piątek, 22 listopada 2024

wenecjaZobaczyć kanały Wenecji bez wyjeżdżania do Wenecji? Obejrzeć skarby Luwru bez wchodzenia do Luwru? Zdaniem Bruno Freya z Uniwersytetu w Bazylei to możliwe, a nawet konieczne.

 

 

Szwajcarski ekonomista w swojej nowej książce wysunął pomysł wykorzystania najnowszych technologii – hologramów i wirtualnej rzeczywistości – do stworzenia wiernych kopii najchętniej odwiedzanych miejsc świata. Jego zdaniem dzięki temu uchronić najcenniejsze zabytki przed zadeptaniem ich przez turystów.

Choć w dobie pandemii zniknął problem tłoku panującego w wielu popularnych miejscach, to nie ma wątpliwości, że gdy znów będzie można swobodnie podróżować, atrakcje turystyczne znowu będą przeżywać oblężenie. A to z kolei skończy się tym, że zarządcy tych obiektów będą wprowadzać limity wejść, żeby uniknąć tłoku. Jednak zdaniem wybitnego szwajcarskiego ekonomisty Bruno Freya rozwiązanie tego problemu może być zupełnie inne, bardziej satysfakcjonujące dla turystów. W swojej książce „Venedig ist uberall” naukowiec proponuje, żeby przy pomocy technologii takich jak hologramy, rzeczywistość rozszerzona (AR) i inne techniki multimedialne stworzyć cyfrowe kopie popularnych atrakcji turystycznych.

Zdaniem Freya najnowsze technologie można wykorzystać nie tylko do powielenia budynków, ale również cennych historycznych artefaktów czy dzieł sztuki. W efekcie te słynne zabytki i dzieła mogłoby zobaczyć jeszcze więcej ludzi. „Potrzebujemy nowej Wenecji. Mogłaby być nawet lepsza niż oryginał, specjalnie zaprojektowana dla turystów, ze specjalnymi prezentacjami multimedialnymi na temat historii sztuki lub karnawału, w którym mogłoby uczestniczyć więcej odwiedzających niż dotychczas” – powiedział w rozmowie z „Der Spiegel”.

Zapytany o to, dlaczego turyści mieliby chcieć odwiedzać kopie zamiast oryginałów, stwierdził, że dzisiejsza technologia pozwala na to, by te kopie wyglądać dokładnie tak, jak oryginały, a dodatkowo mogłyby oferować znacznie bardziej intensywne wrażenia. „Oryginalne dzieła są zamykane za gablotami, bo są zbyt cenne, by odwiedzający mogli je oglądać z bliska czy dotykać. Taki sposób ich eksponowania nie pozwala na przeżycie doznań, które powinno dawać obcowanie ze sztuką. Doświadczyłem tego, stojąc przed obrazem Mona Lisy w Luwrze” – powiedział. I dodał, że według niego takie „cyfrowe bliźniaki” mogłyby przyciągać tych mniej zainteresowanych turystów, którzy ciągną do tych słynnych miejsc nie z potrzeby serca, ale dlatego, że jest to modne. A oryginały byłyby dzięki temu bardziej dostępne dla naprawdę zainteresowanych nimi koneserów.

Czy śmiały pomysł Bruno Freya spotka się z zainteresowaniem instytucji zarządzających słynnymi atrakcjami turystycznymi? Tego dowiemy się zapewne dopiero za jakiś czas. Mimo zaawansowanych technologii zrobienie cyfrowego Luwru zajmie bowiem dobrych parę lat.

 

źródło: PAP
foto: Unsplash

ttg dziennik turystyczny 240

 

 

 

Dodaj komentarz

turystyka na pasku