niedziela, 24 listopada 2024
l.geringerPosłowie zabierając głos w Parlamencie (zwykle mamy przyznawaną 1 minutę) starają się w tym krótkim czasie zawrzeć jak najwięcej przykuwających uwagę stwierdzeń.



Im bardziej na prawo w Izbie, tym wypowiedzi są barwniejsze i mocniejsze, pozostawiające często do myślenia... Aby dowiedzieć się co szanowny mówca miał na myśli, można podnieść niebieską kartkę i w ten sposób zgłosić chęć zadania pytania. Jeśli ten, do którego chcemy skierować pytanie się zgodzi - można mówić przez 1 minutę „co język przyniesie" i zakończyć kwestię znakiem zapytania. Wtedy indagowany też przez minutę coś mówi, przeważnie podniesionym tonem - „podgrzewając" w ten sposób temperaturę i dodając sobie we własnym mniemaniu powagi. Najważniejsze jest jednak, że licznik wystąpień skacze o oczko więcej, a o „normalny" głos trudno. Oczywiście skomplikowanej kwestii w 1 minutę nie uda się wyjaśnić. Zadający pytanie i odpowiadający - obaj o tym wiedzą, niebieska kartka po prostu podnosi kurtynę i zaczyna się mini-teatr. 
Na to tylko czyhają dziennikarze. Każda tego typu „szybka piłka" to awanturka, która się dobrze sprzeda. Tak też było 6 lipca br., z tym, że po wystąpieniu Premiera Donalda Tuska, niebieską kartkę stosowano rekordowo często. 
Opóźnienie sięgnęło prawie godziny! To się praktycznie nie zdarza. Następujące po debacie głosowania spowodowały, że na zaplanowany po nich uroczysty lunch z udziałem nowego Przewodniczącego Rady UE, przez godzinę  z posłów nikt się nie zjawił. Czas głosowań jest „święty", nie tylko ze względu na wagę polityczną, ale i na to, że nieobecność obcina o połowę dietę. (Ta zasada nie obejmuje tylko Przewodniczącego Parlamentu).


Zaproszeni członkowie Prezydium (w tym także niżej podpisana) i szefowie grup politycznych wpadli zdyszani do Salonu Honorowego, by stwierdzić, że jest już po koktajlu i przystawkach. Przewodniczący Buzek zapowiedział, że mamy 15 min na resztę wraz kawą, gdyż premier Tusk miał już zaplanowany wyjazd, a i posłowie „lecieli" na następne spotkania. 

Półsurowy filet de boeuf spożyto w ekspresowym tempie, co było absolutnym odstępstwem od reguł niespiesznych politycznych pogawędek (po to jest wydawany obiad). Udało mi się jednak chwilę porozmawiać z PremieremTuskiem, zapytałam czy spodziewał się takich PiSkliwych ataków. Odparł - „jestem zaskoczony ich... łagodnością, to nic w porównaniu z tym, co muszę wysłuchiwać w kraju".   
Tryskał dobrym humorem i rozpływał się w komplementach płynących od przywódców największych grup politycznych w PR. 
Tak trzymać.

Lidia Geringer de Oedenberg


PS. Swoją drogą, zawsze zastanawia mnie klucz doboru gości na uroczyste lunche i dinnery, w których mam zaszczyt, jako członek Prezydium uczestniczyć. Jest to zwykle 20-30 osób. Za każdym razem spotykam niezmiennie top-administrację (szare, pracujące od lat w PE eminencje patrzące na posłów jak na przejściową dekorację) oraz innych, dobranych nie do końca zrozumiałym szyfrem ludzi. Na „polskim" obiedzie zabrakło np. niektorych wiceprzewodniczących Parlamentu, a wśród polskich posłów zauważyłam jedynie szefów delegacji polskich w S&D posła Liberadzkiego i w EPP posła Saryusza-Wolskiego.

Nowiny na pasku