Szewach Weiss b. ambasador Izraela w Polsce, profesor, politolog uniwersytetów w Tel Awiwie i Warszawie - zapytany, jak wyglądałaby Polska, gdyby nie Holokaust, z charakterystyczną dlań przenikliwością, odpowiedział: Polacy szczyciliby się teraz nie kilkoma, a kilkunastoma noblistami, laureatami nagród w różnych dyscyplinach, zdobytymi przez Żydów, których korzenie wywodzą się z Polski.
Kirkut w Szczebrzeszynie
Pękam z dumy w przypadku Isaaka Beshevisa Singera (1904-1991), to mój ulubiony pisarz, który w rodzinnym Leoncinie nie ma nawet ulicy swojego imienia. Nie chcę wierzyć, że dzieje się tak dlatego, że nie mówił po polsku i że tworzył wyłącznie w jidysz. Wydawane w Polsce dzieła wciąż znajdują licznych czytelników i z reguły zostały przełożone z języka angielskiego. Na kartach licznych powieści autor Sztukmistrza z Lublina przywołuje doskonale Polakom znane nazwy: Biłgoraj, Leżajsk, Frampol, Szczebrzeszyn, Józefów, itd. Właśnie zaczytuję się w powieści wydanej w 1998 roku, a więc już pośmiertnie, zatytułowanej: Cienie na rzeką Hudson.
To jedno z ważniejszych dzieł w dorobku Singera. Przedstawia świat amerykańskich Żydów, którzy uniknęli Holocaustu. Wśród rodzinnych kłótni i religijnych sporów kojarzą się i rozpadają małżeństwa z miłości i z rozsądku, kochankowie się rozstają, a małżonkowie umierają i powracają z zaświatów. W tle jawi się, jak zawsze u Singera, Europa no i utracony raj dzieciństwa - Polska. To dla polskich Żydów cienie, czas jakby już nierealny, bo doszczętnie wymarły.
Mój mądry ojciec przez długie życie powiadał, że ludzie potrafią współżyć harmonijnie mimo religijnych różnic. Dzieje się tak do momentu aż nie zajmą się nimi politycy. Moje korzenie rodzinne sięgają wołyńskich Kresów, gdzie - co podkreślał ojciec - przez setki lat pomieszkiwali obok siebie zgodnie Polacy, Ukraińcy, Żydzi i Rosjanie. Oczywiście do czasu.
W ostatnim okresie kilkakrotnie miałem okazję odwiedzenia ziem ze ściany wschodniej. Wędrowałem po Roztoczu i Pobużu szlakiem pamiątek kultury żydowskiej. Jest to doświadczenie traumatyczne nie tylko z powodu owych cieni, ale z przyczyn niejako geopolitycznych. Poznajemy dwa różne światy, kosmosy sztucznie rozdzielone przez dziejową zawieruchę.
Miasteczko Bełz
Pamiątki pożydowskie na terenie Polski, choć wciąż niedocenione i znacznie zdewastowane, jakby ożywają. Są jakieś podstawy do optymizmu, miasteczka pięknieją z miesiąca na miesiąc, buduje się nowe drogi i domy. Tu i ówdzie przypomina się o żydowskich śladach. Może to zasługa młodszego pokolenia, wolnego od uprzedzeń swoich przodków? Na kirkucie w Szczebrzeszynie wypionowano już wiele macew, a jest to dzieło młodych Niemców, porządkujących żydowskie miejsca pochówków, pobierających w tej niezwykłej formie lekcje historii.
Obraz Pobuża, czyli miejscowości polsko-żydowskich zlokalizowanych na terenie Ukrainy, jest zgoła przygnębiający. Tam czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Oto miasteczko Bełz, nadgraniczna prowincja z przejmującym klimatem smutku i bylejakości. Jak wyglądało przed kilkudziesięcioma laty, skoro do dziś jest rozsławiane przez Gołdę Tencer w przepięknej pieśni Majn sztejtełe Bełz. Cóż, poezja i muzyka to para ptaków, stworzeń wzlatujących ponad ludzkimi głowami...
Synagoga w Sokalu
Dla religijnych Polaków Bełz to miejsce szczególne, stamtąd wywieziono do Częstochowy obraz Czarnej Madonny. Można odwiedzić kościół p.w. św. Walentego z sąsiadującą kapliczką, gdzie przechowuje się replikę cudownego obrazu. Jest to rzeczywista oaza, zdecydowanie rzadka na tej pustyni smutku i wyczekiwania na lepsze czasy.