Turystyka miejska w Warszawie rozkwita, organizowane są wycieczki: śladami bohaterów literackich, po targach i bazarach, pustostanach, klubach muzycznych; slumsach, galeriach sztuki, domach, w których mieszkali wielcy ludzie kultury… A oto nasz przewodnik po miejscach nieistniejących.
Pierwszy dzień stanu wojennego, transporter opancerzony przed kinem "Moskwa" w Warszawie i reklama filmu "Czas Apokalipsy", 13 grudnia 1981, fot. Chris Niedenthal / Forum
Turystyka do miejsc nieistniejących może nastręczać trudności. Na szczęście możemy znaleźć się w ich pobliżu, zobaczyć szczątki albo zdziwić się, że współczesny układ miasta wygląda zupełnie inaczej niż dawny. Wycieczki po miastach nieistniejących prowadzą przez mapy, stare ryciny i zdjęcia, a także pamiętniki, powieścii i książki o historii architektury. Trzeba przygotować się na dużo rozbieżnych informacji i sprzecznych źródeł. Na początku może dziwić, że niektóre budynki nie są opisywane szczegółowo, ale dzięki temu każdy detal napotykany w trakcie spacerów daje niesłychaną radość odkrywania.
Fotografie Karola Beyera, jednego z najsłynniejszych fotografów dawnej Warszawy, żył w latach 1818–1877
źródło: Polona / www.polona.pl
Warszawa, ze swoją burzliwą historią, nadaje się do turystyki miejsc nieistniejących wyjątkowo dobrze. Wycieczka po nich mogłaby być reklamowana tak (''Lonely Planet zaprasza na wycieczkę, która się nie odbędzie''):
Podziwiaj harmonię saskiej osi barokowej, a przy okazji zrób zakupy w Gościnnym Dworze (gwar prawie tak duży jak na arabskim suku!). Odpoczynek od zgiełku wielkiego bazaru znajdziesz w Wielkiej Synagodze, gdzie możesz obserwować modlących się Żydów, potem zapal świeczkę w soborze św. Aleksandra Newskiego. Człowiek potrzebuje też trochę rozrywki, może w cyrku Staniewskich? A co z kulturą? Może ''Czas apokalipsy'' w Kinie Moskwa?
Barokowa Oś Warszawy
Król August II z saskiej dynastii Wettynów postanowił wznieść rezydencję, która będzie godna władcy absolutnego (jego niedoścignionym wzorem był oczywiście Wersal czasów Ludwika XIV). Oś miała ciągnąć się od Krakowskiego Przedmieścia do placu Za Żelazną Bramą, przez Ogród Saski. W jej centralnym punkcie znajdował się Pałac Saski i towarzyszący mu ogród. Barokowa oś Warszawy była pierwszym tego typu rozwiązaniem w historii polskiej urbanistyki, niestety przez różnego rodzaju kryzysy polityczne i ekonomiczne nigdy nie została w całości zrealizowana.
Saski Ogród pokrywa nocy pomrok szary,
Na ławkach zasiadają rozmarzone pary,
Rozpoczyna się pora miłosna i słodka,
którą kończy zawistna strażników grzechotka.
Autor anonimowy, ''Szkice i obrazki'', Warszawa 1858
Pałac Saski, fot. Karol Beyer / Polona / www.polona.pl
Wcześniej na miejscu Pałacu Saskiego znajdował się barokowy pałac Jana Andrzeja Morsztyna, który razem z otaczającymi go polami został wykupiony przez saskiego króla w 1713 roku – od tego momentu trwała jego przebudowa, skończona w 1748 roku, w czasie kadencji Augusta III Saskiego. Dobudowano dwa rokokowe skrzydła, które zamykały ogromny dziedziniec Pałacu – rozbudowa nie była tak okazała, jak planowano, ale mimo to wystarczała, żeby organizować wielkie przyjęcia, uczty i pokazy fajerwerków. W okresie Królestwa Polskiego funkcjonowało tam Liceum Warszawskie (kształcili się w nim między innymi Fryderyk Chopin i Oskar Kolberg). Po 1831 w Pałacu mieszkali carscy żołnierze, a po odzyskaniu niepodległości znalazł się w nim Sztab Generalny Wojska Polskiego.
Pałac Saski został wysadzony przez Niemców w grudniu 1944 roku. Dzisiaj niektórzy chcieliby go odbudować (i dawniej z nim sąsiadujący Pałac Bruhla), żeby z powrotem nadać sens Osi Barokowej i ''przywrócić prestiż tego miejsca, sprawić, żeby warszawiacy byli znowu dumni ze swojej stolicy'' (Stowarzyszenie Saski 2018). Być może wprowadziłoby to pewien ład (ale co zrobić z budynkami, które sąsiadują z Osią i z nią nijak nie współgrają?), a część mieszkańców Warszawy odzyskałaby dla siebie ważny symbol. Straciłaby na tym turystyka wyobrażona – chyba że spróbowalibyśmy wejść na kolejny poziom abstrakcji i wyobrazić sobie nieobecność pewnych budynków.
Żelazna Brama
Archiwalny rysunek Żelaznej Bramy w Warszawie, fot. Polona / www.polona.pl
Elżbieta Charazińska w książce '"Ogród Saski" pisze:
Nazwa Żelaznej Bramy wywodzi się od materiału, w jakim została wykonana część ruchoma stanowiąca właściwą bramę. Była to krata o ornamencie geometrycznym w partii dolnej, na wysokości jednej trzeciej przechodząca w pręty – lance, zakończone trójkątnymi ostrzami. Umocowana była w kamiennej architektonicznej konstrukcji. Ozdobiona została przez rzeźbiarsko rozwiązane emblematy władzy monarszej. Po jednej stronie kartusze wypełniały herby Polski i Litwy, zwieńczone królewska koroną, a po drugiej herby dynastii Wettynów z elektorskim kapeluszem.
Żelazna Brama zamykała Oś Saską od strony zachodniej. Żelaznej Bramy już nie ma, ale nadal żyje, na swój sposób, w przestrzeni miasta. Za Żelazną Bramą to nazwa jednego z najbardziej charakterystycznych osiedli współczesnej Warszawy. Na przełomie lat 60. i 70. architekci zagospodarowali teren, który po wojnie był kompletnie zdewastowany – znajdowało się tutaj getto, które zostało całkowicie zrównane z ziemią. Inspirowane myślą La Corbusiera osiedle składa się z 19 bloków, każdy z nich ma od 11 do 15 pięter i od 320 do 400 mieszkań. Nie jest to typowe dla tamtych czasów osiedle z ''wielkiej płyty'', budulcem bloków jest bowiem beton (eksperymentalny system ''Stolica'').
Gościnny Dwór
Archiwalna pocztówka z widokiem na Gościnny Dwór w Warszawie, fot. Polona / www.polona,pl
Gdzie? Niedaleko Pałacu Lubomirskich, pl. Żelaznej Bramy 10
''Mieści w sobie 168 sklepów i tyleż straganów, otoczony wewnątrz i zewnątrz kolumnadą w arkady z lanego żelaza, z ozdobami architektonicznemi'' – mówił ''Przewodnik po Warszawie, z planem miasta ozdobionym 10 rycinami na stali'' z 1857 roku. ''Za Żelazną Bramą wzniesiono lekki pałacyk w kształcie lekkiego owalu, w którym wewnątrz i zewnątrz mieszczą się kramiki żydowskie z najróżnorodniejszą tandetą. Miejsce wycieczek po towar wielu pań warszawskich, ogromnie niechlujne, utrzymane i przepełnione tandetą'' – twierdzili autorzy ''Ilustrowanego przewodnika po Warszawie na rok 1892''. W ''Krótkim przewodniku po Warszawie dla włościan i wycieczek włościańskich'' pióra Trzebińskiego z 1917 roku przeczytamy tylko, że to wielki targ drobnych przedmiotów, ubrań i obuwia. Józef Galewski pisał:
Tuż przy wyjściu z Ogrodu Saskiego za Żelazną Bramą był targ i ruch od rana do nocy. Stały tam słupki żelazne połączone poręczami, odgradzające stoiska z różnymi produktami. Gdy przyszły święta [...], to istne tłumy z całej Warszawy zbiegały się tu po zakupy. Tu był największy i najtańszy wybór wszelkich wiktuałów. Istniały także targi na Starym Mieście, na Mariensztacie i Ordynackiem, ale prym przez całe lata trzymała Żelazna Brama
Handel toczył się tam od 1841 roku aż do września 1939 roku, kiedy Gościnny Dwór (zwany też z rosyjska Гостиный Двор, a po odzyskaniu niepodległości Wielopolem) został zbombardowany.
Sobór św. Aleksandra Newskiego
Gdzie? Plac Saski, dzisiejszy Plac marsz. Józefa Piłsudskiego
Projekt przebudowy Soboru św. Aleksandra na kościół katolicki, projekt Władysława Szyllera, fot. Polona / www.polona.pl
Generał gubernator warszawski Iosif Hurko, bohater 10 z kolei wojny rosyjsko-tureckiej i wielki zwolennik rusyfikacji Polski (zakazał używania języka polskiego w szkołach, wzmocnił cenzurę i prześladował wyznawców kościoła unickiego) wystosował list do cara Aleksandra III, w którym upominał się o miejsce do modlitwy dla 42 tysięcy wyznawców prawosławia przebywających ówcześnie w Warszawie. Prośba została rozpatrzona pozytywnie, a wysocy hierarchowie cerkiewni komentowali:
Rosyjska prawosławna świątynia [...] wzniesiona na najwidoczniejszym miejscu Warszawy jest koniecznością nie tylko dla potrzeby religijnej, ale jest konieczna jako symbol rosyjskiej państwowości w tym kraju, symbol prawosławnej Rosji, której nierozłączną część stanowi Królestwo Polskie.
W tym samym miejscu stał wcześniej obelisk poświęcony pamięci polskich oficerów wiernych carowi zabitych w czasie Nocy Listopadowej. Przeniesiono go na pobliski plac Zielony (dzisiejszy plac Dąbrowskiego – miejsce przedziwne, gdzie jednocześnie można obserwować neorenesansowy pałac Szlenkierów, opisywane już osiedle Za Żelazną Bramą i socrealistyczny Pałac Kultury), a zlikwidowano w 1917 roku – warszawiacy nigdy nie obdarzyli go zbyt wielkim szacunkiem. Sobór św. Aleksandra był ideologicznym przedłużeniem lojalistycznego pomnika. To nie spodobało się niektórym Rosjanom: twierdzili oni, że wykorzystywanie Cerkwi w celach politycznych tylko umniejsza jej rangę. Przeciwnikiem budowy Soboru był m.in. Aleksander Błok.
Budynek powstał według projektu Leontija Benois, prace nad budową trwały aż 18 lat (od 1894 do 1912), a największą chlubą soboru była dzwonnica. 14 dzwonów do warszawskiej świątyni odlewano specjalnie w Moskwie, największy z nich był piątym, co do wielkości, dzwonem na terenie całego Imperium Rosyjskiego. Na początku XX wieku był jedną z najwyższych budowli Warszawy, mierzył 70 metrów. Przy malowaniu fresków zatrudniono kilku malarzy, w tym romantyka Wiktora Wasniecowa.
Widok na Sobór na Placu Saskim i Komendaturę Miasta, fot. Polona / www.polona.pl
Po wycofaniu się Rosjan z Warszawy sobór przejęli Niemcy, którzy zorganizowali tam kościół garnizonowy. W momencie odzyskania niepodległości rozpętała się narodowa debata: co zrobić z olbrzymim budynkiem, który stoi w centralnym punkcie stolicy. Większość chciała go rozebrać: niektórzy jako symbol obcej władzy, inni jako obiekt nieciekawy pod względem artystycznym i niepasujący do tkanki miejskiej. Soboru bronili nieliczni: Stefan Żeromski proponował, żeby przekształcić obiekt kultu religijnego w muzeum martyrologii polskiej (walczył też o zachowanie fresków Wasniecowa); wśród obrońców byli też poeta Antoni Słonimski i senator Wiaczesław Bogdanowicz (prawosławny Białorusin). Ten ostatni wygłosił na ten temat odezwę:
Tylko nie mówcie panowie, że on musiał być zniszczony jako pomnik niewoli. Powiedziałbym, że dopóki on stoi, jest najlepszym pomnikiem dla przyszłych pokoleń, uczącym je, jak można szanować i strzec swojej ojczyzny, rozebrany będzie haniebnym pomnikiem nietolerancji i szowinizmu [...] A przecież przyjeżdżają cudzoziemcy – Anglicy, Amerykanie – patrzą na to ze zdziwieniem, fotografują, a fotografie rozpowszechniają po całym świecie, naturalnie razem z opinią o polskiej kulturze i cywilizacji.
Co dzisiejszy turysta może zauważyć w miejscu, w którym stał Sobór św. Aleksandra Newskiego? Przede wszystkim jego brak. I pobliski hotel Victoria. Swoją drogą Victoria nie stała tam od zawsze, kiedyś był tam najpiękniejszy pałac przedwojennej Warszawy, eklektyczny Pałac Kronenberga.
Hotel Victoria, zdjęcie z artykułu Sebastiana Łupaka, „Monachium. Co łączy film Spielberga z warszawską Victorią?", fot. Nowy Dzień / Narodowe Archiwum Cyfrowe / www.audiovis.nac.gov.pl
Wielka synagoga
Gdzie? Plac Tłomackie 7
Projekt architektoniczny zamówiono u Leandra Marconiego i w 1878 roku w święto Rosz Ha-Szana na Placu Tłomackie uroczyście otworzono największą synagogę Warszawy. Spotykali się tam zwolennicy Haskali, żydowskiego oświecenia, którego główny ośrodek znajdował się w Berlinie. Budynek miał zwolenników oraz równie licznych przeciwników. Wzniesiono go na klasycystycznym planie, zbliżonym do krzyża łacińskiego. Klasyczna była również fasada, ozdobiona harmonijnymi renesansowymi i empirowymi dekoracjami, którym towarzyszyła bizantyńsko–mauretańska struktura. Długość całego budynku wynosiła 64 metry, wnętrze było prostokątem o wymiarach 33 na 29 metrów, świątynia była pomyślana na 2400 osób.
Swoją wielkość i piękne dekoracje (złoto, srebro, orientalne tkaniny i marmury) Wielka Synagoga zawdzięcza zamożnym wiernym: wokół Haskali gromadzili się bankierzy, prawnicy, lekarze. Kazania (mimo carskiego zakazu) były wygłaszane w języku polskim. Nad głównym wejściem wisiał napis: ''Bogu Jednemu na chwałę za panowania Aleksandra II Cesarza Wszech Rosyi Króla Polskiego'' (co spotykało się z krytyką przeciwników caratu). Doktor Eleonora Bergman wyjaśniała:
Chór występujący w Wielkiej Synagodze na Tłomackiem znany był w całej Warszawie. Występowali w nim słynni śpiewacy i dyrygowali doskonali muzycy, między innymi Dawid Ajzenszadt. Wiele osób, wśród nich także chrześcijanie, przychodziło na nabożeństwa tylko ze względu na występy chóru.
W 1942 roku Niemcy przearanżowali Wielką Synagogę w wielki magazyn mebli, które zwozili z grabionych majątków całej Warszawy. Po stłumieniu powstania w getcie budynek na Tłomackiem został wysadzony, destrukcji synagogi osobiście doglądał Jürgen Stroop. Po wojnie planowano synagogę odbudować, jej brak był wyjątkowo odczuwalny dla tkanki miejskiej dzielnicy (Julian Kulski, przedwojenny burmistrz, zastępca Starzyńskiego powiedział, że ''wrosła [ona] w przedwojenny krajobraz miasta''). W końcu nie podjęto się tego zadania, a ruiny usunięto.
Na początku lat 50. Ratusz postanowił wybudować tam wieżowiec, ale budowa zakończyła się przeszło 40 lat później. Dlaczego tyle trwała? Miejskie legendy mówią o klątwie rzuconej przez rabina, który opuszczał Warszawę. Na placu budowy miały zdarzać się niewytłumaczalne wypadki, a robotnicy słyszeli niezidentyfikowane płacze, zawodzenia i krzyki. W 1976 roku skończono stawiać stalowy szkielet budynku, który obłożono złotymi blachami – przez co mieszkańcy Warszawy nazywali go przez jakiś czas złotym wieżowcem – ale budowa na kilka lat zamarła. Ruszyła ponownie w latach 80., budynek oddano do użytku w 1991 roku. Podobno klątwa została odczyniona przez innego rabina, dlatego wieżowiec (teraz nazywany błękitnym) stoi bezpiecznie do dzisiaj. Przy ulicy Tłomackie 3/5 swoją siedzibę ma Żydowski Instytut Historyczny im. Emmanuela Ringelbauma.
Most Kierbedzia
Gdzie? Tam, gdzie dzisiaj jest most Śląsko-Dąbrowski.
Pierwszy stały most, który połączył prawobrzeżną i lewobrzeżną Warszawę, został oddany do użytku dopiero w 1864 roku. Poprzednie mosty były drewniane, rozbierane na czas zimy, kiedy przez Wisłę przechodziły kry lodowe. Autorem nowego mostu został doświadczony inżynier, pochodzący z Litwy Stanisław Kierbedź, który zasłynął projektem pierwszego stałego mostu na Newie w Petersburgu (i jednocześnie w całym Imperium Rosyjskim). Było to nie lada wyzwanie – w tamtych czasach technologia budowania mostów była w powijakach, a Newa jest rzeką wyjątkowo kapryśną: we fragmencie, na którym Kierbedź budował swój most miała, bagatela, 300 metrów szerokości.
Swój warszawski most Kierbedź oparł na pięciu kamiennych filarach, które przetrwały nawet niemieckie bombardowania. Miał 474 metrów długości, był żelaznym mostem kratownicowym. Jeździły po nim tramwaje, wozy konne, znalazło się także miejsce dla spacerujących pieszych, którzy po Kierbedziu chodzili wyjątkowo chętnie. Dzisiaj ludzie gromadzą się na brzegach Wisły, dawniej cała rzeka tętniła życiem. Ogromną popularnością cieszyła się żegluga turystyczna (porządniejsze przewodniki zalecały, żeby na czas podróży w okolicach mostu Kierbedzia zejść na niższe pokłady, gdyż niepokorni młodzieńcy, nazywani dzisiaj chuliganami, upodobali sobie rozrywkę polegającą na pluciu i zrzucaniu niedopałków na głowy podróżujących). Pojawiały się także galery sprzedające owoce i warzywa. Józef Galewski wspominał:
Każdy miał duży, cienki hak umocowany na długim sznurku. Jeżeli sprzedający na galarze był zajęty, chłopak raptownie puszczał hak, który swoim ciężarem przebijał parę jabłek, po czym delikatnie podciągał go w górę zdejmując jabłka, i dalej szła robota. Ludzie zamiast temu przeszkodzić, cieszyli się, iż pomysłowy młodzieniec umie wykorzystać swoje zdolności, kradnąc cudzą własność.
Most Kierbedzia, fot. Polona / www.polona.pl
Jeśli ktoś zajmuje się archeologią wodną, może spróbować przeprowadzić badania na dnie Wisły i poszukać resztek krat i przęseł, które zatonęły po niemieckim bombardowaniu. Trochę łatwiejszy pomysł na zwiedzanie Kierbedzia wymyślili polscy filmowcy. W ''Zamachu'' Passendorfa (1966) i w jednym odcinku (''Most'') ''Czterech pancernych i psa'', kratowany i nieistniejący most zastąpił most w Toruniu, który ma nieco podobną konstrukcję. Czy turystyka obiektów–trochę–przypominających–obiekty–nieistniejące jest przyszłością turystyki miejskiej?
Cyrk Staniewskich
Gdzie? Róg Ordynackiej i Okólnik, na miejscu dzisiejszego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina
Cyrk Staniewskich w Warszawie, fot. Polona / www.polona.pl
Jedną z największych rozrywek dawnej Warszawy był cyrk, ośmiopiętrowy gmach na trzy tysiące widzów, po którym dzisiaj nie pozostał żaden ślad. Oprócz klaunów, popisów akrobatycznych, zapasów i kobiet z brodami, Cyrk Staniewskich zasłynął z areny wodnej. Świątynia rozrywki istniała na mapie Warszawy od 1882 roku, została zmieciona z powierzchni ziemi już we wrześniu 1939 – budynek był wyjątkowo duży, a Luftwaffe ostrzeliwało go wyjątkowo zażarcie.
Adam Bielawski, łącznik z powstania warszawskiego, który w momencie wybuchu wojny miał zaledwie cztery lata, opowiadał:
Tam się odbywały nie tylko pokazy cyrkowe, ale walki zapaśnicze, na przykład Grochowienko Szczeker. Tam były zakłady, cała Warszawa na to waliła, to było szalenie popularne. To dobrze pamiętam. Na przykład arenę napełniali wodą, tak było zrobione, że tam mogli wodę nalać, łódki pływały.
Dom firmy wydawniczej Gebethner i Wolff
Gdzie? Róg Zgoda 12 (kiedyś Nowosienna) i Sienkiewicza 9
Punkt obowiązkowy dla bibliofilów. Gdy wjeżdżamy na wiecznie zatłoczony parking przy pasażu Wiecha, czyli na jedno z niewielu miejsc, w których można zaparkować w centrum, przebywamy w miejscu, gdzie do powstania warszawskiego stała malownicza kamienica, wyróżniająca się wieżyczką, przywodzącą na myśl alpejskie zamki. Jej architektem był Bronisław Brochwicz-Rogoyski, architekt czerpiący z historyzmu; wiele projektowanych przez niego budynków istnieje do dzisiaj. Na parterze była rozległa księgarnia, w której sprzedawano najnowsze pozycje z niezwykle różnorodnego katalogu Gebethnera i Wolffa. Na piętrach znajdowały się luksusowe apartamenty.
G&W byli prawdziwymi magnatami rynku wydawniczego. Wydawali prasę ("Tygodnik Ilustrowany", "Kurier Codzienny", "Kurier Warszawski"), nuty (do 1937 roku było to 7147 różnych partytur, w tym wszystkie utwory Chopina), komiksy (między innymi Przygody Koziołka Matołka Makszuszyńskiego i Walentynowicza). Do tego dochodzą książki: Reymonta, Prusa, Orzeszkowej, Konopnickiej, Choromańskiego, Iwaszkiewicza, no i oczywiście przekłady z zagranicznej prozy, w tym mistrzowskie tłumaczenia Boya-Żeleńskiego.
Kino Moskwa
Gdzie? Puławska 17
Kino Moskwa, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe / www.audiovis.nac.gov.pl
Najpierw miało nazywać się Kino Wieczór (taką nazwę wybrali czytelnicy czasopisma "Wieczór Warszawy"), ale z powodów bezpieczeństwa powołano się na bratnią stolicę. Dlaczego? Kino zaprojektowane przez Kazimierza Marczewskiego i Stefana Putowskiego zostało oddane do użytku 22 lipca 1950 roku (jako 11. w Warszawie) i w niczym nie przypominało obowiązującego wtedy stylu socrealistyczego. Bardzo skromna, modernistyczna bryła nie była uzbrojona w szeregi kolumn ani reliefy przedstawiające robotników. Do tego stały pod nią rzeźby dwóch lwów, które poszukiwaczom obcych wpływów skojarzyły się z kapitalistyczną wytwórnią filmową Metro–Goldwyn–Mayer (swoją drogą, Samuel Goldwyn, jeden z jej założycieli, pochodził z Warszawy). Kino było duże (1200 miejsc) i bardzo dobrze przemyślane akustycznie.
Moskwa wyróżniała się nie tylko wyglądem, ale i repertuarem. Odbywały się tam Konfrontacje – przegląd kina światowego, które były oknem na świat, pozwalającym zobaczyć, co słychać w ambitnym świecie festiwali filmowych.
Wygląd kina na pewno wiele osób jeszcze pamięta –pisała warszawska blogerka – Wchodziło się po schodach na podest strzeżony przez lwy. Bilety można było kupić w okienkach zewnętrznych lub holu kasowym. Poczekalnia miała dwie kondygnacje, jedną dla obsługi parteru, drugą dla balkonu. W "Moskwie" były nietypowo szeroko rozstawione rzędy foteli, nie trzeba było się do swoich miejsc przeciskać, jak w innych kinach. Przed kinem był sympatyczny skwer, z miejscem pamięci i postojem taksówek. Zza kina widać było piękną bryłę gmachu Instytutu Higieny przy Chocimskiej.
Kino Moskwa zostało zburzone całkiem niedawno, bo w 1997 roku. Jak zwiedzać tak krótko nieistniejące budynki? Fetyszyści szczątków mogą przejść się na Puławską 17, tam gdzie kiedyś stało kino, a dzisiaj znajduje się kompleks biurowy Europlex. Stoją pod nim rzeźby dwóch lwów dłuta Józefa Trenarowskiego: to te same zwierzęta, które niegdyś stały pod Moskwą. Ale może lepiej znaleźć kompetentnego przewodnika – kogoś, kto pamięta kolejki w mokotowskim kinie i zaprosi na zwiedzenie kinowych korytarzy w jego własnych wspomnieniach. Można też poszperać w zdjęciach, a jest ich sporo. Na przykład to słynne autorstwa Chrisa Niedenthala.
Pierwszy dzień stanu wojennego, transporter opancerzony przed kinem "Moskwa" w Warszawie i reklama filmu "Czas Apokalipsy", 13 grudnia 1981, fot. Chris Niedenthal / Forum
Supersam
Gdzie? Ulica Puławska 2, przy Placu Unii Lubelskiej
W latach 30. miał w tym miejscu powstać 70-metrowy wieżowiec, ale plany pokrzyżował wybuch wojny. Zamiast tego w 1962 roku powstał tu pierwszy samoobsługowy sklep w całej Polsce. Wielu krytyków architektury uważa go za jedno z największych osiągnięć powojennego modernizmu – mimo że powstał z setek ton betonu i stali, nie czuło się jego ciężaru. Łukowo wygięty dach, jasne oświetlenie i przeszklenie całego budynku sprawiały, że pozornie toporna bryła stawała się lekka i przestrzenna. Profesor Waldemar Baraniewski z Akademii Sztuk Pięknych mówił:
Kiedy pawilon warszawskiego Supersamu był wyburzany, w Massachusetts Institute of Technology w USA – jednej z najbardziej prestiżowych uczelni technologicznych na świecie – otwierano wystawę projektów Wacława Zalewskiego, twórcy jego konstrukcji. Ekspozycję promował album z dachem pawilonu na okładce. Amerykanie nie wierzyli, że tę wspaniałą, matematyczną, racjonalną rzeźbę można zniszczyć.
Supersam został rozebrany w 2006 roku, a na jego miejscu postawiono biurowo-usługowy wieżowiec, zaprojektowany przez pracownię Kuryłowicz & Associates. Według twórców nowego budynku jego projekt nawiązuje do klasycznych wieżowców szkoły chicagowskiej i przedwojennego planu zagospodarowania tego terenu. Przeciwko wyburzeniu pierwszego Samu w Polsce protestowało wiele osób – począwszy od architektów i historyków sztuki, przez aktywistów miejskich, aż po zwykłych mieszkańców (którzy w tej kwestii powinni mieć decydujący głos). Listy protestacyjne i debaty nic nie dały, budynek nie został wpisany na listę obiektów chronionych. A Warszawę opuścił kolejny symbol, miejsce, gdzie wielu warszawiaków czuło się bezpiecznie.
Postscriptum
Marek Nowakowski, pisarz i warszawiak, mówił:
Nie jestem piewcą nostalgii, piękna minionego, zniszczonego przez hitlerowców i komunistów po wojnie. Najbardziej w tym mieście interesuje mnie żywioł ludzki, bo on stanowi jego siłę. Zawsze w Warszawie interesowało mnie życie podskórne. Oficjalny nurt prezentował bowiem w przewadze zakłamanie. W niszach i zakamarkach, w knajpach, w bramach, mieszała się i wolność, i wszelkie świństwo, czyli prawda o człowieku.
Źródła: Elżbieta Charazińska, ''Ogród Saski'', Warszawa 1979; Krzysztof Dunin-Wąsowicz, ''Warszawa w czasach pierwszej wojny światowej'', Warszawa 1974; Krzysztof Dunin-Wąsowicz, ''Warszawa w latach 1939–1945'', Warszawa 1984; Eleonora Bergman, "Nie masz bóżnicy powszechnej" Synagogi i domy modlitwy w Warszawie od końca XVIII do początku XXI wieku'', Warszawa 2007; Jerzy Jasiuk, ''Dobrem w pamięci zapisani: rzecz o rodzie Kierbedziów'', Warszawa 1995; Karolina Półtorak, ''Most Kierbedzia'', ''Na Powiślu'' 2010, nr 16; Bronisław Tumiłowicz, ''Niezapomniani Gebethner i Wolff'', ''Przegląd'' 2008, nr 8; Marek Nowakowski, ''Okopy Świętej Trójcy. Rozmowy o życiu i ludziach'', Poznań 2014; http://eela1.blox.pl; polona.pl; Archiwum Historii Mówionej; PAP; legendy miejskie, inf. własne.
Autor: Filip Lech
Od 2013 roku redaktor muzyczny Culture.pl, wcześniej związany z redakcją "Glissanda". Publikował także we "Wprost", "Ruchu Muzycznym", "Dwutygodniku", "Trans/wizjach" i kilku innych miejscach. Jest didżejem, jego sety można usłyszeć m.in. we francuskim LYL Radio i warszawskim Radiu Kapitał. Wspólnie z Lubomirem Grzelakiem (Lutto Lento) prowadzi wytwórnię DUNNO Recordings, wydającą m.in. Tropę Macacę, Wojciecha Bąkowskiego i Aldonę Orłowską. Opiekuje się trzema kotami.