Twierdząc, że po kilkunastodniowym pobycie w Indiach znamy już ten kraj, ocieramy się o śmieszność... Złapaliśmy ledwie pierwszy wdech. Liczący ponad miliard dwieście milionów mieszkańców subkontynent ustępuje pod tym względem jedynie Chinom.
Lądujemy w kulturowym tyglu, mieszaninie ludzi zróżnicowanych wyglądem, religią, tradycjami, obyczajem i mową. Rozmawia się tam 800 językami, a wraz z dialektami 1700, choć do elementarnego porozumienia wystarczy znać ociupinę angielski, a najlepiej narodowy język hindi. Opisanie Indii jest sztuką nie lada, wycieczkowe wtopienie się w hinduskie klimaty przynosi jedynie szok i niekończące się zadziwienie.
Skoro mamy mało czasu powinniśmy rozpocząć zwiedzanie od serca kraju. Patrząc na globus organem tym są stołeczne Delhi.
Lotus Temple w Delhi - największa świątynia bahaistyczna w Indiach
Ale jak tu opisać ?serce", jeśli żyje w nim 1/3 populacji Polski? Musimy zatem ograniczyć się do hinduskiej symboliki i dlatego dzisiaj przybliżymy ikonę Indii. Symbol niezwykły.
Leżąca 200 km na południe od New Delhi Agra jest miejscem pielgrzymek z całego świata. Turyści ciągną tam by zobaczyć Tadż Mahal. To jeden z nowych siedmiu cudów świata, ogłoszonych 7 lipca 2007 r.: obok Wielkiego Muru Chińskiego, Petry w Jordanii, Pomnika Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janerio, rzymskiego Koloseum, Machu Picchu w Peru i Chichén Itzá w Meksyku. Akurat z tym rankingiem wiążą się spore kontrowersje i dlatego UNESCO zdystansowała się, oświadczając iż "Lista siedmiu nowych cudów świata jest tworem prywatnej inicjatywy, który w żaden istotny i trwały sposób nie wpłynie na zachowanie wybranych obiektów".
Jeżeli wymienione cuda mogą rodzić uzasadnione wątpliwości, akurat w przypadku Tadż Mahal wyraźnie przestrzelono. Tak idealnej symetrii i finezji detali nie znajdziemy nigdzie indziej. W kraju, gdzie tyle prowizorki doskonałość nabiera wymiaru mitycznego. Tadż Mahal jest wręcz niewyobrażalne, wrażliwy człowiek do końca wszystkiego nie ogarnia.
Kompleks ów widział prawie każdy, niechby na zdjęciach lub w telewizji, i mógłby skwitować: po co tak daleko jechać i zobaczyć coś, co już znamy. No cóż, to stwierdzenie naiwne. Dlaczego? Tadż Mahal rzuca na kolana!
Tadż Mahal w całej okazałości
Główny obiekt jest grobowcem-mauzoleum Mumtaz Mahali - żony indyjskiego cesarza z dynastii Wielkich Mogołów, Szahdżahana, zmarłej w 1631 roku przy porodzie czternastego dziecka. To chyba jedyna w świecie małżonka uhonorowana w tak niezwykły sposób. Hindusi powiadają, że podobny pomnik mógł powstać jedynie na fundamencie wyjątkowej miłości.
W momencie śmierci Mumtaz Mahal liczyła zaledwie 38 wiosen, choć w stanie małżeńskim przeżyła 18 lat. Według legendy przed swoim odejściem zobowiązała męża do spełnienia trzech obietnic: nie ożenić się, otoczyć opieką wspólne dzieci i postawić upamiętniającą ją budowlę. Zrozpaczony Szahdżahan spełnił wszystkie życzenia i nawet nie wyszedł ze statusu wdowca, co jednak nie przeszkodziło mu w szukaniu pociechy w ramionach licznych konkubin.
W popularnych podaniach jest też mowa, że po ukończeniu budowy władca rozkazał obcięcie kciuków wszystkim robotnikom. Chodziło o to, by nigdy nie stworzyli podobnej arcybudowli. Pewnie to bujda, bo w XIX wieku o Tadż Mahal prawie zapomniano, cały kompleks zarósł krzakami i popadł w ruinę. O odrestaurowaniu mauzoleum zdecydował wicekról Indii lord George Curzon w 1900 roku i bez trudu znalazł fachowców ze zdrowymi kciukami.
Pierwotna budowa trwała prawie ćwierć wieku (1632 - 1654) i według różnych podań zaangażowanych przy niej było ok. 25 tys. miejscowych robotników. Swój udział podobno mieli też dwaj Europejczycy: Włoch oraz Francuz.
Tadż Mahal zbudowano z marmuru, przywiezionego na grzbietach słoni z kamieniołomu odległego o prawie 350 km. Wszystkie znane fotografie kłamią, bowiem mauzoleum nie jest idealnie białe! Również charakterystyczne cztery minarety nie są pionowe i znacznie odchylają się na zewnątrz w czterech kierunkach, czego oko ludzkie nie wychwytuje. To rozwiązanie zamierzone, mające chronić kopułę w przypadku trzęsienia ziemi. Marmurowe powierzchnie pokryte są ogromną ilością kamieni szlachetnych, półszlachetnych i ornamentyką kaligraficzną z czarnego marmuru. Swoje też robi zanieczyszczenie środowiska, marmur po prostu ciemnieje.
Współczesne władze wydały zakaz lokalizowania przemysłu w promieniu 50 km od zespołu budowli, co wpłynęło na lokalne bezrobocie i ogólne zubożenie tubylców. Trzeba przyznać, że Tadż Mahal jest chroniony szczególnie. Szereg barier i mnóstwo mundurowych z długą bronią. Turyści są kontrolowani niczym na lotnisku w stanie zagrożenia terrorystycznego, łącznie ze skrupulatnym przetrząsaniem torebek i plecaków. I słusznie, porządek musi być, bowiem ów cud jest przykładem szczytowych osiągnięć architektonicznych Indii w epoce Wielkich Mogołów. A obecnie to źródło niewyobrażalnych dochodów z których korzystają zapewne jedynie wybrani.
W europejskim poczuciu estetyki Indie są totalnie zaśmiecone. Rodzi się pytanie: dlaczego ten kraj nie może być uprzątnięty, choćby na wzór mauzoleum Mumtaz Mahali? Hindus jednak potrafi!
Po jakimś czasie wszędobylski nieporządek oswajamy i śmieci przestają nam przeszkadzać. Zadziwiamy się cudami architektury, takimi jak Tadż Mahal i monumentalny Czerwony Fort (drugi w Agrze obiekt oblegany przez turystów). Zdumiewają kolorowo ubrani mieszkańcy, owe niepoliczalne typy, każdy człowiek z innego ?kosmosu". Cały ten melanż robi wielkie wrażenie i trudno się dziwić, że subkontynent indyjski wciąga tak wielu ludzi, także z naszej szerokości geograficznej.
W ostatnim dniu pobytu jedna z uczestniczek wycieczki skwitowała: Ja chcę tutaj zostać, jako spóźniona hipiska! (Zatraconych białasów w Indiach spotykamy dość często, sic!). Cóż, na życiowy zakręt i wyluzowanie pewnie już za późno, ale nadzieja umiera ostatnia, przecież w Indiach wierzy się w reinkarnację.