Istnieje tysiąc powodów dla których na Kubę trzeba polecieć. Że ciepło zimą - to po pierwsze. I w zasadzie ten jeden pretekst wystarczy. Pozostałe powody, a zostało ich jeszcze 999 (spokojnie, tak długo ględzić nie zamierzam), są równe temu pierwszemu, jeśli nawet nie ważniejsze. Pamiętajmy: reżim familii Castro powoli kruszeje i trzeba się spieszyć by ?odchodzącą" Kubę zobaczyć.
Może się zdarzyć, że już po wylądowaniu, bez specjalnej wyobraźni, zobaczymy kraj zalany turystami, jakieś kolejne Cancún czy Acapulco. Takie odczucie grozi przybyszom przetransferowanym prosto z lotniska do któregoś z wydzielonych resortów. Ale wyhamujmy, prawdziwa Kuba jest tuż obok.
Warto wiedzieć, że przybywamy "stamtąd", z punktu widzenia człowieka z Karaibów, z lepszego świata, i niech - broń nas Panie Boże - nikomu nie odbija palma. Takich drzew akurat na wyspie spotkamy całe lasy. Odizolowanych od świata wyspiarzy powinniśmy wesprzeć skromnością, ale też moralnie, politycznie i w jakimś sensie materialnie. Oczywiście na turystach pasie się głównie reżim, jednakże zwykli Kubańczycy poprzez obcowanie z ludźmi ?stamtąd" wiele zyskują, dowiadują się mianowicie prawdy o świecie. Nie dziwmy się. Kuba to kraj bez telewizji satelitarnej, ze ślamazarnym Internetem i dopiero od roku legalnymi komórkami na które zresztą mało kogo stać.
To kraj bez reklam. Można jedynie propagować miejscowy raj - zaprowadzoną przez Fidela polityczną utopię. Jego rządy, o wiele za długie, przeminą szybciej niż się komu wydaje. Dobijający dziewięćdziesiątki starzec nie ma prawa decydować o przyszłości kolejnych pokoleń. Sukcesor Fidela, niewiele odeń młodszy - przyrodni brat Raul, jest podróbką El Comandante, usiłującym konserwować co się da. Trudno się dziwić, że zaczyna to i owo reformować (zalegalizował dolary, wycisza kretyńską propagandę i pomniejszył rolę Comites de Defensa de la Revolucion, czyli Komitetów Obrony Rewolucji). Hawańczycy powiadają, że braci Castro stolica już nie popiera, reżim popularny jest jeszcze na głuchej prowincji.
Rodzą się pytania: dlaczego porośnięty trzciną cukrową raj racjonuje obywatelom cukier, ?rarytas" bez którego Kubańczycy nie potrafią się obejść? Dlaczego niegdysiejsza kawowa potęga reglamentuje kawę? Napój, obok rumu Havana Club, dla Kubańczyków niemalże narodowy. W ramach comiesięcznych przydziałów obywatele otrzymują produkt kawo-podobny, jakiś mix, który po zalaniu wrzątkiem przemienia się w okropną lurę. Trudno zatem się dziwić, że kelnerka poproszona o zaparzenie kawy przywiezionej z Polski, niosąc filiżankę, wręcz upaja się kawowym aromatem. Scenka żywcem wyjęta z salonu, gdzie pozwalają wąchać wyrafinowane perfumy.
Na Placu Rewolucji, z monumentalnym pomnikiem wieszcza Joségo Martí (ichniejszy Mickiewicz), Fidel Castro przekonywał tłumy hawańczyków do swoich racji. Snuł świetlane wizje, manipulował, właził w mózgi, złorzeczył na Amerykanów z USA. Wielogodzinne przemówienia uprzyjemniano rozdawnictwem kawy. Milionowy tłum był cierpliwy, racząc się gratisową kawą wsłuchiwał się w Fidela czarującego humorem i autoironią. Ale to se ne vrati, jak mawiają Kubańczycy studiujący w czeskiej Pradze. Fidel zaniemógł, Raul mówcą nie jest, a kawy... zabrakło.
Podczas naszego pobytu zdarzył się geriatryczny cud. Fidel ożył i przez 6 godz. (!) przemawiał na targach książki, co można było zobaczyć w telewizji. Cóż, wódz nie do zdarcia, ale już do siebie nie przekona. Na nic zapewnienia, że rewolucja nigdy się nie skończyła. Wszystkie billboardy w Hawanie wyblakły, a nowych nie widać: REWOLUCJA ALBO ŚMIERĆ, REWOLUCJA TO NIGDY NIE KŁAMAĆ I NIE ŁAMAĆ ZASAD MORALNYCH lub AMOR CUERDO, NO ES AMOR, w wolnym tłumaczeniu: Rozsądna miłość, nie jest miłością i... twarz Che Guevary. O, nie! Che obiektem miłości? On przecież nie jest już trendy, ani tym bardziej sexy, to co najwyżej ikona wykreowana przez Fidela, a w praktyce - kalkomania w sam raz na T-shirta dla turystów. Radocha do pierwszego prania...
Dwie waluty i cztery obiegi detaliczne! Kubańczycy mają swoje peso cubano, turyści swoje peso cuc, z tym, że waluta turystyczna jest równa dolarowi. Najniższa pensja wynosi 240 peso cubano i równa się 10 $ USA. Lekarz specjalista zarabia 25 peso cuc, przewodnik 15 cuc. Za puszkę znakomitego w tropikach piwa Bucanero turysta zapłaci 1 peso cuc, a więc dolara! Flaszka przedniego rumu - 8 peso cuc.
Niby rewolucja zagwarantowała wysoki poziom edukacji, ale bez szans na sensowne zatrudnienie, oraz darmową opiekę medyczną z nieosiągalnymi lekami. Jak to w komunie: sztuczne etaty i w oficjalnej propagandzie brak bezrobocia.
Poza tym mamy reglamentowane przydziały towarów codziennego użytku i oczywiście czarny rynek. Wołowiny zwykły zjadacz nie dostanie, policjanci kontrolują przejeżdżające samochody w poszukiwaniu ?nielegalnego" mięsa. Za zabicie krowy grozi 25 lat więzienia (za człowieka tylko 15), a wołowina mimo to jest towarem mocno poszukiwanym. Mleko jest rarytasem dla wybranych, tylko w proszku i dla dzieci do siódmego roku życia. Na miesiąc mniej niż kg mięsa mielonego i ćwierć kurczaka lub zamiennie ryba, 10 jajek na osobę. Na kartki ryż oraz cukier i kawa.
Coca-Coli w sklepach z reglamentowanymi produktami nie uświadczysz, trzeba się naszukać - znajdziemy w turystycznych zonach. Powszechnie dostępny jest erzac o nazwie tuKola, smakujący niczym peerelowska Polo-Cocta, czyli płyn orzeźwiająco-zamulający. Ostatecznie nadaje się do rozcieńczania białego rumu Havana Club. Tym czymś można ryzykować leczenie kaca, który pojawia się dopiero po wypiciu wiadra kubańskiego alkoholu. Tak, to cud...
Prócz rumu Kubę kojarzymy z cygarami. Nie zapominajmy o przecudnej urody Kubankach. Ich niewątpliwy czar i wdzięk jest efektem kompilacji genów wszelakich ras, różnych ludzi, którzy niekoniecznie dobrowolnie na wyspie wylądowali.
Po wytępieniu rdzennych mieszkańców - Indian, co zrealizowano zaledwie w 60 lat, Kubę zamieszkują ludy z całego świata w ilości ponad 11 mln. Nie sposób zatem mówić o jednolitym narodzie kubańskim. A zresztą po co ów dylemat roztrząsać? Przecież sam El Comandante jest hiszpańskim emigrantem. A Ernesto Che Guevara? To rewolucjonista i pisarz argentyński!
Inne ciekawostki i o tym, jak może przyśnić się Fidel Castro, w części drugiej.
Foto: Ryszard Damuć i Leszek Tomczuk