wbita w czarną garsonkę w urzędniczym stylu i wysokie szpilki artystka z wielkim wysiłkiem próbuje wdrapać się w owym ograniczającym ruchy kostiumie na plastikowy taboret. Gdy wreszcie się jej to udaje, dostrzegamy cel tej gimnastyki – bohaterka zdejmuje ze ściany niewidoczną początkowo w kadrze podobiznę Aleksandra Łukaszenki.
Savashevich często operuje podobnym sarkazmem i specyficznym poczuciem schyłku. Dokamerowy choreograficzny performans "The Rite of Spring" odnosił się do zorganizowanej z uporem, mimo pandemii, wojskowej defilady z okazji Dnia Zwycięstwa na początku maja. W instalacji "Jak prać zamszowe rękawiczki" w witrynie na placu Nowy Targ we Wrocławiu, pusty wieniec laurowy, białe żaluzje, czerwony półokrąg i zwisające smętnie pomarańczowe szarfy tworzyły kompozycję rodem ni to z podupadłego sklepu, ni to z oprawy państwowej parady.
Jana Shostak
Kadr z filmu "Sztuki piękne", reżyseria: Jana Shostak i Jakub Jasiukiewicz, fot. materiały prasowe producenta
"Nazywam się Jana Shostak, jestem artystką i wierzę w skuteczność sztuki" – w ten sposób pochodząca z Grodna absolwentka pracowni Mirosława Bałki na warszawskiej ASP przedstawiła się w... castingach podczas konkursów piękności. Stając w szranki o koronę miss, Shostak nie chciała jednak pofolgować swojej próżności – o ile każda uczestniczka konkursów piękności wygłasza rytualną kwestię o pragnieniu naprawiania świata, to Shostak marzy o tym na serio. Konkursy miss to więc dla artystki jeszcze jedna platforma forsowania swoich idei.
A jedną z nich jest zastąpienie słowa "uchodźca" określeniem nasuwającym w Polsce bardziej pozytywne skojarzenia. Dyplomowy projekt Shostak na warszawskiej ASP "nowak/nowaczka/nowacy" rozgrywał się nie w galerii, a w przestrzeni medialnej, w sieci, w postaci newsów publikowanych przez portale informacyjne i rozgrzanych do czerwoności sekcjach komentarzy pod nimi czy też w wywiadach z artystką w telewizji śniadaniowej. Medialna wszechobecność Shostak miała służyć za środek do celu, którym było upowszechnienie określenia "nowak" mającego przez swojskie skojarzenia stanowić, zdaniem artystki, odpowiednią alternatywę dla "uchodźców", obarczonych, za sprawą podsycanych przez polityków lęków, negatywnymi skojarzeniami.
ZA*zin
Choć w Polsce tworzy aktualnie cały szereg artystów z Białorusi, nie tak łatwo poznać na żywo ich dorobek. Poza nielicznymi wyjątkami, jak Fundacja Villa Sokrates z galerią w miejscowości Krynki na Podlasiu oraz galerie Arsenał w Białymstoku i Labirynt w Lublinie, które wykorzystując swoje położenie blisko wschodniej granicy kraju regularnie prezentują sztukę z Białorusi, Ukrainy czy Litwy, rodzime instytucje wydają się tworzących nad Wisłą zagranicznych artystów nie dostrzegać – jakby przespały ostatnich kilka lat, kiedy w Polsce znacząco wzrosła liczba migrantów, wśród nich także artystek i artystów.
Powoli zaczyna się to jednak zmieniać, przede wszystkim za sprawą samych zainteresowanych. Najnowszą inicjatywą mającą ambicje dokładnego zmapowania i przeanalizowania sytuacji jest ZA*zin, którego inicjatorami są Vera Zalutskaya, kuratorka i krytyczka z Białorusi oraz pochodzący z Ukrainy artyści: fotografka Yulia Krivich oraz współtworzący Open Group Yuriy Biley. Trio stojące za inicjatywą prowadzi właśnie nabór zgłoszeń, które posłużą za bazę publikacji na temat sztuki zagranicznych artystów i artystek mieszkających w Polsce. Jako pierwsze z planowanych działań, stanie się ona przyczynkiem do wciąż praktycznie nieistniejącej refleksji nad pozycją migrantów w polskim polu sztuki.
Autor: Piotr Policht
Piotr Policht – krytyk sztuki, od czasu do czasu bywa też kuratorem. W Culture.pl pisze o sztukach wizualnych i okolicach. Redaktor magazynu „Szum”.