
Zarobki 1200 zł, zrzutki na paliwo i dojazdy do sąsiedniego województwa - to codzienność setek mieszkańców Brzegu.
Zza szyb samochodu albo pociągu widać ciągnące się jedna za drugą
olbrzymie hale. Różnią się głównie wielkimi napisami: Electrolux,
Bahlsen, Autoliv. Takich fabryk w samej Oławie i sąsiednich Stanowicach
jest z dziesięć. Produkują przeciwwagi do pralek, same pralki,
podzespoły samochodowe, wyroby ze stali. W niedalekim Jelczu na ludzi
czeka kilkanaście kolejnych fabryk.
W Brzegu też jest dużo hal: przy ul. Łokietka, Partyzantów,
Chocimskiej, Włościańskiej jeden po drugim wyrosły... olbrzymie sklepy.
Zatrudniają po góra dwadzieścia osób.
Wystarczy około 6.30 wyjść na ulicę Wrocławską, żeby zobaczyć, ile
samochodów z rejestracją OB sunie w kierunku Oławy. W każdym siedzą po
3-4 osoby. Inaczej dojazdy byłyby nieopłacalne.
Nikt nie policzył, ile osób z powiatu brzeskiego pracuje w oławskich
firmach. Według skromnych szacunków może być ich około tysiąca. Nie na
darmo specjaliści od rekrutacji określają teren na wschód od Oławy
zagłębiem brzeskim. Nie wydobywa się tu węgla, ale ludzi do pracy. W
ich poszukiwaniu coraz więcej firm decyduje się na podstawianie
bezpłatnych autobusów.
Więcej w
nto.pl