Wyniki drugiego naboru z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych (RFIL) wywołały potężne kontrowersje zarówno wśród samorządowców, jak i w opinii publicznej.
W oparciu o skrajnie nieprzejrzystą procedurę i arbitralne przesłanki oceny, pieniądze podzielono według podziału samorządów na „nasze” i „wasze”, a najbardziej widocznym kryterium ich podziału okazuje się polityczna barwa poszczególnych samorządów.
Do miast na prawach powiatu trafiło w sumie 357 mln zł, z czego ponad 1/3 tej kwoty (132,5 mln zł) otrzymało 7 miast wchodzących w skład okręgu wyborczego decydenta w sprawie dotacji, czyli premiera Mateusza Morawieckiego - wynika z analizy przygotowanej dla forumIdei Fundacji Batorego autorstwa dr hab. Dawida Sześciły, Adeli Gąsiorowskiej, Radosława Łapszyńskiego oraz Stanisława Zakroczymskiego.
Autorzy podkreślają, że kryzys finansowy spowodowany pandemią COVID-19 uderzył we wszystkie samorządy. Najbardziej spadek dochodów odczuły jednak duże miasta (miasta na prawach powiatu), które znalazły się w finansowym potrzasku – to tam doszło do najpoważniejszego procentowego spadku dochodów, a jednocześnie te ośrodki stanęły przed szczególnymi potrzebami wydatkowymi, dotyczącymi np. wsparcia lokalnych przedsiębiorców dotkniętych lockdownem.
Dopiero po kilku miesiącach władza centralna uruchomiła realne, ale dalece niewystarczające wsparcie finansowe dla samorządów w postaci pierwszej transzy RFIL o wartości 6 mld zł. Ten krok należało ocenić pozytywnie, ponieważ środki podzielono między samorządy według obiektywnego algorytmu, bez elementów uznaniowej oceny rządu.
Jednak zupełnie odmiennie przedstawia się ocena drugiej części RFIL, czyli dokonanego w grudniu 2020 roku rozdziału dalszych 4,35 mld zł. Już sam kształt procedury konkursowej zapowiadał, że możemy mieć do czynienia z podziałem środków nie według potrzeb finansowych samorządów, ale według kryteriów arbitralnych i pozamerytorycznych.
Co szczególnie niepokojące, w dokładnym podziale środków powtarza się następujący schemat: im dany samorząd jest bliższy partii rządzącej, tym bardziej skorzystał z RFIL. Widać to na kilku poziomach:
1. Biorąc pod uwagę kryterium wyników drugiej tury wyborów prezydenckich w 2020 roku, gminy sympatyzujące bardziej z opozycją uzyskały w przeliczeniu na mieszkańca ponad trzy razy mniej środków niż gminy, gdzie zdecydowanym poparciem cieszy się obóz rządzący;
2. Miasta na prawach powiatu, najbardziej dotknięte kryzysem finansowym, które w większości stanowią „bastion opozycji”, uzyskały środki nieproporcjonalnie niskie w stosunku do liczby ludności, a wiele z nich nie otrzymało pieniędzy w ogóle;
• na tym tle wyróżniły się nie tylko miasta rządzone przez prezydentów związanych z PiS (Chełm i Zamość). Prawdziwymi triumfatorami w staraniach o fundusze stało się siedem miast z okręgu wyborczego premiera Mateusza Morawieckiego (który decydował o podziale funduszy). Trafiła do nich ponad 1/3 wszystkich środków przekazanych miastom na prawach powiatu, choć zamieszkuje je zaledwie 6,5 proc. całkowitej liczby ludności tych miast. Z okręgu wyborczego premiera jedynie Chorzów nie otrzymał nic. Otwartym pozostaje pytanie, czy ma to związek z faktem, że tamtejszy prezydent jako jedyny wśród prezydentów w tym okręgu wyborczym należy do Platformy Obywatelskiej.
3. Niepokojąca zbieżność barw politycznych władz samorządów i rozstrzygnięć dotacyjnych widoczna jest również z poziomu podziału środków na poszczególne województwa (wszystkie samorządy w danym województwie). Ranking dotacji w przeliczeniu na mieszkańca niemal idealnie układa się według schematu – województwa rządzone przez PiS (8) na górze, rządzone przez opozycję (8) na dole. Jeszcze wyraźniej jest to widoczne w odniesieniu do środków przekazanych samorządom województw ̵ 90 proc. tych środków trafiło do ośmiu samorządów, gdzie rządzi PiS.
W konkluzjach raportu autorzy podkreślają, że wiele wskazuje na to, że klientelizm stał się główną osią polityki władzy wobec samorządów i swoistym symbolem PiS-owskiego nowego centralizmu - wpaja się wspólnotom lokalnym i ich samorządowym liderom, że droga do skutecznego zaspokajania lokalnych bądź regionalnych potrzeb wiedzie przez polityczne związki z rządowymi czy partyjnymi decydentami.
Takie działanie jest według autorów zaprzeczeniem idei samorządności i decentralizacji, która zakłada budowanie siły wspólnot lokalnych od dołu (np. poprzez zwiększanie bazy dochodów własnych), a nie czekanie na łaski spływające ze stolicy.
Autorzy konkludują, że samorządom w reakcji na te działania przysługuje możliwość podjęcia czynności prawnych. Według nich należy umożliwić sądom administracyjnym wypowiedzenie się w tej sprawie, zważywszy na jej fundamentalne znaczenie w relacjach rząd - samorząd.