Po opublikowaniu reportaży z azjatyckiej podróży w mojej duszy utrwala się dziwny dyskomfort. W przypadku autora, który z pozycji laika zaledwie naszkicował parę idyllicznych obrazków o Mongolii i który sądzi, że ukazał sól tamtejszej ziemi - niepokój jest czymś nieuchronnym, a w przypadku pyszałka w pełni zasłużony. W mojej głowie umościły się tematy, które musiały się uleżeć, uformować i jakoś literacko ulepić. Myślę, że nadszedł czas podzielenia się wrażeniami bardziej przemyślanymi.
Nie będę stroszył piórek, że posiadłem pełną wiedzę o tym niezwykłym kraju, bo to przecież nieprawda. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem mongolistą z zauroczenia, dopiero odkrywającym ów magiczny świat. Poszukując w Internecie informacji o Mongolii niewiele znalazłem. Zdecydowanie najlepszą stroną jest witryna www.mongoluls.republika.pl, założona przez prawdziwych pasjonatów wśród których jest kilka osób pochodzenia mongolskiego, czy też powiązanych z tym krajem rodzinnie. Dzięki uprzejmości Gregbaatara mogę dzisiaj zająć się życiem codziennym Mongołów.
Orientalny koloryt
Bezczynne rezydowanie w Ułan Bator (Ulaanbaatar) zaczyna nużyć już po kilku dniach. Taki czas wystarcza do złapania orientalnego klimatu miasta, przez wielu podróżników ocenianego, jako nudne i brzydkie, a dla mnie sympatycznego, mimo, że trochę hałaśliwego. Stolica Mongolii w żaden sposób nie oddaje prawdziwego klimatu kraju, który spotkamy dopiero w interiorze.
Ze szkolnych czytanek znamy Mongolię, jako kraj rozległych stepów z rzadko rozsianymi jurtami. Niestety, taki jest schemat prowincjonalnego rozumowania usprawiedliwiony niedouczeniem. Wcześniej nie przypuszczałem, że Mongolia to również góry z wiecznymi śniegami i lodowcami, ogromne jeziora i rwące rzeki o skandynawskim stopniu czystości, dziewicze lasy i nade wszystko ogromna pustynia, surowa i dla człowieka nieludzko straszna. Całości obrazu dopełnia wiecznie błękitne niebo rozświetlane słońcem przez okrągły rok, niezależnie odpory roku. Mieszkańca zatłoczonej i zabetonowanej Europy uderza coś jeszcze: nieskazitelnie czyste powietrze, nietknięta przyroda, rzadkość zaludnienia i brak komunikacyjnej infrastruktury.
Egzotyka
Mongolia szczyci się bogatą wielowiekową historią, z której wywodzi się oryginalna i niespotykana gdzie indziej kultura. To ziemia odwiecznych wędrowców - nomadów, podążających w ślad za swoimi stadami, w rytm przyrody i bez rachuby czasu. Rozsianych na ogromnym obszarze (ponad pięć razy większym od Polski) nielicznych Mongołów (2,8 mln) wyróżniają i zarazem scalają narodowe święta, związane z nimi tradycje, praktyki szamańskie i buddyjskie, typowo mongolskie potrawy i niezwykłe ubiory. Wszystko co nas zadziwia podporządkowane zostało koczowniczemu trybowi życia tamtejszej ludności. Jestem przekonany, że prosty człowiek ze stepu, jak mało kto na świecie, pojmuje kruchość życia i pewnie dlatego, w przeciwieństwie do nas, nie otacza się cywilizacyjnymi gadżetami. Wszystko to sprawia, że Mongolia jest krajem niepowtarzalnym, egzotycznym i w żaden sposób niepodobnym do znanej nam cywilizacji.
Szata zdobi Mongoła
Narodowym strojem Mongołów jest Deel, czyli długa tunika ze stójką, której przednie poły zachodzą głęboko jedna na drugą, w pasie przepasuje się ją jedwabnym pasem (bus) w kontrastowym kolorze o długości nawet do 6-7 m. Czasami na wierzch Deele zakłada się bogato haftowany bezrękawnik. Ciepłe Deele noszone zimą szyte są na futrze. Ten rodzaj ubrania jest bardzo praktyczny. Noszą go kobiety, mężczyźni i dzieci nawet na co dzień, w głębi kraju ale i także w miastach. Górna części Deeli do pasa, tzw. pazucha, służy mężczyznom niby kieszeń do noszenia tytoniu, tabakierki oraz innych osobistych drobiazgów, z której nic nie wypada nawet przy szybkiej jeździe na koniu. Kolorystyka szat jest wprost niezwykła a zestawienie barw bardzo harmonijne, co na tle z pozoru monotonnego krajobrazu daje niesamowity efekt. Nawet w stolicy, obok ludzi w jeansach, spotykamy Mongołów w różnym wieku wystrojonych w Deele.
Imię to jest coś
Imiona Mongołów to kopalnia wiedzy dla językoznawców badających rodowód i znaczenie poszczególnych słów. Tak zwana Tajna Historia Mongołów zawiera około 400 imion. Ludzie noszące niektóre imiona, jak to zostało dowiedzione przez uczonych, rzeczywiście żyli w odległych czasach. Stare imiona mongolskie zawsze mają jakiś sens. Dla przykładu: Czuluu - kamień, Altan - złoty, Munch - wieczny. Od drugiej połowy XVI w. wraz z wpływami buddyzmu zaczęły pojawiać się imiona tybetańskiego i sanskryckiego pochodzenia: Dagwa - sława, Luwsan - mądry, Sambuu - dobry. W obecnych czasach dominują imiona mongolskiego pochodzenia: Tuja - promień, Ceceg - kwiat, czasami te imiona mają złożone znaczenia, np. Naranceceg - słoneczny kwiat, Erdeneczimeg - drogocenna ozdoba, Sarandzul - księżycowy ogień, Mönchdzul - wieczny ogień, Czuchalchuu - ważny syn itp. Osoba życzliwa, która zupełnie bezinteresownie oprowadziła mnie po Ułan Bator i której zawdzięczam niezapomniane wspomnienia z pobytu w Mongolii, nazywała się: Narantuya - słoneczny promień. Zwracając się do starszych wiekiem lub chcąc wyrazić szczególny szacunek dodaje się po imieniu Guaj - czyli szanowny.
Stepowy statek
Mongolska jurta (Ger) jest tradycyjnym mieszkaniem koczowników, mimo to dość licznie występuje nawet w stolicy, tuż obok nowoczesnych budowli. Jurta zbudowana jest z drewnianej kraty pełniącej rolę szkieletu, pokrytego wojłokiem i brezentową tkaniną. Mongolskie domostwo to prawie trzytysięczna historia. Plemiona zamieszkujące mongolską ziemię od niepamiętnych czasów prowadziły koczowniczy tryb życia, w związku z tym potrzebowały domów o prostej konstrukcji, które szybko dałoby się złożyć i rozebrać i które gwarantowałaby schronienie w surowym klimacie. Tym wszystkim wymaganiom sprostała jurta. Dzisiejszy wygląd jurty sformował się w procesie długoletnich doskonaleń.
Okrągła forma pozwala racjonalnie wykorzystać całą przestrzeń, rozmieszczenie wszystkich mebli i przedmiotów w jurcie jest z góry ustalone. Wejście zawsze znajduje się od strony południowej, piec - tagan zawsze znajduje się w środku,w południowo-zachodniej części znajduje się uprząż, siodło i skórzany worek na kumys z kijem do mieszania fermentującego napoju, a w północno-zachodniej skrzynie na ubranie, w północno-wschodniej łóżko, a we wschodniej części szafki i naczynia kuchenne. W dawnych czasach także miejsce dla gości było z góry oznaczone w zależności od płci i stanowiska. Mężczyźni zasiadali w prawej - zachodniej części a kobiety w lewej. Gość, czym dostojniejszy, sadzany był w bardziej północnej części mongolskiego domostwa. Jurta jawi się, jako kosmiczny statek samotnie płynący po zielonym morzu - rozległym stepie z dalekim horyzontem.
Zawsze w drodze
Rozmiary jurty zależą od ilości w niej żyjących osób. Zazwyczaj ma ona od 4 do12 ścian. Drewniany szkielet i inne elementy są lekkie i wygodnie w montażu i w transporcie. Waga średniej wielkości jurty wynosi około 240 kg. Składanie i rozkładanie odbywa się w określonym porządku. Najpierw układa się podłogę, potem na podłodze ściany, które składają się z drewnianych kratek, poszczególne sekcje łączy się jedną z drugą i razem z drzwiami, potem całość obwiązuje się sznurem. W środku na dwóch kolumnach ustawia się toono (okrągłe okno) i łączy się z konstrukcją szkieletową drewnianą. Całość pokrywa się białym cienkim płótnem a potem wojłokiem i opasuje trzema rzędami włosianego sznurka. Jurta jest dość wytrzymała na wiatry i nie rozwali się nawet przy trzęsieniu ziemi. W jurcie znakomicie rozwiązana jest cyrkulacja powietrza. Jeśli w murowanym domu w ciągu jednej godziny powietrze zmienia się 1-2 razy, to w jurcie 50-100 razy. Przysłanianie toono to rytuał i wielka sztuka gwarantująca doskonały mikroklimat. Osobliwością jurty jest też to, że może ona służyć za zegar słoneczny. Promień słoneczny wpadając przez wierzchnie okno i pełzając po kratkach ściennych daje możliwość dość dokładnie określić godzinę.
Powinności gościa
Życie koczowników toczy się bez żadnego pośpiechu. Ich tryb życia, standard jest niepodobny do europejskiego. Do dziś szczególnie poza miastami zachowane są stare obyczaje i tradycje. Jak stare mongolskie przysłowie głosi, że jeśli wypiłeś ich wody, to zastosuj się do ich tradycji. W interiorze nieuniknione są spotkania z miejscowymi ludźmi. Zanim wyruszymy w step winniśmy zapoznać się z tradycjami i zwyczajami bo ich przestrzeganie zapewni nam szacunek i lepsze traktowanie. Warto pamiętać, że nie przystoi:
- gwizdać w jurcie ani w mongolskim domu;
- stawiać stopy w kierunku ołtarza podczas siedzenia w jurcie;
- nadepnąć na próg przy wchodzeniu do jurty;
- opierać się o kolumny i ściany w jurcie;
- zadeptać ogień, polać wodą lub rzucać do niego różne śmieci, ponieważ ogień jest święty;
- chodzić przed starszą od siebie osobą;
- siedzieć tyłem do ołtarza lub innych religijnych przedmiotów;
- dotykać głowy lub czapki innej osoby;
- położyć nóż ostrzem w czyimś kierunku albo podać go ostrym końcem, trzymając za uchwyt;
- brać jedzenie z talerza lewą ręką;
- w przypadku poczęstunku trzeba skosztować chociaż troszeczkę jedzenia;
- nie należy protestować poprzez wymachiwanie rękawami lub wyciągać małego palca prawej ręki, co jest odbierane za przejaw lekceważenia.
Wchodząc do jurty, na znak szacunku dla gospodarzy, należy założyć czapkę. Wypada też poruszać się zgodnie z ruchem wskazówek zegara a po przypadkowym nadepnięciu na czyjąś nogę trzeba poszkodowanemu podać rękę.
Coś na ząb
Kuchnia mongolska składa się głównie z dań mięsno-mącznych i mlecznych, liczy ponad 200 potraw. Podstawą jest baranina, wołowina, rzadziej mięso końskie,kozie oraz drób. Ulubioną potrawą Mongołów jest bulion na mięsie z kością z kluskami, makaronem lub łazankami oraz buudz (pierogi z mięsem gotowane na parze), chuuszur (rodzaj pierożka z mięsem smażony na tłuszczu). Ozdobą mongolskiego posiłku jest cały zad barania wraz z boczkiem gotowany w całości. Podaje się go na wielkiej tacy podczas uroczystości Cagaan Sar (uroczystość Nowego Roku według starego kalendarza księżycowego) oraz na innych dużych uroczystościach. Najczęściej Mongołowie jedzą mięso gotowane, przeważnie wołowinę lub baraninę. Gotują je bardzo krótko i podają na stół wraz z kością. Tak przyrządzone mięso nie traci witamin i zachowuje soczystość.
Spożywa się również ajrag (kumys), kefir, ser biały, twaróg (bjaslag), aruł (aaruul - suszony twaróg), zsiadłe mleko, urum (gruby kożuch schładzanego gotowanego mleka). W dawnych czasach w sezonie letnim Mongołowie prawie wcale nie jedli potraw mięsnych. Czasem gotowali zupy z mięsa suszonego tzw. Borc. Borc przygotowywano późną jesienią z surowego uda wołowego tnąc w długie paski i susząc na mrozie i wietrze.
Niewątpliwie najciekawszymi potrawami których możemy spróbować tylko u Mongołów są boodog i chorchog. Boodog przyrządza się z całej tuszki kozy. Usuwa się tylko kości i wnętrzności a w ich miejsce wkłada się różne przyprawy i rozżarzone kamienie a następnie zawiesza się nad ogniskiem i opieka obracając co jakiś czas. Chorchog robi się na ogół z mięsa baraniego (całego lub pół barana w zależności od ilości osób) w ten sposób, że mięso dzieli się na kawałki wraz z kością, wkłada do dużej metalowej bańki (np. konew na mleko), dodaje się do tego przyprawy a następnie rozżarzone na ogniu kamienie. Zamyka się szczelnie bańkę i obraca nią przez 20-30 minut. Tak przyrządzone mięso jest bardzo smaczne. Zupę, która wytworzyła się w środku pije się w czarkach a gorące kamienie trzyma się w rękach lub przykłada do bolących miejsc. Według wierzeń mongolskich mają one uzdrawiającą moc.
Ryb starsi Mongołowie praktycznie nie spożywają. Z zasłyszanych informacji wiem, że młodzież, zwłaszcza mieszkańcy stolicy, zaczynają dopiero ryby odkrywać, które zamawiają w restauracjach.
Gość w dom
Surowe i pozbawione wszelkich wygód życie stepowe stawiało ludziom rozrzuconym na ogromnych przestrzeniach specjalne wymagania, szczególnie ważna była wzajemna pomoc i życzliwość. Rzadkie spotkania z dalszymi, czy bliższymi sąsiadami, czy nieznajomymi zawsze były radosne i pożądane. Mongolska mądrość narodowa głosi, że Szczęśliwy ten gospodarz przy jurcie którego zawsze stoją konie wędrowców. Dlatego obyczaj gościnności zachował się do czasów obecnych.
Gościnność ta wyrażona jest wielkim szacunkiem i radością dla każdego gościa. Gospodarz jurty obowiązkowo dobrze przyjmie, nakarmi, napoi w myśl powiedzenia ?czym chata bogata". Przy tym on nigdy pierwszy nie zacznie rozmowy, będzie czekać kiedy zacznie ją gość. Zgodnie z tradycją gość powinien przed wejściem do jurty na znak, że nie ma złych zamiarów, obejść ją jeden lub dwa razy w kierunku słońca, broń czy nóż zostawić przed wejściem. Nadepnięcie nogą na próg przy wchodzeniu do jurty czy domu uważane jest za brak szacunku. Jeśli gospodarz wita wyciągając przed siebie otwarte ku górze dłonie - co znaczy: "nie mam żadnej broni, której mógłbym użyć przeciwko tobie" - należy wyciągnąć swoje dłonie, ale tak, żeby znalazły się pod dłońmi gospodarza (szczególnie to jest konieczne podczas witania się z osobą starszą od siebie). Starsi ludzie przy powitaniu "obwąchują'' młodszego gościa, tj. dotykając twarzą jego policzka wciągają nosem głośno powietrze. Należy to przyjąć jako oznakę szczególnej życzliwości, potraktowania gościa jak syna. Na znak szacunku wobec gościa, gospodarz przed powitaniem go wkłada nakrycie głowy.
Mongolskie grzeczności
Po pozdrowieniach z domownikami gościa najważniejszego sadzają w części honorowej jurty, tj. północnej. Pozostali mężczyźni siadają po stronie zachodniej, zajmując miejsca od północy ku południowi według stanowiska i wieku - najmłodsi najbliżej wyjścia. Kobiety siadają we wschodniej stronie jurty.
Forma pozdrowień i gestykulacje różnią się w zależności od celu i charakteru wizyty. Pozdrowienie bywają codziennie, sezonowe, zawodowe i uroczyste. Po powitaniu gospodarz częstuje gościa tabaką ze specjalnej tabakierki, podając prawą ręką swoją tabakierkę, zabierając jednocześnie tabakierkę rozmówcy. Jeśli jest większa biesiada, jej uczestnicy podają obiegiem tabakierkę, przyjmując jednocześnie tabakierki innych. Tabakierka taka kiedyś była i jest teraz nadal przedmiotem dumy każdego Mongoła. Wykonana jest na ogół ze srebra zdobionego koralami lub z innych szlachetnych kamieni. W tradycji ojciec przekazuje tę tabakierkę najmłodszemu synowi. Zachowany do dzisiejszych czasów zwyczaj wzajemnego częstowanie się tabakierką jest wyrazem szacunku. Po tabakierce podaje się herbatę, mleczne produkty, a potem inne dania w zależności od czasu trwania i charakteru wizyty.
Tradycja gościnności bardzo ułatwia poruszanie się po stepie. Wędrowiec może być pewien, że w każdej jurcie znajdzie wszystko co niezbędnie: gościnę, nocleg, jedzenie, a często także konie czy wielbłąda na dalszą drogę. Takie jest niepisane lecz bardzo wzruszające prawo stepu.
Potrzeba dwojga rąk
Jednym z najbardziej popularnych obyczajów jest zwyczaj częstowania herbatą. Jeśli gość chociaż na chwilę zajdzie do jurty o dowolnej porze dnia czy nocy, gospodarz albo gospodyni obowiązkowo poczęstuje go zieloną herbatą, zabielaną mlekiem lub ajragiem (kumysem). Poczęstowanie napojem białego koloru od dawna uważane jest jako wyraz szacunku i czystości uczuć.
Podnosząc herbatę gospodyni na znak szacunku i uważania podaje gościowi czarkę dwoma rękami, a gość powinien ją przyjąć także dwiema rękami, tym okazuje szacunek dla gospodarzy i wyraża swoje podziękowanie. Zwyczaj dawania i przyjmowania prezentu dwoma rękami istnieje w Mongolii od bardzo dawna. Ten gest oznacza ?proszę albo dziękuję". Dlatego nie dziwmy się kiedy Mongoł otrzymując od nas prezent nie dziękuje słowami, tylko przyjmuje go obydwoma rękami. Tym gestem wyraża swoje podziękowanie.
Do widzenia Mongolio
Gościa z jurty odprowadzają wszyscy biesiadnicy, najpierw wychodzi gospodarz a za nim pozostali. Gospodarz kropi mlekiem strzemię konia wędrowca i bryzga w niebo za nim, życząc tym samym szczęśliwej drogi i powodzenia.
A więc - Bajartai Mongolio!
zdjęcia autora