Pierwszego sierpnia 2014 r. obchodziliśmy 70 rocznicę Powstania Warszawskiego - największej akcji zbrojnej podziemia w okupowanej przez Niemców Europie.
Przez 63 dni żołnierze Armii Krajowej prowadzili heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i dominacji sowieckiej.
Powstanie wybuchło w imię wolności, w imię miłości do Ojczyzny, manifestacji tego że byliśmy, jesteśmy i będziemy. Rzesze ochotników, stanowiących Armię Krajową, poświęciły wszystko, co było im drogie, aby z honorem wypełnić obowiązek wobec Polski. Nie zawahali się zostawić domu, rodziny, przyjaciół, pracy i własnej niezależności, aby stać się żołnierzami - od konspiracji, do Powstania Warszawskiego. Boju heroicznego i jakże tragicznego, dokumentującego ogrom poświęceń w imię wolności Ojczyzny, bezcennej wolności której każdy z powstańców i mieszkańców Warszawy chciał zaznać choćby przez chwilę.
Pierwszy sierpnia to dla mnie data wyjątkowa, szczególna, gdyż w Powstaniu walczyła moja ś.p. Babcia Sławomira Niesłuchowska (z domu Jaglarska) ps. ?Żaneta - Janette". W momencie wybuchu Powstania miała zaledwie 17 lat, ale walczyli przecież jeszcze młodsi, a nawet dzieci. Była łączniczką, sanitariuszką, żołnierzem Armii Krajowej żoliborskiego Zgrupowania ?Żubr".
Jeden z epizodów dokumentujących jej udział w Powstaniu został opisany w ?Rapsodii Żoliborskiej" Stanisława Podlewskiego - tom drugi ?Przedostatnie dni wolności", rozdział ?Śmierć zbiera żniwo wśród łącznościowców", którego fragment przytoczę niżej: ?...W ostatnich walkach oddział łączności poniósł duże straty. Poprzedniego dnia rano został ranny porucznik Słuchawka, dowódca plutonu łączności. Nad wieczorem znowu tragiczna wiadomość. Ciężki pocisk wybuchł tuż przed kawiarnią ?Danusia", przy placu Wilsona. Mały odłamek wpadł przez okno i trafił w skroń łączniczkę Renę, zabijając ją na miejscu. Obecne łączniczki w milczeniu ułożyły ją na ławce, a jedna z nich zajęła opuszczone miejsce przy aparacie telefonicznym. Łączniczka Rena, siedemnastoletnia dziewczyna, była bardzo odważna i ofiarna. Przeżyła ciężki cios, jej narzeczony zginął w pierwszych natarciu oddziałów leśnych na Dworzec Gdański. Odłamkiem w udo oberwał również porucznik Brzoza, komendant radiostacji. Właśnie otrzymał meldunek, że na skutek huraganowego ognia przeniesiono radiostację do piwnic domu przy ul. Górskiego. Wiadomość ta nie daje mu spokoju. Chce obejrzeć nowe lokum radiostacji i sprawdzić jej działanie. Ogień artylerii jest bardzo silny. Towarzysze ostrzegają go przed niebezpieczeństwem. Kuśtykając idzie powoli, prowadzony przez strzelca Anodę i łączniczkę Jannete (przyp. Sławomirę Niesłuchowską). Wokół gwiżdżą długie serie broni maszynowej, pociski wiercą dziury, świszczą odłamki. Naraz wszyscy troje padają na ziemię. Porucznik Brzoza (Władysław Lipiński) zginął na miejscu, seria z karabinu maszynowego niemal przecięła w pół strzelca Anodę i łączniczkę Janette, siedemnastoletnią dziewczynę. Wołała ratunku. Gdy sierżant Dziadzio dobiegł do niej, zdołała powiedzieć: - Dziadziu, wykończyli nas...
Sławomira Niesłuchowska zd. Jaglarska
Powstańcy w boju
Jasna głowa opadła na ziemię, piękne oczy Janette zamknęły się na zawsze. Była to odważna dziewczyna. Kiedyś podczas natarcia przeszła przez barykadę do poległego Niemca, zabrała mu pistolet i odtąd prawie się z nim nie rozstawała. W powstaniu walczyły jej trzy siostry. Wszyscy odczuli śmierć tych dzielnych towarzyszy broni. ..."
Powyższe wydarzenia, to nie scenariusz z filmu sensacyjnego. 70 lat temu takie zdarzenia były niestety codziennością i działy się naprawdę. Powstańcy i ludność cywilna walcząc w imię wolności przypłacili najwyższą możliwą ceną - swoim życiem.
Ta historia w przypadku mojej Babci ?Janette" zakończyła się jednak, rzec można jak w filmie - happy endem, gdyż przekaz historyczny zawarty w ?Rapsodii Żoliborskiej" został zniekształcony, a prawdziwe zakończenie tej historii poznałem od bezpośredniego świadka tych wydarzeń, czyli Babci.
Faktycznie, jej dwaj towarzysze broni porucznik Brzoza i strzelec Anoda zginęli. ?Janette" przeżyła, lecz została ciężko ranna odłamkiem w nogę. Ktoś zabrał jej broń i powstańczą opaskę, żeby Niemcy myśleli, że mają do czynienia z cywilem i tak też się stało. Biorąc ją za cywila, niemieccy okupanci udzielili jej pierwszej pomocy.
Obrażenia były na tyle poważne, że noga miała być amputowana, ale jakimś cudem Babcia trafiła do transportu rannych do krakowskiego szpitala, gdzie została operowana i doszła do zdrowia. To cud, że przeżyła, gdyż przetrwali nieliczni. Bilans powstania był zatrważający - w trakcie dwumiesięcznych walk straty wojsk polskich wyniosły ok. 16 tys. zabitych i zaginionych, 20 tys. rannych i 15 tys. wziętych do niewoli.
W wyniku nalotów, ostrzału artyleryjskiego, ciężkich warunków bytowych oraz masakr urządzanych przez oddziały niemieckie zginęło od 150 tys. do 200 tys. cywilnych mieszkańców stolicy, a stolica została zrównana praktycznie z ziemią. Babcia Sława, czyli ?Janette" za swoją bohaterską postawę została odznaczona wieloma odznaczeniami, w tym m.in. już w wolnej Polsce, z rąk Prezydenta RP otrzymała Krzyż Armii Krajowej.
Dzisiejsze pokolenia na szczęście nie wiedzą co to wojna, gdyż żyjemy w wolnej niepodległej Polsce, czego mam wrażenie nie doceniamy. Pamięć o bohaterskich czynach naszych przodków jednak trwa. W mojej rodzinie rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego była zawsze szczególnie celebrowana, a Babcia w ten dzień obdarowywana symbolicznym bukietem kwiatów.
Dziś nie ma jej niestety z nami, ale pamięć o jej bohaterskich czynach oraz towarzyszy broni ciągle żyje. Rodzinną tradycją jest, że w godzinie W wspólnie z Rodzicami, Żoną i dziećmi składamy jej wizytę na cmentarzu, oddając jej hołd i cześć. Bezsprzecznie zasłużyła na to. Pamięć o bohaterskich czynach Powstańców musi przetrwać, dlatego na miejsca jej wiecznego spoczynku zabieram swoje małe Córeczki i choć one jeszcze prawie nic nie rozumieją, to wyjaśniamy im dlaczego rozbrzmiewa dźwięk syren. Przyjdzie taki czas, że zrozumieją i potem one przyjdą nad babciną mogiłę i opowiedzą tę historię swoim dzieciom. Pamięć o bojownikach o wolność Polski musi przetrwać.
Znak Zgrupowania "Żubr"
?Pamięci tych,
którzy odeszli szlakiem krwi i cierpień
w wieczność, po 63 dniach walki.
(...)
Z myślą
o tych, którzy przyjdą po nas."
(St. Podlewski, Przemarsz przez piekło)
Jacek Niesłuchowski